- Mogę mieć dużą satysfakcję z tego, jak potoczyło się moje życie. Mam wspaniałe dzieci, wnuki, prawnuki i zdrowie, dzięki czemu nadal mogę śpiewać i tańczyć - mówi Marianna Juchnowicz z Bojanowa.
W gminie Bojanowo wszyscy ją znają, choć nie jest to jej miasto rodzinne. Pochodzi z okolic Łowicza, gdzie kończyła szkołę średnią. Studia w Wyższej Szkole Rolniczej rozpoczęła w Łodzi, ale w wyniku zmian organizacyjnych kontynuowała je w Olsztynie i w Poznaniu. - Mąż mój pochodził, z kolei, z okolic Nowogródka, uczył się w Łodzi, gdzie się poznaliśmy. Do Bojanowa trafiliśmy razem już jako małżeństwo. Obydwoje otrzymaliśmy tu nakaz pracy - wspomina Marianna Juchnowicz. - Mojego męża powołano na kierownika Doświadczalnej Stacji Oceny Odmian, która miała tu powstać. Nadzorował jej budowę. Ja rozpoczęłam pracę w miejscowym technikum jako nauczycielka. Był to listopad 1954 roku. Państwo Juchnowicz najpierw mieszkali w budynku przy bojanowskiej poczcie, później zajęli mieszkanie przy wybudowanej stacji oceny odmian, gdzie seniorka mieszka do dzisiaj. - W szkole uczyłam różnych przedmiotów, botaniki, przedmiotów zawodowych, a także chemii. Jeździłam z młodzieżą na różne wycieczki, udzielałam się w kole recytatorskim. Moja praca dawała mi ogromną satysfakcję. Wydaję mi się, że uczniowie mnie lubili, bo z niektórymi do dzisiaj utrzymuję kontakty. Wysyłają mi liczne kartki z okazji świąt - wspomina Marianna Juchnowicz, która od około 20 lat jest na emeryturze.
Nadal jest osobą bardzo zajętą. Od 36 lat aktywnie działa w lokalnym zespole „Gołaszyniacy”. Jest jedną z inicjatorek jego założenia. - Zawsze lubiłam działać społecznie. Już jako młoda dziewczyna angażowałam się w różne sprawy, należałam do harcerstwa, dlatego gdy pracowałam w szkole, ówczesny dyrektor - pan Kryszkiewicz zaproponował, żebym zapisała się do Koła Gospodyń Wiejskich. Tak też zrobiłam - opowiada. - Gdy musiałam z młodzieżą przygotować dożynki, poprosiliśmy o pomoc państwa Brzeskotów z zespołu „Wisieloki”. Oni zaproponowali, żebyśmy utworzyli swój zespół. Podchwyciliśmy to i tak powstali „Gołaszyniacy”. Od tego czasu nieprzerwanie występujemy na scenie.
Marianna Juchnowicz zapewnia, że śpiew i taniec nigdy jej się nie nudzi. Od wielu lat odpowiada za sprawy organizacyjne związane z zespołem - jest jego kierownikiem. Przygotowuje też scenariusze, skecze, dekoracje, wiersze. Ubolewa jedynie, że do zespołu nie przybywa nowych osób i nie ma on instruktora z prawdziwego zdarzenia. Bojanowianka od wielu lat prowadzi także kroniki zespołu - do tej pory uzbierało się 11 tomów. - To zajmuje mi mnóstwo czasu i nigdy się nie nudzę. Kroniki są pracochłonne, a i próby mamy dwa razy w tygodniu - zaznacza. Zawsze jednak znajdzie czas na ciekawą lekturę, bo w wolnych chwilach bardzo lubi czytać.
Mieszka sama, bo 5 lat temu zmarł jej ukochany mąż Czesław. - Był wspaniałym człowiekiem i mogłabym go wychwalać pod niebiosa. Zawsze cierpliwie znosił moją nieobecność w domu, a na dodatek chętnie mi pomagał - np. w przygotowywaniu scenografii - mówi. - Doczekaliśmy razem 55. rocznicy ślubu. Nigdy się nie kłóciliśmy, nie obrażaliśmy na siebie. Nadal mam go w swoim sercu i noszę na sercu - zaznacza pokazując fotografię męża umieszczoną w pięknym medalionie, zawieszonym na szyi. - To był niepowtarzalny mąż - dodaje. Marianna Juchnowicz utrzymuje też regularne kontakty z liczną rodziną, z której jest bardzo dumna. - Mam czworo cudownych dzieci, które dobrze sobie poradziły w życiu, świetne synowe i zięcia, 10 wspaniałych, mądrych wnucząt oraz 2 prawnuków. Wkrótce po raz trzeci zostanę prababcią - chwali się. - Dzieci, choć mieszkają w różnych miejscowościach, bardzo się o mnie troszczą. Jestem osobą spełnioną i zadowoloną ze swojego życia.