Ta miejscowość, co prawda ulic wielu nie posiada, jednak pewna droga zwraca zawsze szczególną uwagę. Przed jedną z posesji, z każdej strony, zauważamy pawie, dzięcioły, żurawie, sępy, a nawet bociany. Są też uliczni muzykanci i wiatraki. I wcale nie chodzi tu o wystawę ptaków, a o pasję jednego z mieszkańców.
Henryk Frąckowiak ma 68 lat i wraz z żoną Zosią mieszkają w Łagowie. Pan Henryk potrafi wyczarować z drewna przepiękne rzeźby.
Zaczęło się już za czasów małego chłopca. Już wtedy zaczął strugać kije, a na nich różne rzeczy. W dorosłym życiu zajął się gospodarstwem, a gdy rolnictwo się skończyło, trzeba było wymyślić sobie inne zajęcie.
Już dziesięć lat temu, pana Henryka coraz bardziej ciągnęło do drewna. Wieczorami przynosił je do domu i nożem strugał małe ptaszki. Rozdawał je wtedy głównie krewnym, potem zaczął myśleć o czymś większym, okazalszym.
- Pierwsze były żurawie, kogut i później strusie, pawie, sępy. Często tłumaczę, że sępy są jak ludzie, też patrzą tylko z góry, to są brzydkie ptaszyska. Siedzą na jakiejś gałęzi, szukają, gdzie by padlinę skubnąć – wyjaśnia Henryk Frąckowiak. Dodaje, że nie zawsze można je przyrównywać do człowieka, bo każdy z nas jest przecież różny, jednak podobieństwo jest olbrzymie.
Artysta, chociaż sam o sobie mówi raczej: amator, swoje prace wystawia bezpośrednio przed domem, w różnych częściach posesji, a także w ogrodzie i na drodze. Nie sposób przejść obojętnie, dlatego często zatrzymują się tam rowerzyści, spacerowicze, a nawet całe wycieczki.
Klientów na jego dzieła byłoby mnóstwo, jednak autor nie wystawia swoich prac na sprzedaż. Wystarcza mu fakt, że ludzie się nimi interesują i je doceniają.
- Ktoś jak pierwszy raz zobaczy, to jest zachwycony, a potem już nie cieszy oka. Tak, jak z bluzką u kobiety, na początku jest fajna, ale potem się znosi – opowiada Henryk Frąckowiak.
A więc co się dzieje z jego pracami? Tworzy je głównie dla siebie. Zapraszamy do oglądania galerii zdjęć!