- Musiałbym mieć duże muzeum, żeby to wszystko odpowiednio wyeksponować - śmieje się Henryk Domaniecki z Jutrosina. W swojej kolekcji ma około 20 motocykli i kilka starych aut. W piękną pogodę jeździ citroenem 2cv, na zakupy starym bmw, a na zloty aut - maluchem. - Jazda nie daje mi takiej satysfakcji, jak grzebanie w silnikach - mówi pasjonat.
Motoryzacją interesował się już w dzieciństwie. - Kiedyś chodziłem z ojcem na pochody pierwszomajowe. W Jutrosinie była taka tradycja, że prowadził je pan Adamczak - żołnierz w mundurze, jadący na koniu. Za nim podążała kolumna motocykli, bo kiedyś to był przecież główny środek lokomocji. Pamiętam jak dziś, jak one wyglądały - junaki, jawy - opowiada Henryk Domaniecki z Jutrosina - kolekcjoner starych motocykli i aut, który swoją miłość do starych przedmiotów zaczął od... zbierania zegarów. - Pracowałem wtedy w spółdzielni wielobranżowej na ul. Piłsudskiego w Rawiczu. Po drugiej stronie ulicy pan Cieślawski naprawiał motocykle i on miał też chyba ze 100 zegarów - wszystkie działające. Jak się zaszło do niego w południe, to tam była „sodoma i gomora”, bo wszystkie wybijały godzinę - wspomina ze śmiechem jutrosinianin. - On właśnie zaraził mnie swoimi pasjami.
Zegary uzbierane przez Domanieckiego, długo jednak nie pozostały w jego domu. Gdy nadarzyła się okazja, sprzedał je za dobrą cenę zostawiając sobie tylko kilka na pamiątkę. Wtedy też postanowił, że zajmie się renowacją starych motocykli - takich, jakie pamięta ze swojego dzieciństwa. Od tego momentu minęło już kilkanaście lat. Dziś ma ich ponad 20. Posiada też kilka starych aut. Dwa z nich to prawdziwe perełki - citroeny 2cv - jedne z najbardziej kultowych aut na świecie. - Są dokładnie takie, jak znamy z filmu z Luisem de Funnesem - wyjaśnia Domaniecki. Obydwa auta kupił za granicą. Jeden citroen jest jeszcze w trakcie renowacji, ale drugi, dzięki staraniom Henryka Domanieckiego, wygląda jakby właśnie zjechał z linii produkcyjnej. Biało-czerwony z odsuwanym dachem, wyposażony w oryginalne części. Z dumą prezentuje dopracowane w każdym szczególe wnętrze. - Tylko dwa razy zgodziłem się wieźć nim parę młodą. Akurat była ogromna ulewa. Musiałem nim jeździć po błocie i nieutwardzonych drogach, po krawężnikach. Już nigdy tego nie zrobię. Za bardzo się napracowałem przy tym aucie, żeby je zniszczyć - zaznacza. Swoim ulubionym citroenem wyjeżdża więc kilka razy do roku - przy pięknej, bezdeszczowej pogodzie. Na zakupy i na co dzień używa bmw z roku 1987. Maluchem z kolei jeździ na zloty aut. Motocykli używa rzadko. Siedem z nich jest w idealnym stanie. Wszystkie są doprowadzone do pierwotnego wyglądu - wśród nich junak wyprodukowany w Szczecinie w 1962 roku, gazela, WS-ki, simsony. Nad pozostałymi wciąż trwają prace. Jak przyznaje, sama jazda na motorze nie daje mu tyle satysfakcji, co naprawianie maszyn, które trzyma w garażu, magazynie, na strychu i nawet u sąsiada.
- Musiałbym mieć spore muzeum, żeby to wszystko odpowiednio wyeksponować - śmieje się. - Po prostu lubię w tym grzebać. Nie lubię żadnej pracy w ogrodzie. To nie dla mnie. Wolę śrubki przykręcać. Bywało, że żona spała, a ja do północy dłubałem w warsztacie. Domaniecki tłumaczy, że naprawa starych motocykli, czy aut nie jest taka prosta. Trzeba mieć nie tylko wiedzę i umiejętności, ale też oryginalne części, które zdobywa się na różnych giełdach, motobazarach w całej Polsce. - Czasami za zwykłą śrubkę trzeba dać duże pieniądze, jak chcemy, żeby była oryginalna. Ja niestety wychodzę z tego założenia, że jak coś się robi, to porządnie, perfekcyjnie - zaznacza jutrosinianin.
(JM)