reklama

Doktor czy doktora Magdalena? Trwa dyskusja o feminatywach. Stawką jest równość

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Uniwersytet SWPS

Doktor czy doktora Magdalena? Trwa dyskusja o feminatywach. Stawką jest równość - Zdjęcie główne

Dra Magdalena Formanowicz, psycholożka z Uniwersytetu SWPS w Warszawie | foto Uniwersytet SWPS

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Polska i ŚwiatOpór wobec feminatywów, czyli żeńskich końcówek, jest sygnałem sprzeciwu wobec zmian społecznych. – To jest dyskusja o równości kobiet względem mężczyzn. Używanie wyłącznie form męskich przyczynia się do niewidzialności kobiet w języku i poza nim – mówi dra Magdalena Formanowicz, psycholożka i kierowniczka Centrum Badań nad Relacjami Społecznymi na Uniwersytecie SWPS w Warszawie.
reklama

Paulina Jęczmionka-Majchrzak: Jest Pani panią doktor, doktorką czy może doktorą?

Magdalena Formanowicz: Rzadko mówię o sobie, podkreślając tytuł naukowy. W ustach studentów akceptuję właściwie wszystkie formy i bardzo się cieszę, że coraz częściej pojawiają się doktorka i doktora. Zwłaszcza ta druga jest ciekawym przykładem innowacji językowej. Jestem na takie innowacje otwarta, ponieważ one zwykle świadczą o istnieniu problemu. Jeżeli wymyślamy nowe słowa, to znaczy, że są nam do czegoś potrzebne. Wracając do pytania: gdy mówię sama o swoim zawodzie, przedstawiam się jako psycholożka i badaczka społeczna.  

Zawsze tak się Pani przedstawiała?

Przyznaję otwarcie, że nie. Kilkanaście lat temu sądziłam, że psycholog czy badacz brzmi poważniej. Zresztą takie przeświadczenie cały czas rezonuje w dyskursie publicznym, niestety. Zmieniłam zdanie po przeprowadzeniu serii badań i przeanalizowaniu postaw wobec feminatywów w innych krajach. Nauczyłam się dwóch rzeczy. Po pierwsze, jeśli używamy form męskich w funkcji generycznej (z założenia neutralnej rodzajowo, dotyczącej całego zbioru osób o wspólnych cechach – przyp.red.), przyczynia się to do niewidzialności kobiet w języku i poza nim. Po drugie, dowiedziałam się, że zmiana jest dużo łatwiejsza niż nam się wydaje.

reklama

Wiele osób uważa, że feminatywy to nowomowa. Nie uczono nas o nich.

Choć normalnie funkcjonowały w języku polskim i znajdziemy je w starych słownikach, w czasach PRL były konsekwentnie zwalczane i stały się zapomniane, o czym ciekawie opowiadał Maciej Makselon w niedawnym wystąpieniu podczas konferencji TedX. Warto o tym rozmawiać, żeby wyjść poza kontekst ideologiczny na rzecz merytorycznej dyskusji o wynikach badań nad językiem, o tym, co feminatywy ze sobą niosą, w czym pomagają, w czym przeszkadzają.

A w czym przeszkadzają?

Przekonania dotyczące tradycyjnych ról płciowych są mocno utrwalone w kulturze. Takim przekonaniem jest kojarzenie męskości z kompetencjami i wyższym statusem. Używanie formy żeńskiej może więc te skojarzenia obniżać - jako psycholożka mogę być oceniana jako mniej kompetentna niż jako pani psycholog. Przekonania szybko jednak ustępują, kiedy feminatywy są w powszechnym użyciu. Świetnie pokazuje to przykład języka niemieckiego, w którym stosowane są od dawna i w którym kobieta jest uznawana za niekompetentną, jeżeli używa wobec siebie formy męskiej. Musimy też pamiętać, że używanie formy męskiej wobec kobiet, niesie ze sobą ryzyko. Kiedy w ogłoszeniach o pracę szuka się programistów, kobiety mniej chętnie aplikują i są mniej chętnie rozważane jako dobre kandydatki.

reklama

Dla wielu pracodawców to nowa i pewnie zaskakująca wiedza.

Badania prowadzone w różnych językach wyraźnie wskazują, że negatywne skutki feminatywów pojawiają się na początku ich funkcjonowania w języku. Kiedy są nowe, mogą wzbudzać opór. Ten opór zazwyczaj przebiega wzdłuż dwóch osi. Pierwsza to oś tradycjonalizmu językowego - żeńskie formy gramatyczne mogą się wydawać dziwne lub niepoprawne. Wydaje nam się, że język nie jest w stanie ich pomieścić. Co ciekawe, później zaskakująco szybko przyzwyczajamy się do nowości językowych.

Skoro jednak dziwnie brzmią, można z nich pożartować, by umniejszyć znaczenie.

