reklama

Odpoczywanie mi nie służy

Opublikowano:
Autor:

Odpoczywanie mi nie służy - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Stanisław Zygmanowski z Ostrobudek jest jednym z najstarszych i najbardziej doświadczonych hodowców pszczół w gminie Pakosław. Posiada nie tylko ciągle czynną pasiekę, ale też miniskansen z ulami liczącymi blisko 100 lat. Pszczelarstwo, którym zajmuje się od 50 lat to tylko część jego ciekawej historii. W jakich okolicznościach poznał swoją żonę i jaka jest jego recepta na zdrowie?

Niemal całe życie spędził w Ostrobudkach, ale urodził się w pobliskim Golejewku. Nie miał jednak łatwego dzieciństwa - przypadło bowiem na czasy wojenne. - W czasie wojny mój ojciec dostał się do niewoli i trafił w głąb Niemiec. Prowadził gospodarstwo tamtejszemu rolnikowi i robił to bardzo dobrze. Zginął jednak w wypadku - zabił go prąd w 1943 roku. Byłem najstarszy z rodziny. Miałem dwóch braci. Nie mogłem patrzeć na matkę, która ciężko pracowała i jeszcze nami się zajmowała i poszedłem do pracy, choć byłem właściwie jeszcze dzieckiem - wspomina Stanisław Zygmanowski. - Przydzielono mnie do oporządzania koni do wyjazdu, bo wtedy aut nie było i wszędzie jeżdżono konno. Byłem mały, lichy, a musiałem sam oprzątać 8 koni - oczyścić, nakarmić, wyrzucić obornik, wyczyścić bryczki i wyświecić lejce. To była bardzo ciężka praca dla mnie, młodego chłopca. Robiłem się coraz słabszy. Musiałem zrezygnować z tego, bo nie dawałem rady. Dzięki mojemu kuzynowi, który widział jak słabnę, znalazłem inną robotę - w oborze, też w Golejewku. W oborze musiał ręcznie doić 11 krów. Miał wtedy 16 lat. Na początku nie szło mu za dobrze, ale szybko się wprawił. Zajmował się tym 3 lata, a potem przeniesiono go do gospodarstwa w Ostrobudkach, gdzie chował małe cielaki. Trudnił się tym przez kolejne 40 lat. - Gdy starałem się później o rentę, czy emeryturę, dokładnie mi wyliczyli, ile pracowałem - 43 lata, 6 tygodni i kilka dni. Bywało trudno, wypłata marna, ale nie narzekałem - zaznacza Zygmanowski.


„Śmierć i żona od Boga przeznaczona”

Pracując w Ostrobudkach poznał swoją przyszłą żonę. - Znałem ją wcześniej, bo pochodziła z Pakosławia, a do szkoły chodziła w Golejewku. Przez lata jednak nie rozmawialiśmy, bo ja jeszcze przed wojskiem miałem narzeczoną, ale niestety, gdy odbywałem służbę, poznała innego - wspomina.

Petronelę, bo tak miała na imię żona Stanisława Zygmanowskiego, zobaczył ponownie w Ostrobudkach. - Jako kawaler, pomagałem państwu Łukowiakom, mieszkającym wówczas na obecnej posesji Panków, w budowie domu - relacjonuje. Bardzo się z nimi zaprzyjaźnił, dlatego nie odmówił, gdy Łukowiak poprosił go, by pomógł w pracy jego sąsiadom. Chodziło o skoszenie żyta pannom Suchaneckim. - Poszedłem tam i zobaczyłem ją, gdy siedziała na ławce w ogrodzie. Okazało się, że teraz mieszka u swoich ciotek, sióstr swojego ojca. Gdy wykonałem wszystkie prace w polu, przy których one ledwo mogły za mną zdążyć, zaprosiły mnie na kolację. Nie chciałem pójść, ale namówili mnie. Poszliśmy później na spacer i tak się zaczęło - wspomina. Ślub był skromny, obecni byli na nim jedynie najbliżsi. Stanisław Zygmanowski wprowadził się do domu, w którym mieszkała jego żona z ciotkami. - Zaczęło nam się lepiej powodzić. Ciotki nie musiały już tak ciężko pracować. Dostałem krowę od mamy i mieliśmy swoje mleko, śmietanę i masło. Dokupiłem trochę ziemi - relacjonuje.

Petronela i Stanisław doczekali się trojga dzieci i razem przeżyli ponad 40 lat. - To było przeznaczenie, że się spotkaliśmy. Ja mówię, że „śmierć i żona od Boga przeznaczona”. Takiej drugiej dziewczyny, jak moja żona, nie udałoby się znaleźć w całym świecie. Ona całe życie ciężko pracowała, zajmowała się domem, dziećmi, ciotkami i obejściem. Umarła nagle w 2001 roku - mówi mieszkaniec Ostrobudek.


Mleko, smalec i papierosy

Stanisław Zygmanowski ma 83 lata, od 60 lat regularnie... pali papierosy. - Nauczyli mnie Rosjanie, których spotkałem w młodości na swojej drodze. Za kanę maślanki, dali mi czekolady i papierosy. Spróbowałem jednego i mi się spodobało. Teraz jednak już nie palę paczki dziennie, tylko pół - podkreśla. Mimo tego jest w bardo dobrej kondycji fizycznej. - Byłem ostatnio u lekarza. Mam dobre wyniki i nawet pani doktor się dziwiła, że płuca są czyste - śmieje się. Jedyne co mu dokucza, to kolana nadwyrężone przez wiele lat ciężkiej, fizycznej pracy. Przez to musi podpierać się kulami. Jaka jest jego recepta na zdrowie? - Całe życie co dzień, piję 1,5 litra mleka. Chleb smaruję jedynie domowym smalcem, bo masła nie uznaję. Każdego ranka piję przegotowaną wodę z miodem - opowiada.


Rekordowe zbiory miodu

Mimo wieku i problemów z nogami, Stanisław Zygmanowski dalej jest bardzo aktywnym człowiekiem. To jeden z najstarszych i najbardziej doświadczonych hodowców pszczół w gminie Pakosław. Pszczelarstwem zajmuje się od 50 lat. - Na posesji ciotek Suchaneckich, przed wojną było 40 słomianych uli, ale one później je zlikwidowały i zostały tylko 3. Ja nie miałem pojęcia, jak zajmować się pszczołami, ale zainteresowałem się tym i z biegiem czasu nauczyłem się. Sam też zrobiłem wszystkie ule, a także potrzebne mi narzędzia - opowiada. Kiedyś miał znacznie więcej uli, nawet 35, dzisiaj zostawił sobie 10. Uzyskuje z nich duże ilości miodu. - W tym roku mieliśmy takie zbiory i tak dobry miód, jak chyba jeszcze nigdy. Obrodził nam miód z mniszka lekarskiego - bardzo dobry i zdrowy - zaznacza z dumą Zygmanowski, który na terenie swojej posesji ma także miniskansen, który jest jedną z atrakcji Miodowego Szlaku Turystycznego. Obejrzeć można w nim, m.in. ule z 1918 roku.

Oprócz pszczół, hoduje kury, króliki i gołębie. Po najbliższej okolicy jeździ na rowerze. Jego codziennym rytuałem jest wizyta u mieszkającej w pobliżu wielodzietnej rodziny Stróżyńskich. Przez wiele lat codziennie przynosił im mleko, teraz wpada, po prostu, na kawę. Jak twierdzi, lubi im pomagać i odpowiada mu ich towarzystwo. Dzieci Stróżyńskich nie mówią do niego inaczej niż „dziadek”. Zresztą większość dzieci we wsi zwraca się do niego w ten sposób. Jest bardzo lubiany, bo zawsze szczery i nie umie się na nikogo gniewać. - Ciągle lubię mieć jakąś robotę lub towarzystwo, żeby nie ogłupieć na starość. Odpoczywanie mi nie służy - żartuje.

(JM)

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE