reklama

Rolnik z włoskim temperamentem

Opublikowano:
Autor:

Rolnik z włoskim temperamentem - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Od kilkudziesięciu lat szefuje organizacji rolniczej. Nie boi się głośno mówić o swoich poglądach. Ma włoski temperament, bo jak twierdzi, jest Polakiem dopiero w czwartym pokoleniu.
Pochodzi z Nowego Sielca i z rolnictwem jest związany od najmłodszych lat. Bardzo szybko rozpoczął pracę w rodzinnym gospodarstwie, gdy jego ojciec poważnie zachorował. Pierwsze wykształcenie w tej dziedzinie zdobył w szkole przysposobienia rolniczego. - Byliśmy bardzo młodzi, gdy na mnie i brata spadł ciężar pracy w 12-hektarowym gospodarstwie - wspomina Kazimierz Pawlak. - Na szczęście, nasz ojciec wyszedł z choroby i dożył sędziwego wieku, a ja mogłem dalej się kształcić.
W 1969 roku jutrosinian podjął pracę w bazie maszynowej w Śląskowie, jako traktorzysta. Był tam zatrudniony do momentu, gdy powołano go do wojska. Po odbyciu służby, zamierzał zdobyć wykształcenie średnie. - Nie miałem wówczas innej możliwości, więc poszedłem do Milicji Obywatelskiej w Poznaniu i zrobiłem średnie studium zawodowe z prawa administracyjnego - opowiada Kazimierz Pawlak. - Po dwóch latach zrezygnowałem. Byłem inaczej wychowany, miałem inne wartości niż te, które mi proponowali w MO. Miałem, m.in. podpisać lojalki, że nie będę chrzcił dzieci. Jak zacząłem planować założenie własnej rodziny, to się zwolniłem z milicji. Bogu dziękuję, że wtedy odszedłem, bo zdążyłem zanim przyszedł stan wojenny.
W 1975 roku Pawlak ożenił się i podjął pracę w Spółdzielni Kółek Rolniczych. Spędził tam kolejnych 17 lat. Był zatrudniony, m.in. w gospodarstwie pomocniczym w Pawłowie. Pracował jako brygadzista. Z kółek rolniczych przeszedł do zakładu gospodarki komunalnej, w której został 6 lat, aż instytucję rozwiązano. - Wtedy akurat rozpocząłem budowę nowego domu, więc musiałem szukać innej pracy. Zatrudniłem się jako palacz w jednej z prywatnych firm w Jutrosinie. Spędziłem tam 2 lata i nie wspominam tego dobrze, gdyż nie otrzymywałem wynagrodzenia na czas, chyba tylko trzy wypłaty, a o większość pieniędzy walczyłem w sądzie pracy. Miałem chyba 16 spraw sądowych - relacjonuje mieszkaniec Jutrosina. - Byłem bardzo zawzięty i nie dałem sobie w kaszę dmuchać, bo miałem przecież rodzinę na utrzymaniu i dopiąłem swego. Pisałem do premiera, prezydenta, ministerstwa i wiedziałem, jak mam w sądzie postępować. Ja nie chciałem nic cudzego, tylko to, co mi się należało - zaznacza.
By dokończyć budowę domu, pracował również za granicą. Był także rolnikiem. Dorobił się 10 ha w jednym kawałku. - Zajmowałem się wszystkim, jak prawdziwy rolnik. Hodowałem świnie, byczki, mleko do mleczarni odstawiałem, zboża uprawiałem. Codziennie ciężko pracowałem, a zdarzało się, że i żona musiała przejąć większość obowiązków - przyznaje. Gdy zaczął mieć kłopoty ze zdrowiem, przeszedł na rentę. W 2003 roku ziemię sprzedał, a właścicielem nieruchomości na jutrosińskim rynku jest obecnie jego syn, z którym mieszka. Mimo że swoją pracę zawodową zakończył, nadal dużo pracuje, między innymi pomagając dzieciom w ich gospodarstwach domowych.
Od 20 lat jest również prezesem Gminnego Związku Kółek i Organizacji Rolniczych w Jutrosinie, a członkiem kółka rolniczego - nieprzerwanie od 1964 roku, czyli od momentu ukończenia szkoły. Sporo czasu poświęca na pomoc środowisku rolniczemu. Bierze udział w licznych spotkaniach, zebraniach, nadzoruje działalność 15 Kół Gospodyń Wiejskich. - Nie robię tego dla siebie, ale staram się, żeby wszyscy mieli się lepiej. Staram się wypełniać swoje obowiązki jak najlepiej - podkreśla. - Zawsze mówię głośno, jak coś mi się nie podoba. Czasem przez to się narażam. Taki się jednak urodziłem i taki będę - wierny moim wartościom.
Należy też rady mieszkańców Jutrosina i OSP, a także do PSL-u, ale jak sam twierdzi jest jego członkiem tylko na papierze. - Kiedyś dużo czytałem o Mikołajczyku i Witosie, stąd moja decyzja. Dziś jestem trochę rozgoryczony tą partią. Nie wgłębiam się obecnie w tę politykę, bo nie jest to zgodne z moją ideą - przyznaje szczerze.
Choć Kazimierz Pawlak jest bardzo zajętą osobą, stara się jak najwięcej czasu spędzać z rodziną, która jest dla niego najważniejsza. Z żoną Urszulą doczekali się 6 dzieci i 9 wnuków - najstarszy ma 18 lat, a najmłodszy 3 tygodnie. W sierpniu tego roku kolejny raz zostaną dziadkami. - Zawsze chętnie służę bliskim pomocą i radą, chociaż się nie wtrącam. Bywa, że mam swoje zdanie, ale staram się nie rządzić - twierdzi. - Jak mam chwilę lubię obejrzeć Teleexpress, bo tam szybko podają to, co najważniejsze. Obowiązkowa dla mnie jest „Jaka to melodia”. Jestem melomanem i podziwiam uczestników za tak ogromną wiedzę - przyznaje. Dużo czyta, ale przyznaje, że zaniedbał sprawy związane z komputerem. W razie potrzeby, pomocą służą wnuki.
O czym marzy Kazimierz Pawlak? - Życie jest tak krótkie, ze trzeba dobrze je wykorzystywać. Chcę tylko pozostać w dobrym zdrowiu - stwierdza.
(JM) 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE