Zarówno Renata Maternik jak i Roman Błażejczak są bardzo zaangażowani w kampanię "Drugie Życie". Oboje są po przeszczepie serca - pan Roman nawet dwukrotnym, jest pierwszym w Polsce pacjentem, na którym dokonano re-transplantacji. Co ciekawe, pierwszą z nich wykonał Marian Zembala, natomiast drugą - jego syn - Michał Zembala.
Zarówno pani Renata jak i pan Roman szczegółowo opisali swoją drogę przed i po przeszczepie. Po konferencji udało nam się porozmawiać z nimi o kampanii, ich życiu i nie tylko.
Na początku zapytam o organizację wydarzenia w Rawiczu, jak się państwu podobało?
RB: W skali od 0 do 10 - 9,9 - żeby nie było. Wyjątkowo dobrze zorganizowane wydarzenie, naprawdę perfekcyjnie.
Jak państwu się podobały transplantacyjne inspiracje przygotowane przez uczniów?
RB: Kiedy super idea społeczna, jaką jest kampania "Drugie Życie", trafia na taki grunt, jak Zespół Szkół Zawodowych w Rawiczu, to się po prostu nie może nie udać. Ta szkoła żyje kampanią. Gdzie nie spojrzeć, mamy odwrócone ósemki, nasz symbol. Młodzież wykorzystuje swoje umiejętności, kreując ideę transplantacji poprzez przygotowywanie filmików, tańców, zabaw, dań kulinarnych. Jeżeli jest dobry koordynator, super młodzież i przede wszystkim przychylność dyrekcji oraz całego środowiska - chyba po raz pierwszy na taką konferencję zostali zaproszeni nie tylko samorządowcy, ale też przedsiębiorcy, czy emerytowani nauczyciele - to połączenie wszystkiego w ramach szlachetnej idei, wychodzi perfekcyjnie.
RM: Największe emocje wywołały zużyte części samochodowe. Można je potraktować jako przenośnię. Nasze narządy, mimo że lekko używane, jeszcze mogą komuś pomóc. To bardzo działało na wyobraźnię.
Czy po transplantacji da się żyć normalnie?
RM: Oczywiście. To było moje pierwsze założenie, kiedy tylko lekarze mi powiedzieli: "będzie pani mogła wrócić do pracy, ale jeszcze okres rehabilitacji". Świadomość, że można być pełnoprawnym członkiem społeczeństwa, a nie stypendystą ZUS-u, to jest coś, co moim zdaniem jest największym osiągnięciem. Wszyscy wiemy, że transplantacja nie tylko ratuje życie, ale pozwala normalnie funkcjonować. Nie wszystkim oczywiście, bo są pewne zawody, do których już nie można wrócić. Osoba po przeszczepie nie będzie wykonywała ciężkich prac fizycznych, ale jest możliwość, że znajdzie lub spróbuje znaleźć dla siebie jakieś miejsce w społeczeństwie. Trzeba też rozróżnić przeszczepy różnych narządów. Po przeszczepie nerki, kiedy układ naczyniowo sercowy nie jest w ogóle naruszony, można praktycznie wszystko. Po przeszczepach serca jednak minimalnie musimy na siebie uważać. Nie ma możliwości, żebyśmy na 100% wrócili, ale na 99, dlaczego nie?
RB: Największym ograniczeniem jest chyba to, że musimy się do wielu rzeczy przygotować, na przykład biorąc ze sobą odpowiednią ilość leków. Pewne ograniczenia są, ale naprawdę można z nimi żyć.
RM: Niestety w przypadku ludzi po przeszczepach, z obniżoną odpornością w wyniku brania leków immunosupresyjnych, każdy katar, każde przeziębienie może się przerodzić w bardzo poważną infekcję. W takich przypadkach musimy dbać o siebie jak o przysłowiowe jajko, ale to jest wszystko do zrobienia. Wystarczy maseczka, pozostanie w domu, słuchanie lekarza, branie leków unikanie dużych skupisk ludzkich w czasie nasilonej aktywności wirusów. Natomiast aktywność fizyczna jest potrzebna każdemu, nie tylko ludziom po przeszczepie. Potrafimy się cieszyć życiem i myślę, że to udało nam się podczas tej konferencji przekazać.
RB: Myślę, że mistrzem olimpijskim już nie będę, ale oboje z Renią organizujemy między innymi biegi, jeździmy na biegi, wspomagamy takie inicjatywy. Po prostu cieszymy się naszym drugim oraz trzecim życiem.
Kiedyś transplantacja była tematem tabu. Czy da się zauważyć, że ludzie chętniej o tym rozmawiają i jest to dla nich coraz mniej delikatny temat?
RM: Od wielu lat promujemy nasze rajdy rowerowe, ale również ideę dawstwa narządów. Pamiętam zdarzenie na targach rowerowych - mnóstwo młodych ludzi, wszyscy zainteresowani nowościami. Rozdawaliśmy oczywiście oświadczenia woli. W pewnym momencie przyszła grupa, nie bardzo byli zainteresowani. Mimo to zachęcaliśmy ich do rozmowy i wtedy usłyszałam dość przykre dla mnie słowa: "ludzie, co wy tutaj robicie, jaki obciach, dajcie spokój nas to nie do dotyczy". Okej, wycofałam się, bo z takimi ludźmi nie ma sensu rozmawiać, ale to było bardzo dawno temu. Z kampanią "Drugie Życie" współpracujemy 17 lat i jesteśmy z tego dumni. Z roku na rok widzimy też ogromną poprawę. Powiem więcej, sama kampania "Drugie Życie" rozdała już ponad półtora miliona oświadczeń woli. Myślę, że to coś znaczy.
Jak zachęcilibyście w krótkich, prostych słowach naszych czytelników do tego, aby zastanowili się nad wypełnieniem oświadczenia woli?
RB: Oświadczenie woli to mała karteczka, która w produkcji kosztuje grosze, natomiast kiedy ktoś ma ją przy sobie wypełnioną, może uratować życie. Myślę, że większej rekomendacji nie potrzeba. Głównym celem spotkania powinno być to, że młodzi ludzie idą do domu, rozmawiają ze swoimi rodzicami, dziadkami, babciami i oni powiedzą, że to jest fajne, to jest dobre, to trzeba robić. Oświadczenie woli nic nie kosztuje. Nikt nikomu na siłę nic nie zabiera, ale trzeba umieć z rodziną rozmawiać, na spokojnie, przy kawie, kiedy nie ma jeszcze emocji, bo wiadomo, że każda tragedia to jest bardzo duży wybuch emocji.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.