Lubię podejmować wyzwania i uczyć się nowych rzeczy. Jednak, gdyby nie redakcyjny kolega - Dawid Bela - i post na profilu społecznościowym OSP Tarchalin, nie wiem, czy zdecydowałbym się na udział w zawodach sportowo-pożarniczych. To dla mnie zupełna nowość.
Dalsza część artykułu pod filmem.
Obaw nie brakowało
Po tym jak Dawid zgłosił mnie w komentarzu na profilu OSP z Tarchalina, odezwał się do mnie prezes jednostki Patryk Karaś. Namawiał mnie do uczestnictwa. Wahałem się, bo nie byłem pewien czy podołam. Postanowiłem zaryzykować - mimo że odbyłem aż... jeden trening. Poprosiłem o najłatwiejsze zadanie, bo z tego typu konkurencjami nie miałem nigdy styczności. Ze strony chłopaków z drużyny dostałem jednak zapewnienie, że podchodzimy do rywalizacji bez stresu i niczego wielkiego też ode mnie nie oczekują.
Pierwsze zawody i pierwsze miejsce
Decyzja zapadła, o wyznaczonej godzinie stawiłem się w wyznaczonym miejscu. Wspólnie z drużyną pań i młodzieżową drużyną chłopaków pojechaliśmy na teren zawodów. Nie było już odwrotu. Miałem obawy, czy ktoś nie zaprotestuje. Nie jestem strażakiem ochotnikiem - choć sam regulamin nie zabrania uczestnictwa w zawodach osobom spoza OSP. Na szczeście, nikt nie miał z tym problemu, a wręcz zawownicy z innych drużyn czy nawet sędziowie moją obecność akceptowali z uśmiechem na twarzy.
Fot. Daria Głuszek, GCKSTiR Bojanowo
W każdej z trzech konkurencji (musztra, sztafeta oraz ćwiczenie bojowe) prezentowaliśmy się jako pierwsi. Chwilę po zbiórce rozpoczynającej zawody szykowaliśmy się już do musztry - nigdy nie czułem większego stresu. Poszło w miarę dobrze. Musztra polega na wykonywaniu poleceń dowódcy - m.in. zwroty, baczność czy marsz - na pewno każdy z was miał okazję kiedykolwiek ją zobaczyć na oficjalnych wydarzeniach. Musztra na takich zawodach ma swój określony "scenariusz", którego należy się trzymać. Niestety, za złą komendę wydaną przez dowódcę otrzymaliśmy punkty karne, ale je potem odrobiliśmy. Dodatkowym elementem stresowym była obecność znajomych czy redakcyjnych kolegów, których oddech czułem na plecach.
Fot. Dawid Bela
Nerwy nieco puściły przed sztafetą, która składała się z kilku utrudnień w postaci różnych zadań (m .in. skok przez płotek, przeskok przez ścianę czy bieg po belce). Kiedy wywołano naszą drużynę, już względnie spokojny udałem się na swoje stanowisko i czekałem na start sztafety. Moim zadaniem był skok przez rów. Odległość jaką miałem do przeskoczenia wynosiła 2 metry. Wyszło bez punktu karnego! Cała drużyna poradziła sobie znakomicie.
Fot. Dawid Bela
Ostatnia konkurencja to "bojówka", a właściwie to ćwiczenie bojowe polegające na utworzeniu dwóch prądów wodnych, by strącić pachołki i wycelować w znacznik. Cała linia prowadzi od pompy, przez rozdzielacz do dwóch prądownic, czyli urządzeń montowanych na końcu linii pozwalających na kontrolę strumienia wody. W tej konkurencji moim zadaniem było przyłączenie jednej strony węża do pompy i drugiego końca do węża kolegi przede mną - tak zwany "łącznik". Ku mojemu zdumieniu, poszło naprawdę dobrze.
Tuż przed ogłoszeniem wyników podpytałem sędziego, jak wygląda klasyfikacja. Odrzekł: "idziecie na pierwsze". Nie wierzyłem - podobnie jak koledzy z drużyny, ale faktycznie zwyciężyliśmy.
Był to mój debiut w tego typu rywalizacji, więc musiałem przejść "chrzest". Jak on wyglądał? Koledzy z drużyny wrzucili mnie do "basenu", czyli rozstawionego zbiornika na wodę, która była wykorzystywana w "bojówce". Na szczeście, pogoda dopisywała - słońce i wysoka temperatura pozwoliły szybko wyschnąć.
Fot. Dawid Bela
Czy wystartowałbym raz jeszcze? Oczywiście. Taki sprawdzian własnych umiejętności i wytrzymałości polecam każdemu, kto lubi wyzwania.
Fot. Dawid Bela
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.