Mówi, że wychował się w domu, w którym ogromną rolę przywiązywano do tradycji oraz pamięci o ważnych wydarzeniach historycznych i ludziach, którzy oddali życie za Ojczyznę. Dziś Stanisław Projs z Wydaw jest dumny, że swoją wiedzą i pamiątkami o przodkach może dzielić się z wnukami.
- Nikt z naszych bliskich nie afiszował się kiedyś posiadaną wiedzą, czy też poglądami politycznymi. Ale dzięki nim uzyskaliśmy informacje dotyczące, m.in. Powstania Wielkopolskiego - przypomina. Jego pradziadek Józef Rudyński uczestniczył w powstaniu od 26 grudnia 1918 roku, na odcinku Słupia Kapitulna, Zielona Wieś, Stwolno, Wydawy, Zawady, Ugoda, Niemarzyn i Miejska Górka w 3 Kompanii 11 Pułku Strzelców Wielkopolskich. - Brał czynny udział we wszystkich walkach i atakach oraz w odpieraniu ataków na Zieloną Wieś i Słupię Kapitulną. W ataku na Rawicz zostały zdobyte dwie armaty wraz z 6-konnym zaprzęgiem, 6 wozów taborowych i 1 ciężki karabin maszynowy wraz z amunicją. Z powodu podeszłego wieku, po zakończeniu powstania został zwolniony z szeregów Wojska Polskiego - opowiada Stanisław Projs. Dodaje, że w powstaniu walczył też jego
dziadek Stanisław, który zmarł wskutek ran postrzałowych.
Historia pradziadka chłopców posłużyła za kanwę filmu „Sen o historii”, opowiadającego o losach Powstańca Wielkopolskiego.
Z inicjatywą jego nakręcenia wyszła Karolina Lipowczyk, dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego im. Powstańców Wielkopolskich w Zielonej Wsi w nawiązaniu do 100. rocznicy powstania i obchodów 50-lecia nadania szkole imienia. Główną rolę zagrał wnuk Stanisława Projsa - Cyprian. Autorem scenariusza jest nauczyciel Paweł Michalak. Nagrania trwały blisko miesiąc. Premiera filmu miała miejsce w szkole - z udziałem zaproszonych gości, m.in. rodziców. W filmie gra też drugi z wnuków pana Stanisława - Bartek. - Zrobiliśmy to, tym bardziej, że ciekawi nas historia. Przecież gdyby nie nasi przodkowie, nie bylibyśmy dziś Polakami - podkreślają chłopaki. Jeden z nich - Bartek, przyszłość wiąże też z mundurem, bo w przyszłości chciałby być pilotem samolotów pasażerskich. - Po filmiku odezwały się do mnie osoby z Niemiec, które prawdopodobnie są naszą dalszą rodziną, z którymi powymienialiśmy się już dokumentami rodzinnymi i zdjęciami - dodaje Stanisław Projs.
Jak mówi Stanisław Projs, korzenie rodziny sięgają okolic niemieckiego Hessen.
- W czasie wojny, kiedy docierała do nas armia radziecka, babcia Marianna w obawie o życie swoje i mojego wówczas 7-letniego taty zniszczyła wszelkie możliwe dokumenty i rzeczy, które mogły świadczyć o niemieckich korzeniach. Zrobiła to tym bardziej, że wówczas nasze nazwisko pisało się Preuss, a ona mieszkała sama z dzieckiem - opowiada. Mimo, że była Polką, z powodu - jak twierdzi Stanisław Projs - pisowni nazwiska miała względy u Niemców i jako jedyna w wiosce mogła mieć... rower. - Mimo nacisków ze strony Niemców, babcia nigdy nie podpisała tzw. volkslisty. Zawsze była i czuła się Polką - w końcu pochodziła z rodziny Rudyńskich - dodaje.
Nazwisko Preuss spolszczył ojciec Stanisława, kiedy zagrożono mu utratą pracy.
- To była trudna decyzja, ale mając w domu czworo małych dzieci i będąc jedynym żywicielem rodziny, nie bardzo miał wyjście - opowiada. - Mimo tego, zawsze byłem z niego bardzo dumny, a zwłaszcza, kiedy szliśmy 1 listopada do kościoła. Jednego roku, byłem wtedy małym chłopcem, jedna z mieszkanek uprzedziła nas, że przedstawiciele partii są w budynku dawnej szkoły w Zielonej Wsi i robią zdjęcia ludziom idącym do kościoła. Mimo ostrzeżeń, my jednak poszliśmy - mało tego, tata odważnie patrzył w kierunku szkoły. Potem na przesłuchaniu miał im powiedzieć, że chodził i będzie chodzić na grób ojca, który walczył i zginął za Polskę. Nic mu nie zrobili - opowiada Stanisław Projs.
Stanisław Projs ubolewa, że ma niewiele pamiątek po przodkach.
Pokazując je, zaznacza, że jedna jest dla niego szczególna. To skórzana papierośnica po dziadku Józefie. - Co ciekawe - pradziadek Józef nigdy nie palił papierosów, ale zawsze je miał przy sobie, by móc kogoś poczęstować. Mam też trzy zegarki, które należały do trzech pokoleń naszych przodków. Cieszę się, że dzięki mojemu wujkowi trafiło to w moje ręce. Ma to dla mnie ogromną wartość historyczną, sentymentalną i rodzinną - podkreśla. Zarówno na zegarku, jak i papierośnicy widnieją patrioryczne grawenrunki.
Rodzinne historie Stanisław Projs może opowiadać godzinami, stąd wnuki - Bartek i chętnie zaglądają do dziadka.
Siadają najczęściej przy kuchennym stole - oglądają pamiątki i archiwalne zdjęcia. Wspólnie też tworzą drzewo genealogiczne rodziny. - Gdzie się da, to dokładamy też zdjęcia do poszczególnych przodków - mówi Bartek.
Projsowie mają jeszcze jedną wspólną pasję. Jeżdżą na rowerach.
- Dwa lata temu odbyliśmy wycieczkę rowerową z Wałbrzycha. Spędziliśmy tam 3 dni zwiedzając okolicę, po czym wróciliśmy około 130 km rowerami - można powiedzieć - prawie do domu. Zaczęło się już ściemniać, dlatego ze względów bezpieczeństwa przyjechał po nas syn w okolice Żmigrodu - wspomina Stanisław Projs. Podkreśla, że bardzo lubi wyprawy z wnukami. Razem odbyli już podróż, m.in. do Ciechocinka i Holandii.
Dzięki naszym dziadkom i rodzicom dowiedzieliśmy się, co jest w życiu człowieka bardzo ważne. Rodzina - zawsze solidarna, lojalna i kochająca się, przyjaciele, którym niezależnie od sytuacji należy pomagać, wspierać i pielęgnować, co pozwala nam utwierdzić się w przekonaniu, że nie zostaniemy sami z problemem, w trudnej sytuacji, a także wolność i prawo do prywatności każdego człowieka. Mając tak wielkie zabezpieczenie pokonuje się łatwiej przeszkody, przeciwności i wrogów. Te wartości staram się teraz przekazywać swoim wnukom. Dzisiaj jesteśmy spokojni, gdyż o faktach historycznych, które kilkanaście lat temu stanowiły tabu, możemy mówić otwarcie i poznawać szczegóły. Możemy udostępnić pamiątki rodzinne, które przedstawiają dzisiaj ogromną wartość historyczną - podkreśla Stanisław Projs.