- Skontaktowałem się z tobą z powodu twojego nazwiska w związku z nazwiskiem mojego zmarłego klienta. Jako osobisty adwokat zmarłego pana Jovan Twardowski [nazwisko autorki artykułu – przyp. red.], moim obowiązkiem jest odzyskać jego majątek i oczyścić jego nazwisko, ponieważ jego żona i jedyne dziecko zmarły wraz z nim w strasznym wypadku samochodowym – wiadomość o takiej treści trafiła niedawno na skrzynkę e-mail naszej dziennikarki.
Zaintrygowani, postanowiliśmy sprawdzić, kto kryje się za tą informacją i rozpoczęliśmy korespondencję. „Adwokat” o imieniu Fred zapewnił w odpowiedzi o swoich czystych intencjach.
Zapewniają o szczerości, obiecują pieniądze po zmarłym krewnym i proponują podział tej ogromnej kwoty. Wszystko za pośrednictwem... wiadomości mailowych. Aby potwierdzić swoją „wiarygodność” dołączają zdjęcia, a nawet skan paszportu.
Oto, jak wyglądała nasza korespondencja z oszustem.
Zaczęło się od wiadomości od osoby, podającej się za prawnika i jednocześnie głównego pełnomocnika swojego zmarłego klienta. „Adwokat Fred” wytypował mnie, rzekomo jako członka rodziny zmarłego. Poinformował o ośmiu milionach, które chce przekazać i poprosił o kontakt.
Wiadomość z Afryki
Fred oznajmił, że mieszka w Republice Togo (zachodnia Afryka), w której jego klient mieszkał ze swoją rodziną, zanim wszyscy zginęli w wypadku samochodowym. Dodał, że klient był sierotą, nikt nie zna jego korzeni.
- Szukałem osoby godnej zaufania, która może postępować zgodnie z instrukcjami, dlatego wybrałem ciebie. (...) Jeśli zastosujesz się do moich instrukcji, w ciągu następnych 14 dni cały fundusz będzie na twoim koncie – pisał łamaną polszczyzną. Zapewnił, że transakcja nie wiąże się z żadnym ryzykiem. Jeżeli do niej nie dojdzie, to rząd skonfiskuje cały majątek klienta. Chciał podzielić się pieniędzmi po 40%. Pozostałe 20% zasugerował przekazać na wskazany sierociniec.
Zmarła żona i chore dziecko
Korespondowaliśmy więc dalej. Tu zaczęła się opowieść o zmarłej żonie „adwokata” i chorym dziecku, pilnie potrzebującym operacji.
- Nie powinienem ci tego mówić, ale ze względu na zaufanie, jakie oboje mamy razem, pozwól, że to powiem. Moja żona zmarła po urodzeniu mojego jedynego dziecka, a moje dziecko ma dość infekcji nerek [pisownia oryginalna – przyp. red.]. Wszystkie pieniądze wydałem na przywrócenie życia mojemu dziecku. Lekarz powiedział, że powinienem polecieć na Kubę w celu właściwego leczenia. To jest główny powód, dla którego musimy być bardzo szybcy w tej transakcji, ponieważ nie chcę, żeby ona też umarła – pisał Fred.
Zaczynał stawiać warunki. Oczekiwał zapewnień, że nie ucieknę z pieniędzmi i zachowam tajemnicę „z powodu zazdrości świata”. Zapytaliśmy o to, co powinnam zrobić, aby sfinalizować transakcję? Fred poprosił o podanie dosyć szczegółowych danych: imienia i nazwiska, wieku, stanu cywilnego, zawodu, adresu domowego oraz adresu biura, daty urodzenia, numeru telefonu, faksu oraz numeru paszportu. Zapewniał, że musi te dane przekazać do banku.
Proszą o przelanie niewielkich środków
Na tym etapie postanowiliśmy zakończyć konwersację. Fred nie zamierzał się poddawać. Po raz kolejny poprosił o podanie wymaganych danych. Nie otrzymując odpowiedzi dopytywał, czy wszystko u mnie w porządku?
Nie ma co się łudzić, mój krewny nie zostawił olbrzymiego spadku, a ja nie zarobię kilku milionów złotych. „Adwokat” Fred i wielu innych, to oszuści, masowo wysyłający wiadomości. Takich historii krąży po sieci mnóstwo! Po krótkiej wymianie e-maili rzekomy spadkobierca zostaje poproszony o pokrycie niewielkich (w porównaniu z bogactwem, jakie wkrótce otrzyma) kosztów „niezbędnych do przekazania spadku”. Wtedy mailowy dialog się urywa. Rozmówca przestaje odpisywać na wiadomości.
Anna Twardowska