Uchodzi za jedną z najbardziej pozytywnych i najsympatyczniejszych polskich aktorek. Nic dziwnego - uśmiechnięta, energiczna, a przede wszystkim ciepła i bezpośrednia. Od ponad 30 lat występuje na scenie, niemal tyle samo czasu jest żoną tego samego mężczyzny, dumną mamą i - po prostu - szczęśliwą kobietą. O byciu artystką wszechstronną, trudach zawodu aktora, miłości do śpiewania i wspieraniu kobiet z Katarzyną Żak rozmawia Joanna Miśkowiak.
Przed chwilą zażartowała pani, że praca aktora, związane z tym podróże, to swego rodzaju maraton. I pani ten maraton świadomie wybrała...
Tak było, choć nie do końca. Chciałam być prawnikiem. To, że mam iść do szkoły teatralnej podpowiedziała mi moja nauczycielka matematyki z liceum w Toruniu. A, co ciekawe, kończyłam klasę huma, więc większość moich szkolnych koleżanek to dziś właśnie prawniczki. Miałam dołączyć do tej uroczej czeredki.
Nauczycielka matematyki dostrzegła w pani aktorski potencjał?
Tak. Robiliśmy raz w miesiącu popisy tematyczne i występowaliśmy wtedy przed całą szkołą. Były to także parodie różnych osób - m.in. nauczycieli. Ona mnie zaczepiła dwa dni później, po takim właśnie występie. To było pod koniec trzeciej klasy. Zapytała, co ja zamierzam w życiu robić. Powiedziałam, że ma się nie bać, bo nie pójdę na matematykę, ale raczej na prawo. Zasugerowała jednak szkołę teatralną. Śpiewałam 8 lat w chórze, wygrywałam konkursy recytatorskie, ale nigdy nie myślałam, że to będę robić w życiu. Ona uznała, że to jednak ja - spośród wszystkich uczniów - na scenie najbardziej przyciągam uwagę. W ten sposób zasiała we mnie ziarno. Posłuchałam jej, a aktorstwo, bycie na scenie niestety jest wciągające. Jak się człowiek wkręci, to trudno przestać.
Jest pani artystką wszechstronną - film, teatr, dubbing, śpiewanie...
Śpiewanie to było moje marzenie, ale nigdy nie miałam odwagi. Ale jak się chyba zestarzałam, to powiedziałam, że raz kozie śmierć. Recital „Bardzo śmieszne piosenki” to mój pomysł na różne polskie piosenki, pokazuję odmienne typy kobiet - m.in. zdradzoną, wyzwoloną, mającą problemy z alkoholem.
Nigdy pani nie żałowała, że nie została tym prawnikiem?
Na pewno nie, ale gdybym jako 20-latka miała taką świadomość jak dziś, to nie poszłabym do szkoły teatralnej. I nie wybrałabym tego zawodu. Robiłam wszystko, żeby moje córki nie zostały aktorkami i udało się.