Duch nie zniknął, pojawia się nadal i jest to wołanie o pomoc - alarmują mieszkańcy Kobylina i okolic.
Ich umysły ciągle zaprząta tajemnicza historia małej dziewczynki w czerwonym płaszczyku, która od jakiegoś czasu ma nawiedzać miasto, zaglądając nawet do ościennych powiatów (pisaliśmy o tym na łamach świątecznego wydania „Życia”).
Początkowo historię rodem z archiwum X opowiadano sobie z przymrużeniem oka. Była tematem sąsiedzkich ploteczek, newsem o którym rozprawiali gimnazjaliści. Później zaczęto traktować ją poważniej. Wzbudzała strach, ale i zaciekawienie.
Postać kilkulatki miała ukazywać się na kobylińskiej stacji paliw, na dworcu, czy na wieży kościoła w Smolicach. Zaczęły mnożyć się domysły. Niektórzy w bladej twarzyczce dziecka dopatrywali się jednej z sierot, która w 1940 roku została przez Gestapo przywieziona do Kobylina, po czym miała utopić się w miejscowym stawie.
Dziś dziewczynką w czerwonym płaszczyku interesują się badacze zjawisk paranormalnych z odległych krańców Polski.
Więcej w aktualnym wydaniu „Życia Rawicza”.