reklama

Karol Trzcieliński - "Bycie aktorem na pół gwizdka kosztuje"

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Bartosz Kowalski

Karol Trzcieliński - "Bycie aktorem na pół gwizdka kosztuje" - Zdjęcie główne

Karol Trzcieliński w czasie prób do monodramu "Kontrabasista" | foto Bartosz Kowalski

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaJednym z wydarzeń tegorocznego Przeglądu Sztuki Współczesnej FORMA, był monodram Karola Trzcielińskiego - "Kontrabasista. Odtwórca głównej roli jest "amatorem" w swoim fachu. Z aktorem Rawickiego Teatru Komedii i technikiem scenicznym rawickiego Domu Kultury rozmawia Jakub Sławiński:
reklama

Kiedy zaczęła się twoja przygoda z teatrem?

Dopiero na studiach, więc stosunkowo późno jak na aktora. Wtedy przygarnął mnie studencki teatr "Leżak", pracujący przy PWSZ w Lesznie. W zasadzie, czas studiów to był okres kiedy szukałem swojego miejsca w wielu kołach, grupach. Udzielałem korepetycji, pracowałem w redakcji gazetki studenckiej, byłem w harcerstwie akademickim HKAK "Kapsel" i wielu innych. Ostatecznie padło jednak na teatr i to on się zagnieździł w serduszku do końca.

Pamiętasz swój debiut na scenie? Jak on wyglądał?

Pamiętam! "Komeńskiego świat w obrazach" - to było w pewnym sensie flagowe przedstawienie teatru studenckiego "Leżak". Był to spektakl wznawiany systematycznie, przy różnych okazjach. Graliśmy go nie tylko w Polsce, ale też w Brnie w Czechach, czy w miejscowości Umań na Ukrainie, dlatego przedstawialiśmy go w trzech różnych językach: polskim, czeskim i ukraińskim.

reklama

Jaką rolę tam grałeś? To był jakiś epizod? Grałeś zieloną trawę, słońce, chmurki?

"Komeńskiego świat w obrazach" zbudowany był z obrazów, które porównywały edukację za czasów młodości Komeńskiego z współczesnością. To był bardzo plastyczny spektakl, więc tak, można powiedzieć, że grałem tam trawę (mówi z ironią na twarzy - red.), czyli po prostu jednego z wielu uczniów i zawsze grałem w scenach "starodawnych", związanych z młodością Komeńskiego.

Co było dalej?

W związku z moją miłością, która się narodziła przez cztery lata mojego pobytu w Lesznie...

Mówisz oczywiście o swojej żonie.

Nie, mam na myśli miłość do teatru. Moja żona, niechętnie, ale dzieli się częścią mojej miłości do teatru, aktorstwa i w zasadzie po części do mojego zawodu, bo na co dzień jestem oświetleniowcem teatralnym i dzięki temu mam możliwość na co dzień obcować ze swoją pasją.

reklama

Karol Trzcieliński trzyma kontrabas. Ma zdziwioną minę

fot: Bartosz Kowalski

Jaki spektakl najbardziej zapadł Ci w pamięci?

Chyba najmilej wspominam - albo inaczej - najciekawiej wspominam "Iwonę księżniczkę Burgunda", gdzie grałem króla. Czułem się wtedy wyjątkowo - nie jako aktor, ale jako król. Miałem wrażenie, że to był taki spektakl przełomowy. Po nim dostałem bardzo dużo pochwał i to nie tylko od rodziny i znajomych. W sumie to był też chyba taki moment, w którym pomyślałem, że może warto coś z tym więcej zrobić. Po tym zacząłem szukać szkoły teatralnej, która takiego starucha jak ja - a miałem wtedy chyba 26 lat - przyjmie.

reklama

Znalazła się szkoła dla takiego starucha?

Tak, było to Studium Artystyczne "Roe". Ukończyłem je na kierunku aktor, o specjalizacji aktor scen muzycznych. To był wspaniały czas, kiedy bardzo dużo się nauczyłem i zdobyłem wreszcie dyplom, który był krokiem milowym w mojej świadomości. Wiedziałem, że mam chociaż jakieś wykształcenie w kierunku aktorstwa.

Było już wykształcenie, to czas na pracę. Udało Ci się znaleźć pracę w aktorstwie?

