81-letni dziś Stanisław Pluta z Rawicza przez 24 lata pracował w Milicji Obywatelskiej. Był przewodnikiem psa obronno-tropiącego i szefem służby ochronno-konwojowej. Pomagał lokalizować złodziei i konwojował niebezpiecznych więźniów po całej Polsce.
Do milicji trafił, gdyż taki dostał nakaz pracy. W czasach stalinowskich nie można było odmówić.
- To była ciężka praca, bo zazwyczaj byłem zdany tylko na siebie. Nie było telefonów, radiostacji, ani wygodnych samochodów. Służbę pełniłem pieszo, pociągiem, autobusem, a czasami „na gapę” - wspomina rawiczanin.
W trakcie konwojowania więźniów Stanisław Pluta zjeździł pociągami całą Polskę. Ochraniał też dostawy gotówki do PGR-ów, banku, a nawet dostawy sztabek złota do składnicy w Warszawie. Uczestniczył także w głośnym wydarzeniu, jakim było rozbicie rawickiego konwoju w okolicy Korzeńska.
- Więźniowie opanowali pojazd. Ukradli broń i zabili jadącego z nimi strażnika. Uciekli terroryzując taksówkarza. - wspomina Pluta.
Jak mówi, było to zajęcie nie tylko niebezpieczne, ale przede wszystkim bardzo stresujące, dlatego ze względu na stan zdrowia przeszedł na wcześniejszą emeryturę. Pracę zakończył tuż przed wybuchem stanu wojennego.
- Leczyłem się, długo śniły mi się koszmary - połączenie wydarzeń z pracy z wspomnieniami wojennymi - przyznaje rawiczanin. - Dlatego zdecydowałem, że będę wiódł spokojny tryb życia.
Dziś Stanisław Pluta czas spędza głównie w przydomowym ogródku.
Wspomnienia byłego milicjanta w najbliższym wydaniu "Życia Rawicza"