Wszechobecny odór, skażenie pobliskich ogródków działkowych - przede wszystkim związkami siarki - na długie lata nie pozwalały zapomnieć o tym wydarzeniu. Miejsce wybuchu otoczyła ówczesna milicja, ludzi nie informowano o tym, co się stało. Mimo oficjalnej blokady wiadomości (tylko niektóre gazety poinformowały o tym fakcie), wieści o wybuchu szybko rozeszły się na cały kraj. Mieszkańcy miasta żyli przez ten czas w ciągłym strachu. Ewakuowano niektóre oddziały szpitala. Ludzie zaczęli nawet wyjeżdżać z miasta.
Słup ognia miał kilkadziesiąt metrów
Pierwszy oficjalny meldunek straży pożarnej mówił, że doszło do silnego wypływu solanki i gazu z otworu wiertniczego. Informowano, że podczas prac ujarzmiających ten wyciek, nastąpiło zapalenie gazu. Powstało tzw. zjawisko „erupcji”. Łuna widoczna była na wiele kilometrów, słup ognia i dymu sięgał na wysokość kilkudziesięciu metrów.
Do wybuchu doszło 24 lipca o godz. 1.30, podczas wierceń prowadzonych przez Przedsiębiorstwo Poszukiwań Naftowych w Zielonej Górze. Likwidacja wypływu gazu trwała miesiąc. Udział w akcji brali strażacy ochotnicy z rejonu rawickiego, jednostki zawodowe z Leszna, Ostrowa Wielkopolskiego, Poznania oraz specjalistyczne ekipy ratownicze z województwa wrocławskiego, z Zakładów Chemicznych „Rokita” w Brzegu Dolnym. Zaangażowano także geologów, pracowników naukowych i wojsko.
Do otworu wiertniczego wtłaczano olbrzymie ilości wody zmieszanej ze żwirem, piaskiem, wiórami, trocinami czy cementem. Wykorzystano także odpadki skór przewiezione z Fabryki Obuwia w Gnieźnie. Razem było to około 5 tys. m3 różnego rodzaju materiałów. Pożaru i wypływu gazu nie udało się jednak powstrzymać.
Z pomocą 5 sierpnia pospieszyli fachowcy z Ukrainy - z Połtawy, mający doświadczenie w tego rodzaju akcjach. Wielokrotnie gasili pożary gazu w okolicach Morza Czarnego, Kaspijskiego i na innych terenach byłego ZSRR. Wyposażeni w najnowocześniejszy sprzęt, sprowadzili mieszaninę barytu. Po 10 dniach zaczopowano otwór. Akcję zakończono 24 sierpnia. W ostatnim jej etapie brało udział około 250 osób.
Drzewa straciły liście, owoce zdziczały
Oprócz niebezpieczeństwa spowodowanego możliwością rozszerzenia się erupcji doszło także do skażenia ekologicznego. W promieniu kilometra uschły wszystkie drzewa, zniszczone zostały zasiewy. Wydobywająca się z otworu solanka osiadała na okolicznych polach, skażając glebę i plony. Chmury siarkowodoru, unoszące się w całej okolicy groziły zatruciem ludzi i zwierząt.
Na szczęście gaz nie był zagrożeniem dla życia i zdrowia mieszkańców Rawicza oraz okolic. Tragicznie wyglądały za to pobliskie działki. Drzewa straciły liście, owoce zdziczały, rośliny, pokryte szarym nalotem, obumarły.
Długo w pobliżu miejsca wybuchu nic nie chciało rosnąć. Z biegiem lat przeprowadzono rekultywację tego terenu. Dzisiaj o tym wydarzeniu przypomina wkopana w ziemię zardzewiała rura z napisem „Rawicz 8”. Widać ją tylko po zbiorach, w pobliżu drogi w kierunku Wrocławia - około 300 m od końca ul. Kmicica.
Źródła: Archiwum „Życia Rawicza”
Zobacz TUTAJ jak w 2015 r. tamte wydarzenia wspominali działkowcy oraz jeden z nielicznych rawiczan, który był informowany na bieżąco o przebiegu akcji, ówczesny naczelnik Sierakowa, Zdzisław Maćkowiak.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.