Człowiek z sercem

Opublikowano:
Autor:

Człowiek z sercem - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Człowiek z sercem Z miłości do czterech łap Od kilku lat niosą pomoc bezpańskim zwierzakom. Dwie rawiczanki: Anna Hamrol i Dorota Pawlak. Pierwsza - na co dzień urzędniczka, druga - pracownik naukowy Politechniki Wrocławskiej. Pięć lat temu wpadły na pomysł organizacji publicznej zbiórki darów dla schroniska pod hasłem „Bo zwierzaki trzeba kochać”. Od tej pory akcję prowadzą każdej jesień. - Nigdy nie był nam obcy temat porzucanych psów i kotów i dlatego kilka lat temu wpadłyśmy na pomysł zorganizowania zbiórki żywności i rzeczy, które mogłyby przydać się w schronisku, szczególnie w okresie zimowym - mówi Anna Hamrol. Pierwsza akcja miała dość skromny przebieg. - Nie byłyśmy wcale pewne czy nasza zbiórka się uda. Pomogła nam najbliższa rodzina i grono znajomych - to dzięki nim się powiodła - opowiadają. W kolejnych latach przedsięwzięcie zataczało coraz większe kręgi. Jego pomysłodawczynie postanowiły zwrócić się za pośrednictwem wydziału edukacji i spraw społecznych rawickiego magistratu z prośbą o wsparcie zbiórki do środowisk szkolnych i przedszkolnych. Okazało się, że ich inicjatywa spotkała się z wielkim entuzjazmem. W akcję włączyły się placówki oświatowe, także niepubliczne, w tym - spoza gminy Rawicz. - Pomaga nam coraz więcej osób prywatnych, a także przedsiębiorców, dzięki którym mogłyśmy przewieść dary, czy rolników, którzy rok temu przekazali nam prawie pół tony słomy. Wszystkim tym osobom jesteśmy szalenie wdzięczne, bo bez nich byśmy sobie nie poradziły - mówią. Co roku tuż po zbiórce rawiczanki zawożą dary do schroniska. Dzięki nim, żywność i ciepły koc na zimę otrzymały już czworonogi z Wrocławia, Przyborówka pod Szamotułami i Gaju pod Śremem. W sumie - około 2,5 tony jedzenia, kilkanaście ocieplanych bud, niezliczoną ilość materiałów do ich ogrzania, garnków, misek, legowisk, czy zabawek. Serce, które Anna Hamrol i Dorota Pawlak wkładają co roku w organizację tak dużego przedsięwzięcia, doceniają przede wszystkim ci, którym los czworonogów nie jest obojętny. - Zdarzają się pojedyncze osoby, które przyjeżdżają i chcą pomóc, ale akcja, którą zrobiły dziewczyny, to coś wspaniałego i niespotykanego – mówi Ludwika Własińska kierująca Schroniskiem dla Bezdomnych Zwierząt w Gaju. Inicjator akcji honorowego oddawania krwi Kazimierz Mikołajczak od 1992 roku stoi na czele przeszło 200 rawickich ochotników. Wraz z nimi zawsze przywiązywał dużą wagę do propagowania ochrony przeciwpożarowej wśród społeczeństwa. Do dziś prowadzi wychowawczą pracę wśród młodzieży. - Organizujemy nie tylko pogadanki i spotkania, ale również imprezy rozrywkowe jak Wigilię, Dzień Strażaka czy Dzień Dziecka - mówi Kazimierz Mikołajczak. Efektem tej działalności są doskonałe wyniki osiągane w zawodach pożarniczych. W 2004 roku na cztery wystawione do rywalizacji drużyny - rawicka reprezentacja zdobyła cztery pierwsze miejsca. O sukcesach świadczą liczne puchary i dyplomy zgromadzone w pomieszczeniach remizy przy ulicy Scherwentkego. - Prezes Juskowiak zawsze podkreśla, że mam podejście do dzieci i młodzieży. Potrafię ich zainteresować. Z drugiej strony jednak wiedzą oni, że jak coś powiem, to słowa dotrzymam. Mogli się o tym przekonać, kiedy tuż przed zawodami powiatowymi wycofałem jedną drużynę, której członkowie zrobili psikusa swojej koleżance i nie chcieli się do niego przyznać - podkreśla strażak. Rawicka