Tak. Przykładem tego jest argument, że niektóre formy żeńskie odnoszą się do przedmiotów. Nazywanie pilotką kobiety sterującej samolotem uważane jest za ośmieszające, bo to przecież nazwa nakrycia głowy. Tyle że pilot jest również urządzeniem do obsługi telewizora. Wielość znaczeń to nic zaskakującego w języku, więc nie ma sensu przerzucać się takimi argumentami.

reklama

Jaka jest druga oś oporu wobec feminatywów?

To tradycjonalizm obyczajowy. Wówczas opór wobec feminatywów jest sygnałem sprzeciwu wobec zmian społecznych. Feminatywy to tylko neutralne słowa. Jednak emocje, które wywołują, pozwalają przypuszczać, że dotyczą nie tylko języka. Chodzi o to, z czym te słowa się wiążą – równouprawnieniem, równym statusem, równą płacą, zmianą roli kobiet w społeczeństwie. To jest dyskusja o równości kobiet względem mężczyzn. Badania są jednoznaczne. Jeżeli powiemy w formie generycznej „pielęgniarze”, to wyobrazimy sobie wyłącznie mężczyzn reprezentujących ten zawód.

Czytałam o badaniach, podczas których poproszono dzieci, by słysząc formę generyczną (czyli np. student, naukowiec), narysowały jej reprezentanta. Zdecydowana większość rysowała mężczyzn.

reklama

Dries Vervecken robił podobne badanie w szkołach, zadając dziewczynkom pytanie: czy rozważasz karierę astronauty? Większość zaprzeczała, tłumacząc, że ten zawód nie wydaje się przeznaczony dla kobiet. Jednak gdy pytanie brzmiało „czy rozważasz karierę astronauty bądź astronautki?”, procent chętnych dziewczynek znacząco rósł. Musimy więc pamiętać, że feminatywy mają znacznie już na etapie edukacji szkolnej. A nadal mamy problem nierównej reprezentacji płci np. w podręcznikach i książkach. Hasło „dziewczyny na politechniki” na etapie rekrutacji na studia to zbyt późne działanie.

Może należałoby zrezygnować z form generycznych, które zawsze są w rodzaju męskim?

Tak uważam. Pamiętajmy, że generyczność formy męskiej jest umowna. Możemy się umawiać i chcieć, by dotyczyła obu płci, ale musimy być świadomi, że ze względu na konstrukcję języka to tak nie działa. Forma generyczna nie spełnia neutralnej funkcji. Jeżeli istnieje rodzaj gramatyczny, to ma on bardzo dużą wagę. Pielęgniarka jest kobietą i nie wyobrazimy sobie mężczyzny, a pielęgniarz to mężczyzna i nie wyobrazimy sobie kobiety. W tym zawodzie sprawa jest oczywista, ale skojarzenie z płcią działa dokładnie tak samo w przypadku zawodów, w których jesteśmy przyzwyczajeni do używania formy męskiej generycznie. Choć prawnikiem może być kobieta, zazwyczaj automatycznie skojarzymy to słowo z mężczyzną. Możemy chcieć, by to była forma neutralna, ale ze względu na konstrukcję języka nie jest.

Tylko jak przekonać osoby, dla których dyskusja o feminatywach jest właśnie zasłoną dymną dla głębszych obaw i uprzedzeń?

Jeżeli ktoś chce utrzymać stan podporządkowania kobiet mężczyznom, to pewnie trudno będzie go przekonać. Pomocne jest posłuchanie głosów kobiet z najbliższego otoczenia – rodzinnego, zawodowego, a także uświadomienie sobie znaczenia, jakie używanie żeńskich form może mieć dla córek, wnuczek i jeszcze kolejnych pokoleń. W szerszej perspektywie okazuje się bowiem, że może to mieć przełożenie np. na aspiracje i wybory zawodowe. W innych krajach już się temu przeciwdziała. Istnieją anglojęzyczne programy komputerowe sprawdzające, czy ogłoszenia o pracę nie zawierają zniekształceń językowych. W Austrii prawo zobowiązuje, by w ogłoszeniach o pracę stosowano język równościowy. Jeżeli pracodawca tego nie zrobi, grozi mu grzywna. W niemieckich nazwach zawodów Google Translator zna obie formy rodzajowe (podczas gdy w polskim nawet w tak sfeminizowanej dziedzinie jak psychologia, angielskie psychologist zostanie przetłumaczone jako psycholog). Istnieją także niemieckojęzyczne nakładki do programów tekstowych, które podpowiadają stosowanie odpowiedniej formy. Można zatem wspomóc zmianę poprzez rozwiązania technologiczne oraz instytucjonalne. Podsumowując: jeżeli zależy nam na tym, by kobiety funkcjonowały w społeczeństwie na równych prawach, łatwiej jest przemóc własny opór wobec feminatywów, nawet jeśli początkowo wydają się dziwne i niewygodne. Ten dyskomfort w miarę stosowania feminatywów się zmniejszy. Przyzwyczaimy się. A jeśli to zaczną być formy używane na co dzień, temat odideologizuje się.

Rozmawiała Paulina Jęczmionka-Majchrzak

reklama
reklama
Artykuł pochodzi z portalu krotoszynska.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama