Marcel Misiek ma 91 lat. Mimo sędziwego wieku dopisuje mu zdrowie oraz dobry humor. Nie nosi okularów, nadal jeździ samochodem i pracuje w ogródku. Jaka jest jego recepta na długie życie? - Człowiek na pewno nie może być samotny – stwierdza mieszkaniec Podborowa, który w wieku 67 lat drugi raz się ożenił.
- Prawo jazdy zrobiłem od razu po wojnie - miałem uprawnienia do kierowania samochodem, motorem i nawet traktorem - opowiada Marcel Misiek. - Samochodem jeżdżę cały czas, ale na motor już raczej nie wsiadam. W aucie czuje się bardzo dobrze. Jak usiądę za kierownicą, to i do Berlina możemy jechać - śmieje się mieszkaniec Podborowa, którego dobry humor nigdy nie opuszcza. Jak sam mówi jest zadowolony ze swojego życia, bo nawet czasy wojenne udało mu się przeżyć w dobrych warunkach i nie ma złych wspomnień. - W trakcie okupacji przebywałem u Niemców w Bojanowie. W tamtejszej restauracji przez pięć lat pracowałem jako kelner. Ci ludzie nie byli źli, traktowali mnie jak swojego syna. Po wojnie wróciłem do rodzinnego domu w Słupi Kapitulnej i pracowałem w gospodarstwie - wspomina. Pracę na roli zajmował się przez wiele lat - nie tylko u rodziców, ale też na „swoim” w Podborowie.
Ożenił się mając 24 lata i z żoną doczekali się trójki dzieci. Żona pana Marcela jednak szybko zmarła. - Miała jedynie 62 lata. Już jak chorowała zawsze mówiła mi, żebym nie został sam i ożenił się po raz drugi - opowiada. Tak też zrobił. Po dwóch latach ponownie się ożenił. Swoją drugą żonę dobrze znał - obydwoje mieszkali w tej samej miejscowości, owdowieli też w tym samym czasie. - Spotykaliśmy się nawet w szpitalu – ja przy łóżku swojej żony, a ona męża. Można powiedzieć, że obydwoje dali nam swoje błogosławieństwo. Człowiek nie może być sam, bo wtedy nic nie znaczy - żartuje mieszkaniec Podborowa. Od ich ślubu minęły już 24 lata. - Braliśmy ślub w tym samym roku co wnuczka Marcela - dopowiada pani Teresa Misiek. Ich wspólna rodzina jest obecnie bardzo liczna. Łącznie mają siedmioro dzieci, kilkanaście wnuków i prawnuków. Z wszystkimi utrzymują kontakty i wspólnie spotykają się na ważnych rodzinnych uroczystościach. Marcel Misiek jest osoba znaną w gminie. Przez 17 lat dowoził mleko i wyroby mleczne mieszkańcom Pakosławia. - Ciężko wtedy pracowałem. Zazwyczaj końmi bez względu na pogodę. To pewnie trochę mnie zahartowało i wytrenowało moją pamięć, bo wszystkie zamówienia miałem zapisane w głowie, jak w komputerze - zaznacza.
Wiele lat udzielał się również w parafii - brał udział w ważniejszych pracach remontowych, sprzątaniu świątyni. Był też tzw. opiekunem społecznym, pomagał biednym, rozdzielał dary uzyskane w gminie. Dziś nadal jest aktywny. Wstaje codziennie około 6.00. Spaceruje po podwórzu, karmi kury. Wiosną i latem wraz z żoną pracuje w przydomowym ogrodzie - kopie, sadzi, pieli. Lubi pogawędzić z sąsiadami. Zdarza się, że bierze udział w wycieczkach organizowanych przez kościół - Rodzina mi mówi, że ja pewnie 100 lat dożyję - przyznaje pan Marcel. - Daj Boże. I tak nigdy nie myślałem, że tak długo będę żył.