jednostka jest też współorganizatorem letnich obozów strażackich w Brennie. - Do tej pory z takiej formy wypoczynku skorzystało prawie 150 dzieci. Z dumą mogę powiedzieć, że kilkoro naszych chłopaków zostało zawodowymi strażakami – zaznacza Kazimierz Mikołajczak. Przyznaje, że zainteresowanie pożarnictwem odziedziczył po ojcu, który był wiele lat prezesem OSP w Szymanowie. - Moi bracia Bogdan i Zbigniew obecnie są prezesami OSP w Szymanowie i Dębnie Polskim. Z kolei mój syn Sławomir jest w tej chwili naczelnikiem OSP w Rawiczu - mówi Kazimierz Mikołajczak, z którego przykład bierze również córka Anna i wnuczka Joanna. Na tym jednak nie koniec, bowiem także żona pana Kazimierza - Mirosława, wspiera go w jego działalności. - Aktywnie razem z Haliną Szczeszek pomagają nam w organizacji różnych imprez strażackich - podkreśla druh Kazimierz. Między innymi z inicjatywy prezesa Kazimierza Mikołajczaka w maju 2007 roku przed budynkiem remizy stanął obelisk z figurą św. Floriana, patrona strażaków. Jego odsłonięcie nastąpiło podczas obchodów Dnia Strażaka. Wówczas to Sławomir Rojda, zastępca komendanta powiatowego PSP, Jan Solak, prezes zarządu Oddziału Powiatowego ZOSP w Rawiczu i druh Kazimierz Mikołajczak uroczyście wmurowali akt erekcyjny. Jedną z największych zasług Kazimierza Mikołajczaka jest niewątpliwie zainicjowanie akcji honorowego oddawania krwi. Pierwsza miała miejsce 17 kwietnia 2007 roku. Wówczas od 31 strażaków zebrano 14 litrów. Do tej pory przeprowadzono sześć takich akcji, podczas których oddano 82 litry krwi. - Cieszy nas fakt, że do naszej akcji włącza się całe społeczeństwo, a nie tylko strażacy. Mało tego, krew oddaje bardzo dużo kobiet, często nawet jest ich więcej niż mężczyzn – zaznacza działacz. Życz drugiemu, da ci Pan Bóg „Życz drugiemu, da ci Pan Bóg” to dewiza życiowa Elżbiety Turbańskiej z Chojna. Od 35 lat stoi na czele miejscowego koła gospodyń wiejskich. - Moja kadencja potrwa jeszcze do końca tego roku. Potem niech rządzą moje następczynie. W moim działaniu coś musi być, skoro kobiety tolerują mnie już od tylu lat – mówi Elżbieta Turbańska, której babcia Teodora Pernak w 1932 roku była pierwszą prezes Koła Włościanek w Chojnie. Obecnie wspólnie z zarządem koła organizują niedzielne kolędowania połączone z Dniem Seniora, Dzień Kobiet, Dzień Dziecka, pokazy kulinarne czy wieczorki karnawałowe. Dawniej w okresie żniw organizowało dzieciniec, aby dzieci w czasie natłoku pracy rodziców, nie pozostawały bez opieki. Elżbieta Turbańska wraz z nieżyjącą już Felicją Węcłaś były inicjatorkami założenia w 1977 roku zespołu folklorystycznego „Chojnioki”. - Swoim repertuarem do dziś nawiązujemy do folkloru hazackiego. Kultywujemy nie tylko tańce z przyśpiewkami, ale i pieśni oraz gawędy naszego mikroregionu – opowiada, dziś już kierowniczka zespołu, Elżbieta Turbańska. Funkcję tę pełni od 1987 roku. By chazacki folklor nie zaginął w Chojnie, w 2000 roku Elżbieta Turbańska postanowiła założyć kolejny zespół - „Młode Chojnioki”. Należy do nich głównie młodzież do 20 roku życia. Z biegiem czasu przy nich powstały jeszcze „Małe Chojnioki”, do których należały dzieci ze szkoły podstawowej i młodsze. - Podobnie, jak „Chojnioki” wykonują tańce i przyśpiewki, ale też pielęgnują tradycje i zwyczaje naszego regionu. Po tych kilku latach utwierdziłam się w przekonaniu, że z młodzieżą trzeba umieć rozmawiać. Trzeba powiedzieć im zarówno coś dobrego, jak i czasami zganić, jak zrobią coś złego – dodaje Elżbieta