Lubią aktywnie spędzać czas urlopu. Leżakowanie im nie pasuje, więc jeżdżą na rowerach. W ubiegłym roku we troje pokonali, m.in. trasę z Wałbrzycha przez Czechy do Drezna i z powrotem. W tym podróżowali po Alpach. O tegorocznej wyprawie po Niemczech, Austrii, Włoszech, Szwajcarii i Liechtensteinie z rodziną Waścińskich z Gołaszyna rozmawiał Dawid Bela
Waszą podróż na rowerach rozpoczęliście z Gołaszyna?
Roman Waściński: Nie. Do Zgorzelca dojechaliśmy samochodem. Podjechaliśmy na rowerach na dworzec do Goerlitz. Stamtąd wyruszyliśmy pociągiem do Uffing am Staffelsee. Podróż, z trzema przesiadkami, trwała 12 godzin. Mimo soboty, bardzo dużo osób jechało pociągami. Mają atrakcyjne ceny biletów weekendowych dla takich podróżnych, jak my. Za odcinek 600 kilometrów zapłaciliśmy łącznie 63 euro, w tym rowery. Jedynym mankamentem było to, że jechaliśmy pociągami regionalnymi, a nie ekspresowymi. Przed wyjazdem przygotowywałem siebie, żonę Edytę i syna Konrada do podróży. Staraliśmy się zaplanować wyjazd starannie, biorąc pod uwagę to, że mogą się zdarzyć awarie roweru czy choroba. Ograniczeniem jest także czas urlopu i fundusze. Nie mieliśmy większych problemów ze swoim sprzętem (w ostatnim dniu wyprawy pojawiła się usterka tylnej przerzutki), a urazy (poza poparzeniem słonecznym) nas ominęły.
Podróżowaliście z Niemiec przez Austrię, Włochy, Szwajcarię i Liechtenstein. Jakie warunki zastaliście w każdym z tych krajów?
RW: Pogoda była doskonała, upalna, bez deszczu. Burze nadeszły czterokrotnie, ale tylko wieczorami i nocami. Były momenty obaw o pogodę, bo w Alpach podczas burzy chmury przeslaniaja góry i trudno przewidzieć aurę na następne godziny czy tez dni. Nie to co w zeszłym roku. Wtedy - na 10 dni jazdy - przez 8 padało. Dzięki ubiegłorocznej jeździe nabraliśmy dobrego doświadczenia. Nie należy się obawiać, jak się zmoknie to się zmoknie, ale po chwili jazdy na rowerze wyschnie się.
Gdzie spaliście?
RW: Nie nocowaliśmy „na dziko”. Dla nas ważne jest bezpieczeństwo i higiena. Nocowaliśmy na kempingach. W zależności od kraju i położenia, kosztowały od 15 do 40 euro za nocleg za trzy osoby. Ze sobą wieźliśmy namiot, śpiwory, rzeczy osobiste czy narzędzia do drobnych napraw. Waga każdego z rowerów wynosiła około 14 kilogramów. Po dołożeniu sakw, 20 kg więcej. Rower z bagażem jest mniej stabilny, trzeba się do tego przyzwyczaić. Wystarczy mała nieuwaga, a można się przechylić i przewrócić. Sakwy wieźliśmy tylko na tylnych kołach. Na takie wyjazdy nie bierze się rzeczy, które mogą się przydać. Bierze się tylko rzeczy, które są niezbędne.
Edyta Waścińska: Mieliśmy z sobą „mały dom”.
O tym, jak wyglądał dzień podróży oraz jakie miejsca zwiedzili gołaszyniacy, przeczytasz w bieżącym numerze "Życia Rawicza".