Cztery rodziny, mieszkające w okolicy ul. Bema w Miejskiej Górce, nie chcą, aby w pobliżu ich domostw powstała bezdotykowa myjnia.
Uważają, że inwestycja zakłóci spokój i negatywnie wpłynie na ich zdrowie.
- Wszystkie procedury odbywają się zgodnie z prawem - zapewnia burmistrz Karol Skrzypczak.
Choć inwestycja Dominika Kaczmarka ze Zdun zostanie oddana do użytku najwcześniej w przyszłym roku, to budowana przez niego myjnia od początku wzbudza kontrowersje.
- O tym fakcie usłyszeliśmy na „mieście”. Najgorsze jest właśnie to, że nikt nas nie spytał o zdanie - mówią mieszkańcy.
Miejskogóreczanie, po zapoznaniu się z wieloma artykułami i przeprowadzeniu rozmów z sąsiadami myjni bezdotycząwych, zaczęli obawiać się o swoje dobro.
- Ta inwestycja narusza ład przestrzenny. My mieszkamy tutaj od pokoleń, a teraz nasz spokój zostanie zakłócony. Takie obiekty emitują ogromny hałas spowodowany użyciem lanc z wodą pod cisnieniem, która uderza o karoserie samochodów, oraz obudowę myjni i odgłosy z agregatów. Dodajmy do tego hałas odkurzaczy przemysłowych, opary chemiczne unoszące się z mgłą wodną i spaliny. I światła, które mają w nocy oświetlić myjnię, która może być czynna 24h/dobę, 7 dni w tygodniu. Przecież w nocy będziemy mieć tu jasno jak w dzień. Nie wyobrażamy sobie życia w takich warunkach - twierdzą mieszkańcy i rozpoczęli starania o uznanie ich za stronę w postępowaniu.
- Nie rozumiemy dlaczego nie zostaliśmy poinformowani o tym fakcie oraz nie zostały przeprowadzone konsultacje społeczne - mówią jednym głosem mieszkańcy.
„Wszystko odbywa się zgodnie z prawem"
- W ewidencji gruntów teren ten jest określony, jako przemysłowy - informuje Jolanta Pieprzyk z miejskogóreckiego magistratu i dodaje, że to obszar, dla którego gmina nie posiada obowiązującego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego.
Dlatego też inwestor - przed rozpoczęciem budowy - był zmuszony wystąpić do gminy o wydanie warunków zabudowy. Co ważne i znaczące dla tej sprawy, zgodnie z prawem budowa myjni bezdotykowej nie zalicza się do przedsięwzięć, dla których wymagana jest decyzja środowiskowa.
- Nie musieliśmy na tym etapie przeprowadzać postępowania środowiskowego. Nie zawiadamialiśmy również sąsiadów o tym, że takie warunki będą wydane, bo uznaliśmy, że inwestycja nie ma żadnego wpływu na działki sąsiednie - tłumaczy Jolanta Pieprzyk.
W podobnym tonie wypowiada się Karol Skrzypczak, burmistrz Miejskiej Górki.
- Przeprowadziliśmy wszystko zgodnie z prawem. Urbanista zajmował się sprawą parokrotnie. Odpowiadamy na pisma. Tak samo współpracujemy z inwestorem, jak i mieszkańcami - mówi burmistrz.
Urbanista stwierdził, że „planowana inwestycja - z uwagi na zróżnicowany charakter zabudowy w granicach obszaru, dla którego sporządzono niniejszą analizę, nie zakłóca istniejącego ładu przestrzennego. A zastosowane rozwiązania techniczne, określone przez wnioskodawcę w procesie realizacji inwestycji nie spowodują oddziaływania na nieruchomości sąsiednie”.
Jednak nie zgadzają się z nią mieszkańcy, twierdząc, że "opinia urbanistyczna jest błędna, ponieważ żadnego zróżnicowania zabudowy w granicach obszaru, dla którego sporządzono analizę nie ma" i dodają: - Wszystkich aspektów życia, nie można ogarnąć przepisami prawa.
Mieszkańcy zwracają ponadto uwagę na jeszcze jeden problem. - Mamy prawo oczekiwać od burmistrza ochrony naszych interesów, a odczuwamy, że bardziej dba o interes inwestora - dopowiadają mieszkańcy.
Na zarzut odpowiada burmistrz, który po raz kolejny zwraca uwagę, że działa w granicach prawa.
- Nie mogę arbitralnie podjąć takiej decyzji. Wtedy inwestor miałby tytuł do odwołania, i co napisałbym w uzasadnieniu? Tak samo ważny jest interes inwestora, jak i mieszkańców - zapewnia włodarz.