Turbańska. Swoim zamiłowaniem do tańca i folkloru zaraziła wielu mieszkańców nie tylko Chojna, bowiem zespół „Chojnioki” licznie uczestniczy w różnych imprezach na terenie całego kraju (m.in. we Wrocławiu, Święciechowie, Lednicy i Poznaniu), ale również poza jego granicami. Chojnianka w przeszłości była przez sześć lat radną. Teraz politykę zamieniła na pomoc bliźniemu. Aktywnie działa w przyparafialnym Caritasie. Swoim śpiewem od lat zasila grono chórzystów z „Czestramu”. - Moi rodzice pomagali i ja też tak robię. W moich działaniach zawsze i wszędzie wspiera mnie mąż Janusz. Zawsze mogę liczyć na zrozumienie z jego strony. Po latach myślę, że właśnie angażowanie się w życie społeczne, pomogło mi przetrwać najtragiczniejsze chwile w moim życiu. Wtedy to chyba kontakt z ludźmi pomógł mi normalnie funkcjonować. Teraz ja chcę dawać serce i miłość bliźniemu – mówi Elżbieta Turbańska. Miłośnik ziemi jutrosińskiej Ireneusz Mikołajewski to znany w okolicy regionalista. Między innymi dzięki jego inicjatywie w Jutrosinie utworzono Klub Miłośników Ziemi Jutrosińskiej „Jutrosza”, a w 2003 roku Towarzystwo Miłośników Ziemi Jutrosińskiej. Wspólnie z kolegami dążył do stworzenia izby muzealnej. Dzięki temu dziś Jutrosin może pochwalić się pięknym muzeum z wieloma cennym eksponatami. - To, że dzisiaj możemy oglądać pamiątki po ludziach niegdyś mieszkających w Jutrosinie, jest zasługą wszystkich tych osób, które zdecydowały się przekazać swoje, czasami dla nich równie cenne rzeczy, do muzeum. Dzisiaj mogą one cieszyć oczy i budzić wspomnienia u wszystkich zwiedzających, bo taki jest cel naszych działań. Wielokrotnie spotykaliśmy się z ostrymi odmowami i brakiem zrozumienia, ale na szczęście równie często spotykaliśmy osoby, które same chciały przekazać coś do muzeum. Dzięki nim możliwe stało się otwarcie placówki, które miało miejsce 31 sierpnia 2002 roku. Uroczystego otwarcia dokonała podczas wizyty w Jutrosinie ówczesna Minister Edukacji i Sportu Krystyna Łybacka - podkreśla Ireneusz Mikołajewski. Dzięki jego zaangażowaniu wkrótce w ręce jutrosinian trafi pierwsza z trzech publikacji o powstańcach wielkopolskich, a w dalszej przyszłości również o żołnierzach 1939 roku. - Wspólnie z kolegami z towarzystwa pomagamy autorowi Adamowi Grzelakowi w zebraniu potrzebnych pamiątek i dokumentów. Wielu powstańców znamy tylko z imienia i nazwiska. Teraz dzięki naszej pracy wielu też przestanie być anonimowymi bohaterami – zaznacza regionalista. O tym, że Ireneusz Mikołajewski jest zapalonym zbieraczem wyjątkowych rzeczy, świadczy choćby jego pokaźny zbiór kartek pocztowych, starodruków i znaczków pocztowych. W niewielkim pokoju w bloku w Jutrosinie przechowuje znaczną część swoich zbiorów. Jego „miłością” są pocztówki. Nie tylko najnowsze, ale i bardzo stare, z Polski i zza granicy, świąteczne i krajobrazowe, grające i trójwymiarowe. Ma ich w sumie około 4,5 tysiąca. Starsze pocztówki są umieszczone w oryginalnych albumach, na których widoczny jest upływ czasu, jaki minął od czasu ich produkcji. Na wielu pokazane są miejsca w dawnym Jutrosinie, odległe wydarzenia i nieistniejące już budynki. - Nie chowam ich tylko dla siebie. Często są one tematem wystaw w naszym muzeum. Dobrane tematycznie eksponuję również na wielu plenerowych imprezach. Choćby na ostatni Gminny Dzień Kobiet w Płaczkowie przygotowałem wystawę kart wielkanocnych – podkreśla filokartysta. W zbiorach Ireneusza Mikołajewskiego znajdują się też telegramy