- Ludzie powinni być bardziej pozytywni, więcej się uśmiechać i częściej wychodzić z domu - przekonuje Mirosława Robińska z Jutrosina. Ona z pewnością do takich osób należy - ma wielu znajomych, różne zainteresowania i jeszcze wiele planów na przyszłość.
Urodziła się w Jutrosinie, w tym samym domu, w którym mieszka do dzisiaj. Tutaj też zdobywała wykształcenie i choć ma już 70 lat - nadal pracuje zawodowo. Od 35 lat jest zatrudniona w miejscowej szkole podstawowej. - Późno rozpoczęłam pracę, bo przez jakiś czas musiałam zajmować się ciężko chorą mamą. Byłam woźną, sprzątaczką, a teraz cały czas opiekuję się salą gimnastyczną i siłownią. Pilnuję porządku, jestem w obiekcie tak długo, póki nie skończą się wszystkie zajęcia - mówi jutrosinianka, który w szkole przebywa codziennie od 14.00 do 22.00. Czasami nawet w weekendy chodzi na salę, żeby sprawdzić, czy wszystko jest pozamykane, wyłączone. - Ciągle jestem w ruchu, dlatego nie muszę chodzić na żadną rehabilitację, jeździć na rowerze, czy spacerować z kijkami. Nic mnie nie boli - wyjaśnia pani Robińska.
Choć jej praca nie należy do najłatwiejszych, zapewnia, że bardzo ją lubi. Nie przeszkadza jej ciągły hałas panujący w szkole. Jak twierdzi, ceni sobie kontakt z dziećmi i młodzieżą. - Nasze dzieci są bardzo fajne. Choć nie zawsze bywają grzeczne, trzeba umieć z nimi postępować - spokojnie, nie nerwowo. One nie zawsze są winne problemów, jakie sprawiają. Być może dlatego lubię dzieci, bo swoich nie mam - przyznaje szczerze pani Mirka, która wcześnie straciła również męża. - Myślałam, że się razem zestarzejemy, ale byliśmy ze sobą tylko 21 lat - dodaje. Mimo tego, że obecnie w Jutrosinie nie ma bliskiej rodziny, nie nudzi się i nie narzeka na swoje życie. - Jestem sama, ale nie samotna - zaznacza. - Dużo przebywam z ludźmi i jestem bardzo aktywna. Mam też bardzo dobre kontakty z moją rodziną - siostrami i ich dziećmi. Od kilku lat należy to towarzystwa przyjaźni Jutrosin-Potigny, dzięki czemu kilkakrotnie była we Francji. Sama co roku przyjmuje u siebie zaprzyjaźnione francuskie małżeństwo.
W miarę możliwości stara się też dużo zwiedzać - nie tylko w Polsce, ale także w poza granicą. Uczestniczy w wycieczkach organizowanych przez szkołę i miejscowe biuro podróży. Zwiedziła kilka europejskich stolic, a w minionym roku, w sierpniu, była m.in. w Grecji. - To zupełnie coś innego zobaczyć na własne oczy miejsca, które widzi się w telewizji - zaznacza pokazując fotografie z podróży, m.in. - z Wilna, Drezna, Berlina, Budapesztu, Krakowa, Warszawy, Kazimierza Dolnego. Zdjęć jest bardzo dużo, bo pani Mirka bardzo lubi też fotografować. - W Grecji płynęliśmy ogromnym promem, to było niesamowite wrażenie. Nie da się tego wszystkiego opisać słowami, choć na promie trochę się bałam, że utoniemy - śmieje się. Jak podkreśla, dzięki podróżom ma nie tylko ciekawe wspomnienia, przeżyła różne przygody, ale przede wszystkim nawiązała nowe znajomości. W tym roku wybiera się do Hiszpanii, ale marzy jej się jeszcze wyjazd do Watykanu. W wolnych chwilach pani Mirka dba o porządek w swoim domu i ogrodzie, z którego jest bardzo dumna. Większość kwiatów, które w nim rośnie sama hoduje. - Nie kupuję nasion, ale sama je gromadzę - zaznacza. - W domu też umiem sporo rzeczy zrobić sama. Nie boje się używać młotka, ani gwoździ.