Szósta edycja Jutrosińskiej Dychy to już przeszłość. Do udziału w biegu głównym zgłosił się komplet - 300 zawodników. Jak nazwa wskazuje - uczestnicy biegu mieli do pokonania dystans dziesięciu kilometrów. Trasa prowadziła ulicami Jutrosina, koło zalewu, drogą gminną do Pawłowa, a następnie powrót do Jutrosina drogą powiatową. Start i meta znajdowały się - podobnie jak w roku poprzednim - na stadionie sportowym w Jutrosinie, który był sercem imprezy.
- Ta impreza organizacyjnie jest wyzwaniem.To nie przychodzi samo, to wszystko trzeba wypracować. Łącznie do organizacji i zabezpieczenia potrzebujemy około stu osób. Widząc liczbę zapisanych osób motywuje nas to do dalszego działania - mówił Karol Sobański, jeden z organizatorów biegu.
Oprócz rywalizacji biegowej przygotowano także liczne stoiska gastronomiczne i nie tylko. Na miejscu uczestnicy mogli skorzystać z badań profilaktycznych prowadzonych przez Fundację Udaru Mózgu z Łodzi, która w tym roku po raz kolejny organizuje kampanię społeczną Zapobiegam.pl. Impreza miała również wymiar charytatywny. Podczas Jutrosińskiej Dychy prowadzono zbiórkę na leczenie mieszkanek gminy Jutrosin: Marysi i Igi.
Jutrosińska Dycha - pierwsi zawodnicy trasę pokonali w nieco ponad 30 minut
Niecałe 34 minuty zajęło pierwszemu na mecie biegaczowi pokonanie dystansu dziesięciu kilometrów. Pierwszym mężczyzną na mecie był Tomasz Kozłowicz, natomiast wśród kobiet pierwsza na metę dobiegła Karolina Hampel, jej czas wyniósł 40:57.86. Co bezpośrednio po zakończeniu biegu czuła najlepsza wśród kobiet?
- Było ciężko. Jestem zmęczona, bo biegłam trzy razy Śnieżkę, także dziś naprawdę na bardzo spalonych i obolałych mięśniach. W Jutrosinie jestem dopiero drugi raz, ale myślę, że nie ostatni - mówiła Karolina Hampel.
Kiedy kolejni zawodnicy dobiegali na metę, z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu - nikt nie spodziewał się tego co dopiero nadejdzie.
Pogodowy armagedon podczas Jutrosińskiej Dychy
Deszcz zaczął przybierać na sile. Uczestnicy wydarzenia zaczęli chować się pod namiotami, ale po chwili wzmógł się wiatr, który podrywał je do góry. Deszcz i wiatr coraz bardziej dawały się we znaki. Nikt nie spodziewał się, że przez teren imprezy przejdzie takie zjawisko pogodowe. Wszyscy w pośpiechu zaczęli biec w kierunku biura zawodów, które znajdowało się pod dachem przy szatniach. Pozostawione namioty "żyły swoim życiem". Załamanie pogody trwało zaledwie kilka minut.
Chwilę po burzy sprzątano cały teren imprezy, połamane namioty czy przedmioty ze stoisk odleciały nawet kilkaset metrów dalej. Nie zabrakło także połamanych drzew. Najważniejszą informacją było jednak to, że nikomu nic poważnego się nie stało. Po godz. 21:00 na stronie organizatorów pojawił się komunikat.
- Ciężko nam opisać sytuację, która nas zastała. Nie mieliśmy żadnych informacji o możliwości przejścia takiej burzy. Jedyny alert, który otrzymaliśmy przyszedł o godzinie 17:24 (już po fakcie). Jeżeli tylko będzie możliwość odzyskać wyniki postaramy się wymyślić sposób aby nagrodzić zwycięzców - czytamy w mediach społecznościowych Jutrosińskiej Dychy.
- Jak co roku bieg zorganizowany perfekcyjnie. Na zdarzenia losowe nie mamy wpływu... A bezpieczeństwo jest najważniejsze i wyniki schodzą na dalszy plan... Chyba wszyscy to rozumieją. Tak czy siak... Jutrosińska Dycha TOOOP - napisał Tomasz.
- Organizacja bardzo dobra jak co roku. Wszyscy spisali się na medal - zarówno biegnący jak i organizatorzy. Na pogodę nie mamy wpływu. To prawda, alerty przyszły dopiero po nawałnicy, ale najważniejsze, że wszyscy cali i zdrowi. Do zobaczenia za rok - pisze Monika.
- Wszystko zależy od tego co będzie za rok, jakie będą uwarunkowania. Plan jest, ale czy będzie - to się okaże - dodał Karol Sobański.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.