Zawsze elegancka, uśmiechnięta i bardzo pracowita. Czego się nie dotknie, wszystko jej wychodzi - taka jest Teresa Ręba z Rawicza. Marzy o tym, by wygrać dużą sumę w „totka” i rozdać ją bliskim.Teresa Ręba mówi, że jest szczęśliwa. Bardzo cieszy ją szczególnie duża rodzina, wnuki i prawnuki, z których jest bardzo dumna. Marzy, by wygrać sporą sumę w „totka” i wszystkich nią obdarować. Dziś wnuki są już dorosłe. Pani Teresa ma także 11 prawnucząt. W dalszym ciągu gotuje posiłki dla bliskich, którzy cenią jej wyborne makarony czy kluski. Ma jednak więcej czasu dla siebie. - W dziennym domu nawiązałam nowe znajomości. Chodzę na gimnastykę, zajęcia z rękodzieła. Tańczymy, śmiejemy się. Zawsze tu jest wesoło - relacjonuje kobieta, która jest osobą nie tylko serdeczną i uśmiechniętą, ale też elegancką. Zawsze ładnie uczesana i w butach na obcasie. - To dlatego, że wtedy nogi zgrabniej wyglądają - zaznacza. - Wszyscy zawsze zwracają uwagę na mój sposób chodzenia, bo plecy mam zawsze wyprostowane. To mi zostało z lat młodzieńczych. Jako 16-latka pracowałam w ogrodnictwie u człowieka, który zawsze przypominał nam o odpowiedniej postawie. Po kawie i śniadaniu udaje się do Dziennego Domu Pomocy Społecznej. Do placówki uczęszcza dopiero od miesiąca. - Mieszkam obok i często obserwowałam przychodzących i wychodzących stąd ludzi. Zastanawiałam się, dlaczego są tacy zadowoleni. Mimo tego nie przyszłam sama się przekonać. Dopiero zięć mnie tu zapisał - opowiada seniorka. - Chyba nie chciał, żeby sama siedziała w domu, gdy oni są zajęci. Teresa Ręba zamieszkała z córką i jej rodziną 30 lat temu. Urodziła się w Bojanowie, ale w ciągu swojego życia kilka razy się przeprowadzała. - Gdy mieszkałam w Gubinie, córka mnie poprosiła, żebym pomogła jej prowadzić dom. Zgodziłam się. Miałam wtedy 50 lat, więc byłam pełna energii - wspomina. - Gotowałam rodzinie obiady, pomagałam wychować wnuki, których łącznie mam 10, pracowałam na działce. Ciągle byłam czymś zajęta. Choć pracę zawodową skończyła już wiele lat temu, codziennie rano wstaje o 4.00. Od razu znajduje sobie jakieś zajęcie. Jak mówi, nie lubi gdy jej ręce są bezczynne. Zazwyczaj dzierga na szydełku. Robi głównie rzeczy użytkowe takie, jak skarpety, serwety, czy chustki do nosa. - Mogę to robić i nie patrzeć. Niektórzy się dziwią, ale to kwestia wprawy - wyjaśnia. Z gałązek i kolorowej bibuły wyczarowuje piękne kwiaty do dekoracji mieszkań. Nauczyła ją tego wiele lat temu mama koleżanki. - Zaczęło się od tego, że w domu rodzinnym sami robiliśmy wieńce pogrzebowe, bo było nas w domu dużo i nie było nas stać na wiele rzeczy - opowiada.
(JM)