weselne, często zawierające patriotyczne przesłanie i 16 klaserów ze znaczkami. Od spalenia lub wyrzucenia na śmietnik jutrosiński hobbysta uratował wiele starodruków. Wśród nich rarytasem są pisma z 1520 roku i Pamiętniki Jana Chryzostoma Paska z 1837 roku. Ze starych ksiąg często korzystają nauczyciele i studenci piszący prace dyplomowe i magisterskie. – Większość eksponatów z mojej kolekcji ostatecznie trafia do muzeum. Za nic nie sprzedałbym moich zbiorów. Jestem wdzięczny, że żona nie wyrzuciła mnie z moimi „szpargałami”. Często wspiera mnie w wielu działaniach. Jestem też wdzięczny wszystkim osobom, które doceniają to, co robię i często dostarczają mi materiały do mojej kolekcji - opowiada Ireneusz Mikołajewski. Sam w ciągu ostatnich kilku lat znacznie powiększył też kolekcję papaliów - pamiątek po Janie Pawle II. - Powiem szczerze, że zdarza mi się nawet wybierać jego zdjęcia, obrazki, kalendarze, wycinki prasowe czy książki ze śmieci. To straszne, jak pamięć o naszym Papieżu szybko umyka ludziom – podkreśla hobbysta. Niewątpliwie sukcesem jutrosińskiego towarzystwa, a zarazem Ireneusza Mikołajewskiego było sprowadzenie symbolicznych prochów byłego burmistrza Jutrosina Izydora Kaminiarza na miejscowy cmentarz. - Naszym priorytetem była i jest odnowa zabytkowych grobowców na jutrosińskim cmentarzu. Czujemy się w obowiązku, by przywrócić świetność tym miejscom i mam głęboką nadzieję, że nam się to uda – dodaje. Od kilku już lat Ireneusz Mikołajewski wraz z członkami towarzystwa przez kilka godzin we Wszystkich Świętych kwestuje na miejscowym cmentarzu. - Podczas zbiórek usłyszeliśmy wiele miłych słów, które cieszą nas równie bardzo, jak widok odnawianych grobów. Widać, że ludzie doceniają nasz wysiłek - podkreśla. W młodości siła Mają po 16 lat, w tym roku kończą gimnazjum i są najlepszym przykładem na to, że młodzież potrafi pomagać innym. Paweł Jagodziński i Przemysław Waściński od września ubiegłego roku systematycznie pomagają Dawidkowi Rolnikowi. Codziennie rano, bez względu na warunki atmosferyczne, odprowadzają go do szkoły. Dawid chodzi do drugiej klasy szkoły podstawowej. Urodził się z przepukliną oponowo - rdzeniową i wodogłowiem. Skutkiem tego jest niedowład kończyn dolnych. Chłopiec nie może chodzić. - W ciągu tych kilku miesięcy zdążyliśmy się zaprzyjaźnić. On jest bardzo sympatyczny i otwarty na ludzi. Bardzo się cieszę, że możemy mu w jakiś sposób pomóc - mówi Paweł. Gimnazjaliści nawet przez moment nie mieli wątpliwości, że dobrze postępują. - Paweł powiedział mi, jaka jest sytuacja i w jaki sposób możemy pomóc. Zgodziłem się natychmiast - dodaje Przemek. Poświęcenie nastolatków doceniają rodzice chłopca i są im bardzo wdzięczni za sprawowanie opieki nad ich synem. Działalność społeczna gimnazjalistów nie ogranicza się tylko do niesienia pomocy Dawidowi. Paweł i Przemek aktywnie uczestniczą w inicjatywach podejmowanych przez klub Wolontariatu „Razem”. Co roku z okazji świąt Bożego Narodzenia oraz Świąt Wielkanocnych odwiedzają osoby starsze, mieszkające na terenie miasta. Wręczają im okolicznościowe kartki z życzeniami oraz mały upominek. Obaj uczestniczyli w akcji zbierania plastikowych nakrętek po napojach. Pieniądze uzyskane z tego tytułu wolontariat przeznaczył na pomoc osobom chorym. Na swoim koncie mają również kwestę pieniędzy: dla dzieci w Kongo oraz na karmę dla zwierząt przebywających w schronisku w Krotoszynie. Wraz z wolontariatem zorganizowali zbiórkę ubrań, słodyczy dla dzieci