Jest cennym źródłem wiedzy o regionie - dawnym szkolnictwie, harcerstwie, rolnictwie, człowiekiem o pozytywnym usposobieniu i ciekawych pasjach. Zgromadzonych przez niego starych fotografii, odznaczeń, medali i dyplomów wystarczyłoby na małe muzeum.
- Urodziłem się w 1931 roku w Dłoni i moje dzieciństwo przypadło na lata przedwojenne. Choć byłem wtedy bardzo małym chłopcem pamiętam, jak ważnym wydarzeniem dla ludzi była śmierć Józefa Piłsudskiego. To jedno z moich pierwszych wspomnień - mówi Stanisław Durczewski z Łąkty. Jak zaznacza, późniejsze czasy - okupację i wkroczenie Niemców na te tereny - pamięta do dziś bardzo dokładnie. W wyniku działań wojennych musiał przerwać naukę w szkole podstawowej i rozpocząć przymusową pracę. Edukację kontynuował po wojnie, jak sam mówi - w tempie przyspieszonym. Dodatkowo, należał do drużyny harcerskiej w Dłoni. Jako młody chłopak początkowo myślał o tym, by pójść do technikum leśnego, ale kolega go namówił, żeby zdawać do liceum pedagogicznego w Brzegu Opolskim nad Odrą. Tak zrobił. Gdy je ukończył, w 1951 roku otrzymał nakaz pracy w Raciborzu na Górnym Śląsku. Mieszkał tam w internacie i pracował w szkole - tzw. jedenastolatce. Stamtąd powołano go do służby wojskowej. W jednostce spędził 2 lata i po tym czasie koniecznie chciał wrócić w rodzinne strony. - Po znajomości udało się to załatwić, że nie musiałem wracać do Raciborza, ale uczyłem w Bojanowie, skąd skierowano mnie do szkoły w Łąkcie. Mieszkam w niej do dzisiaj - opowiada pan Stanisław. - Takich poniemieckich budynków, jak ten było w powiecie sporo, wszystkie dokładnie takie same - mieszkanie dla nauczyciela i jedna klasa.
Placówkę w Łąkcie prowadził od 1955 do 1969 roku. Wtedy został dyrektorem szkoły w Zielonej Wsi. Jak opowiada, obiekt ten początkowo miał powstać w Wydawach, ale ostatecznie zdecydowano, że zostanie wzniesiony w Zielonej Wsi. Durczewski był dyrektorem do 1985 roku. Uczył prawie wszystkich przedmiotów. - Tak nas wtedy kształcono. Nauczyciel musiał wszystko umieć - od śpiewu, po chemię i fizykę. Nie można było powiedzieć, że się czegoś nie wie, więc nauczyciele cały czas dokształcali się. Dzisiaj nauczyciel zna tylko jeden przedmiot i już drugiego nie zastąpi. My nawet sami wykonywaliśmy sobie potrzebne pomoce dydaktyczne. To był zupełnie inny świat niż teraz - mówi Durczewski, który nie był zwyczajnym nauczycielem. Działał społecznie w Łąkcie. Pomógł „podciągnąć” do miejscowości światło, wybudować drogę. Przez wiele lat należał do Gromadzkiej Rady w Zielonej Wsi - 17 lat był członkiem Prezydium, a także radnym. Uczestniczył w budowie siedziby dla rady (dzisiejszy ośrodek zdrowia w Zielonej Wsi), świetlicy wiejskiej, drogi we wsi.
Przez wiele lat był też... rolnikiem. Hodował gęsi, indyki, nutrie, świnie, owce merynosy. Przez wiele lat słynął w całej okolicy z hodowli kóz - miał ich kilkaset. Prowadził też sporą pasiekę. Wytwarzał nie tylko miód, ale także figurki z wosku pszczelego. - Zawsze było coś do roboty, ale ja się żadnej pracy nie boję, bo od dzieciństwa byłem nauczony roboty - zaznacza Stanisław Durczewski. - Nigdy nie byłem typem oficjalnego nauczyciela z teczuszką pod pachą. Lubiłem się bawić, tańczyć, śpiewać, a po pracy zakasywałem rękawy i wykonywałem obowiązki w obejściu. Teraz nie mam już tyle sił, żeby się tym wszystkim zajmować. Na szczęście, moją pasję pszczelarską przejęli syn z wnukiem i dziś unowocześniają pasiekę. Ja sam zajmuję się jeszcze ogrodem - mówi Durczewski, który za rok wraz z żoną obchodzić będzie 60. rocznicę ślubu. Mają troje dzieci, pięcioro wnuków i jednego prawnuka. I choć rodzina trochę rozjechała się po świecie, bo niektóre wnuki mieszkają za granicą, Stanisław Durczewski zapewnia, że utrzymują ze sobą ścisłe kontakty. - Odwiedzają dziadka, stale dzwonią, pamiętają o imieninach, Dniu Dziadka, itp. - wylicza mieszkaniec Łąkty, który choć od dawna jest na emeryturze nadal jest człowiekiem bardzo aktywnym.
Należy do związku pszczelarzy i bierze udział w różnego rodzaju spotkaniach i wyjazdach. Jest także skarbnicą wiedzy o regionie, dawnym szkolnictwie, gdyż posiada mnóstwo ciekawych zdjęć i informacji. W jego archiwum znaleźć też można liczne dyplomy, medale i wyróżnienia za działalność w różnych dziedzinach - od szkolnictwa, przez rolnictwo, po harcerstwo. Tych pamiątek wystarczyłoby na małe muzeum. - Ludzie z okolicy czasami korzystają z mojej pomocy, gdy piszą jakieś prace na temat historii - mówi Durczewski.