"Zachowały stoicki spokój, zimną krew i przystąpiły do działania"
Specjalne listy gratulacyjne i podziękowania trafiły do Lilianny Kusztelak i Gabrieli Pasek – uczennic siódmej klasy podstawówki w Miejskiej Górce między innymi przy okazji świętowania Dnia Edukacji Narodowej. Uczennice odważnie i błyskawicznie zareagowały, ratując życie swojej koleżance podczas szkolnej wycieczki.
- Zachowały stoicki spokój, zimną krew i przystąpiły do działania - podkreślała Jolanta Hryniowska, dyrektor Zespołu Szkół w Miejskiej Górce.
Za ten czyn wcześniej uhonorowano je na sesji rady miejskiej (24 września). Listy gratulacyjne i podziękowania wręczali im wówczas burmistrz Karol Skrzypczak, przewodniczący rady Zdzisław Goliński oraz komendant policji w Lesznie, insp. Piotr Gorynia i oficer prasowa Monika Żymełka.
O tym, jak wyglądał tamten dzień, jak poradziły sobie emocjonalnie po zdarzeniu opowiedziały także w popularnym programie śniadaniowym telewizyjnej "jedynki".
Nastolatki pojawiły się w studiu "Pytania na śniadanie" razem z rodzicami i rodzeństwem 1 listopada.
Co się wydarzyło?
Zdarzenie, o którym mowa miało miejsce dzień przed zakończeniem minionego roku szkolnego. Uczniowie pojechali na wycieczkę do tzw. parku trampolin w Lesznie. Podczas pobytu w centrum rekreacyjnym 13-letnia dziewczynka doznała poważnych obrażeń.
- Doszło do nieszczęśliwego wypadku z udziałem dziecka, mieszkanki powiatu rawickiego. Prowadzimy postępowanie mające na celu dokładne wyjaśnienie okoliczności i przyczyny tej sytuacji – informowała wówczas podkom. Monika Żymełka, rzecznik prasowa Komendy Miejskiej Policji w Lesznie.
Na miejsce wezwano służby ratunkowe. Śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego przetransportował poszkodowaną do jednego z poznańskich szpitali. Stan nastolatki był określany jako ciężki, ale stabilny. Na szczęście udało się jej niemal wrócić do zdrowia, choć jeszcze nie wróciła do szkoły. Wszyscy jednak zaznaczają, że mogło skończyć się tragicznie – gdyby nie szybka reakcja koleżanek.
Błyskawiczna reakcja nastolatek
Jak opowiada Lilianna Kusztelak, obecnie uczennica siódmej klasy, w parku zabaw, w którym byli na wycieczce jest coś w rodzaju trapezu, na którym można się huśtać.
- Nie wiem, co dokładnie się stało, że nasza koleżanka puściła drążek, może straciła siły, ale w efekcie uderzyła głową o kant jednego z elementów. Byłam najbliżej i początkowo myślałam, że po prostu za chwilę wstanie. Tak się nie stało. Zauważyłam, że jej głowa bezwładnie opadła na ramię. Wtedy weszłam do tej poduszki i od razu przytrzymałam jej głowę do góry, bo pamiętam, że jak osoba jest nieprzytomna może się zachłysnąć swoim własnym językiem. Od razu też krzyknęłam, że trzeba dzwonić po karetkę. Do poduszki weszła też moja przyjaciółka Gabrysia, bo także myślała, że to może nic poważnego, ale szybko się przekonała, że jest inaczej – opisuje miejskogóreczanka.
Dodaje, że członek obsługi placówki pomógł im przenieść koleżankę na bardziej stabilne podłoże i wtedy rozpoczęły udzielanie pierwszej pomocy.
- Razem z Gabrysią położyłyśmy ją na boku, sprawdziłyśmy, czy oddycha. Na szczęście okazało się, że tak, choć nie było z nią kontaktu. Zapytałam, czy karetka w drodze, ale się okazało, że jeszcze nie wezwali, więc krzyknęłam ponownie. Może nie powinnam się unosić, ale to były emocje – przyznaje
Gdy nawiązano kontakt z pogotowiem ratunkowym, telefon przyniesiono do dziewcząt, by bardziej doświadczona z nich mówiła pozostałym, co mają robić do czasu przyjazdu ambulansu.
- Powiedziałam, że oddycha, ale trudniej, że uderzyła się w potylicę, ale nie krwawi i ma guza. Pani poinstruowała nas, co mamy robić, gdyby doszło do zatrzymania akcji serca. Była zdziwiona, że rozmawia z nami, a nie z dorosłymi – zaznacza Lilianna.
W jej ocenie dorośli mocno się wystraszyli, a część rówieśników uczennic bawiła się w innym miejscu sali, więc nie widziała zdarzenia. Gdy się okazało, że sprawa jest poważna pozostali uczestnicy wycieczki zostali zaprowadzeni do szatni.
- Do momentu przyjazdu karetki, nie odeszłyśmy z przyjaciółką od naszej koleżanki. Ona trzymała jej głowę, a ja wycierałam jej ciągle buzię, bo w pewnym momencie zwymiotowała. Później jeszcze raz opowiedziałam ratownikom, co się stało – mówili Lilianna Kusztelak.
Skąd dziewczyny wiedziały, jak należy się zachować?
- Dużo czytam i oglądam filmów, ale kiedyś mieliśmy takie zajęcia w szkole. Śmialiśmy się wtedy, że po co to, a jednak bardzo się przydały. Też się bałam, ale po prostu czułam, że muszę coś zrobić, bo chyba nikt się nie ruszy, wszyscy byli przerażeni - przyznaje Lilianna.
Nie ukrywa, że jest typem osoby, która lubi działać i zawsze jest chętna do pomocy. Zdradza, że w przyszłości chciałaby zostać ratownikiem medycznym, a ta sytuacja pokazała, że ma naturalne predyspozycje, bo świetnie radzi sobie w trudnych i stresujących momentach.