Moja żona wyglądała w dniu ślubu tak pięknie, jak dzisiaj - zaznacza Czesław Żyto z Jutrosina. - W życiu bywało różnie, ale gdy się kłóciliśmy, to tak żeby nikt więcej nas nie słyszał. Zawsze jednak dochodziliśmy do porozumienia - przyznaje Stanisława Żyto. Kilka dni temu jutrosinianie obchodzili 65. rocznicę ślubu.\r\n
Od wielu lat mieszkają w Jutrosinie, a pochodzą z gminy Pakosław. Jak to się stało, że postanowili być z sobą na dobre i na złe? - Ciągle się spotykaliśmy i przypadliśmy sobie do gustu. Mieszkała po drodze do sklepu - śmieje się Czesław Żyto, który poślubił Stanisławę mając zaledwie 18 lat. Jego wybranka była o rok młodsza.- Dlaczego tak szybko podjęliśmy decyzję o ślubie? Teraz już nie ma się czego wstydzić i możemy bez problemu o tym mówić. To była po prostu wpadka - opowiadają małżonkowie ze śmiechem. - Ale tak najwidoczniej miało być, bo nie żałujemy tej decyzji. Jak twierdzą, najtrudniej było powiedzieć o ciąży i planowanym ślubie rodzicom. - Nie wyzywali nas, ale wiadomo, wielkiej radości nie było. Byli zaskoczeni, ale szybko zaakceptowali nową sytuację - mówi pani Stanisława.
\r\n
Początkowo młodzi małżonkowie mieszkali u rodziców. Później wynajęli sobie mieszkanie w tej samej miejscowości. Ona zajmowała się domem, on zarabianiem pieniędzy. Czesław Żyto pracował, m.in. w cukrowni, zakładach rybackich w Rudzie Sułowskiej i w Radziądzu, dokąd codziennie jeździł 14 kilometrów rowerem. - Pamiętam, że zimą jak jechałem, to nogi tak marzły w tych gumowych butach, że dopiero po skoku do wody „przychodziły do siebie” - wspomina jutrosinianin, który pracował też w gminnym ośrodku maszynowym, był kowalem, naprawiał sprzęt rolniczy. - Mąż trudnił się różnymi pracami, ale zawsze miał zatrudnienie i przynosił do domu pieniądze. Na początku było jednak trudno. Zaczynaliśmy od zera, ale nie narzekaliśmy. Rodzice bardzo nam pomagali - opowiada pani Stanisława. W pierwszych latach małżeństwa borykali się nie tylko z codziennymi problemami, ale także z chorobą dziecka. Ich syn w wieku sześciu lat zmarł na białaczkę. Mimo tej tragedii, pozostali optymistami i udało im się stworzyć dużą i szczęśliwą rodzinę. Mają cztery córki, 11 wnuków i 10 prawnuków.
\r\n
Choć od ślubu minęło 65 lat, dokładnie pamiętają tamten dzień. To był 27 września 1949 roku, wtorek. - Żona sama ładnie ułożyła sobie włosy w takie fale i wyglądała tak pięknie, jak dzisiaj - wspomina Czesław Żyto. - Nie zamieniłbym jej na żadną inną, nawet młodszą - żartuje. Jego małżonka przyznaje, że przez 65 wspólnie spędzonych lat bywało różnie - raz dobrze a raz źle, ale kłótnie, czy spory nigdy nietrwały długo. Jak podkreślają jutrosinianie, mimo tak długiego stażu małżeńskiego, dalej lubią spędzać z sobą czas. - Od początku do teraz śpimy w jednym łóżku i pod jedną kołdrą - śmieje się jubilatka. Uważa bowiem, że oddzielne sypialnie powodują, że małżonkowie zaczynają się od siebie oddalać. - My się dalej szanujemy i kochamy - mówią zgodnie państwo Żyto. Jak podkreślają, są bardzo zadowoleni ze swojego życia i dumni ze swojej rodziny. Często się odwiedzają. - Musieliśmy pokój powiększyć, bo rodzina duża i już było ciasno, jak się wszyscy spotykaliśmy przy stole - relacjonują. - Ale rocznicy ślubu nie będziemy obchodzić w domu. Dzieci przygotowały dla nas przyjęcie - jak drugie wesele. Z tańcami - zaznaczają.
\r\n
Gratulacje i życzenia jubilaci przyjęli też od burmistrza Zbigniewa Koszarka i Beaty Rzeźnik - zastępcy kierownika Urzędu Stanu Cywilnego. (na zdj. z lewej)
\r\n
(JM)