W zasadzie pracy w aktorstwie nie mam. Nie wiem czy chciałbym być zawodowo aktorem, bo im bardziej zgłębiam ten zawód, charakter tej pracy, to nie jestem pewien, czy chciałbym zostać rzeczywiście tym aktorem na pełen etat. Ta praca ma mega dużo plusów, ale chyba wolę, że jest to moje hobby, które mogę trzymać w ryzach - ograniczać, albo puszczać swobodnie kiedy mam taką możliwość. Nie chciałbym się od tego uzależnić, bo wtedy chyba straciłbym przyjemność z bycia aktorem, kiedy muszę na siłę zrobić tyle spektakli, tyle epizodów w serialu, by mieć co włożyć do garnka.

Dzisiaj pracuję w Domu Kultury w Rawiczu na stanowisku oświetleniowca i dzięki temu łączę swoją pasję z pracą. Mogę podglądać jak pracują zawodowi aktorzy i się czegoś od nich nauczyć.

Te lata podglądania zza stołu realizatorskiego zaowocowały ostatnio monodramem "Kontrabasista", który przedstawiłeś na festiwalu FORMA.

Nie powiedziałbym, że to owoc tylko podglądania, ale jest to podsumowanie całej mojej ścieżki jaką przeszedłem, która zaczęła się w tym teatrze studenckim.

Dlaczego zdecydowałeś się na ten spektakl?

Jakiś czas temu, Rawicki Teatr Komedii wystawiał spektakl "Dom Bernardy Alba". Tak się złożyło, że dyrektor Domu Kultury, Dariusz Taraszkiewicz pozwolił mi go reżyserować. Było to niezwykłe doświadczenie, ale po tym pojawił się pomysł by zrobić coś samemu. Chyba byłem trochę zmęczony tym tłumem i potrzebowałem to zmęczenie przekuć w coś twórczego.

Kiedy urodził się pomysł na "Kontrabasistę"?

On kiełkował od dwóch lat. Prace nad nim przyspieszyły de fakto dwa miesiące przed premierą. Wtedy dyrektor powiedział, że pora się na poważnie zabrać do roboty i wystawić monodram na tegorocznej FORMIE.

Karol Trzcieliński trzyma kontrabas. Krzyczy

fot: Bartosz Kowalski

Nie jestem specjalistą w tym temacie, ale wydaje mi się, że dwa miesiące na przygotowanie takiego spektaklu to bardzo mało czasu.

Mnie też się wydaje, że to bardzo mało czasu. Zrobiłem to dzięki wytrwałości i cierpliwości przede wszystkim mojej żony i reżysera Ksawerego Kaczmarka. Ten ostatni miesiąc przed spektaklem, to był bardzo ciężki czas, gdzie pracowałem od rana do wieczora, i nie miałem czasu dla innych. Musieliśmy się z reżyserem totalnie wyłączyć, by zdążyć do premiery 30 sierpnia.

Pojawił się jakiś trudny moment?

Nie, takiego momentu nie było. Chociaż, takim małym zderzeniem ze ścianą był odbiór spektaklu przez dyrektora. Nam wydawało się, że wszystko wygląda wspaniale. On spojrzał na to świeżym okiem i szczerze powiedział, co mu się nie podoba i, co trzeba zmienić. Nie było to stresujące, ale zmian było trochę, a do premiery został nam tylko jeden dzień, więc było trzeba się zebrać w sobie. Ten kubeł zimnej wody się przydał.

Spektakl, sądząc po reakcjach publiczności, podobał się.

Tak, spektakl przeszedł premierę pozytywnie i mamy zamiar, by grać go dalej nie tylko w Rawiczu, ale też może poza nim.

Łatwo jest być aktorem na pół etatu? Jak łączysz swoją pasję z codziennością?

To wymaga wielu wyrzeczeń. Prawdopodobnie to moje hobby i bycie aktorem na pół gwizdka bardzie kosztuje moją rodzinę niż mnie. Ja potrafię się w tym zatracić i znaleźć w tym wiele przyjemności, a oni wtedy nie potrafią odnaleźć mnie.

Czujesz się spełniony?

Co rozumiesz pod hasłem "spełniony"?

Doprecyzuję, czy czujesz się spełniony aktorsko? Czy osiągnąłeś już wszystko, co chciałeś?

Nie wyznaczam sobie celów długodystansowych, a nawet jak są to dziele sobie je na mniejsze kroki i każdy z tych kroków, które dotychczas sobie wyznaczyłem, udało mi się osiągnąć i dzieje się to mniej więcej systematycznie, raz w roku.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama