Figurę świętego Krzysztofa, czyli patrona kierowców, znajdującą się przy miejscowym cmentarzu zna każdy bojanowianin - nie tylko ze względu na lokalizację, ale także okoliczności jej powstania. Została ufundowana przez Helenę i Józefa Grodowskich. Wiąże się z nią smutna i tragiczna historia.
Miała być ostrzeżeniem
- Moi dziadkowie w 1958 roku stracili 4-letniego syna Krzysztofa. Było to ich najmłodsze dziecko. Wybiegł za piłką na jezdnię i śmiertelnie potrącił go pijany kierowca. Brat mojego ojca zmarł na rękach swojej mamy, czyli mojej babci - opowiada Beata Sikora, wnuczka fundatorów figury. Jak relacjonuje, dziadkowie postanowili ufundować kapliczkę św. Krzysztofa, która miałaby być ostrzeżeniem dla innych kierowców. Choć do tragedii doszło przed Kaczkowem, pierwotnie miała ona stanąć przed ich domem - przy ul. Nowej. Z informacji uzyskanych od córki fundatorów - Janiny Grodowowskiej, wynika, że wspólnie z ówczesnym proboszczem - księdzem Zygmuntem Pilawskim - ustalili oni jednak, że stanie ona właśnie na skrzyżowaniu w pobliżu cmentarza. Tak się stało. Została postawiona w rok po śmierci ich syna. Choć Grodowscy ją zafundowali, została przekazana we „władanie” parafii.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.