z domu dziecka w Bodzewie. Pomagając innym - pomagasz sobie Bezrobotna. Tylko teoretycznie. Halina Michalczak z Zaborowic mimo iż nie pracuje do reszty oddaje siebie i swój czas innym. Działa społecznie, bezinteresownie, nie licząc na zapłatę. Przez cztery lata była prezesem Leszczyńskiego Stowarzyszenia Rehabilitacyjnego „Amazonka”. - Zajmujemy się rehabilitacją psychowfizyczną kobiet po mastektomii. Leczenie zostawiamy lekarzom. Organizujemy przeróżne spotkania, warsztaty psychologiczne. Takie podnoszenie na duchu, ale nie tylko - wyjaśnia Halina Michalczak. Amazonki zrzeszone w stowarzyszeniu mogą uczestniczyć w rehabilitacji na basenie, gimnastyce, turnusach rehabilitacyjnych itp. - Jest nad już 200 i nadal przybywa i to niestety coraz młodsze... - dodaje. Halina Michalczak jest także radną Rady Miejskiej w Bojanowie. Drugą kadencję. - Jestem zadowolona z pełnionej funkcji. Chciałam zostać radną. Straciłam pracę, dzieci były większe, miałam więcej czasu i tak gdzieś się to we mnie obudziło. Chciałam coś robić, żeby ludzie byli zadowoleni. Pomyślałam: zbliżają się wybory, może i ja mogłabym coś zdziałać dla Zaborowic. Spotkałam takiego pana, który mi podpowiedział, jak to zrobić - wyjaśnia. Halina Michalczak założyła komitet u siebie w bloku, z sąsiadkami. - Wszyscy patrzyli na mnie jakbym zwariowała - jakaś nieznana, niezrzeszona w żadnej partii. No i wygrałam... z czterema mężczyznami - dodaje. Bojanowska radna uważa, że jej marzenia i cele, jakie wiązała z pełnieniem tej funkcji się spełniły. - Wiadomo, że wszystkie nie, ale priorytetem była i jest nadal świetlica i myślę, że już niebawem skończy się jej remont – mówi. Halina Michalczak zapoczątkowała w Zaborowicach festyny, na wzór tych z Giżyna. Cały dochód przekazywała na remont budynku świetlicy. Dzięki niej powstało np. boisko. Czy zamierza startować w kolejnych wyborach? - Jeszcze nie zdecydowałam. Jeszcze przed sprawowaniem funkcji radnej organizowała w Zaborowicach Dzień Matki. Co roku zaprasza osoby starsze i samotne na wigilię. Jest członkiem rady parafialnej, a także... stałym członkiem komisji konkursowych Miejskiej Biblioteki Publicznej w Bojanowie. - Jest to osoba bardzo otwarta, życzliwa. Zauważa drugiego człowieka w potrzebie. W naszym przypadku bezinteresowanie pomaga nam w każdej sprawie, o jaką poprosimy, jest członkiem komisji na naszych konkursach - mówi Maria Biadalska, dyrektor bojanowskiej biblioteki. Halina Michalczak nigdy nie odmawia swojej pomocy. Chce robić więcej i więcej. Już rozmyśla, co można by zrobić dla dzieci. - Może jakiś kurs tańca... - proponuje. Nie zapomina o ludziach starszych. Odwiedza ich i wspiera. Pochodzi z Domaradzic. Bardzo ważna jest dla niej rodzina. Niektórzy dziwią się więc, że do reszty oddaje się pracy społecznej. - „Ty chyba Halinka zwariowałaś! Zamiast siedzieć w domu, albo usiąść się na ławeczce przed blokiem, to ty latasz”. Tak do mnie mówią. Ale ja czuję taką potrzebę, że muszę coś zrobić. Realizuję się poprzez pracę społeczną, pomoc innym. Bardzo się ciesze kiedy mogę komuś coś załatwić, podpowiedzieć. Mam to chyba we krwi. Chociaż czasami się dziwię i sama siebie pytam: po co? - chwilowe wątpliwości kwituje słowami: - To się wzięło chyba od moich rodziców. Byli wspaniali. Mama opiekowała się starszymi osobami. Byli tacy szczerzy... - wyjaśnia. - Jest takie motto osób niepełnosprawnych: pomagając innym pomagasz sobie. Ja w nie wierzę.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE