- Gdy się sprowadziłem do Jutrosina 45 lat temu, to bardzo mi się tu spodobało. To było bardzo urokliwe, cichutkie miasteczko z brukowaną ulicą Wrocławską. W całej gminie było tylko 5 samochodów, a to, kto jedzie odgadywano po odgłosach silnika. Życie kulturalne toczyło się w zawsze przepełnionej Restauracji Centralnej - wspomina Ryszard Wielgosz, który pochodzi z Roztocza na pograniczu województwa lubelskiego i podkarpackiego.
Z wykształcenia jest weterynarzem – ukończył Uniwersytet Lubelski. - Wtedy można było wybierać miejsca pracy i za zatrudnieniem wraz z kolegą przyjechaliśmy do Wielkopolski. Mnie skierowano do Chodzieży, a kolegę do Rawicza. On był działaczem w różnych organizacjach i partyjnym, więc szybko został powiatowym lekarzem weterynarii. Kiedyś na jednym ze spotkań rzucił, że w Chodzieży pracuje taki Wielgosz i nie ma mieszkania. Gdy więc w okolicy następowały zmiany kadrowe, przyszedłem do Jutrosina – relacjonuje. Na ziemię rawicką przeprowadził się wraz z rodziną. Jak mówi, jego zachwyt nad miastem, minął gdy pierwszy raz poszedł w teren. - Beczałem wtedy i żałowałem, że tu przyjechałem. Chodzież była pięknym miastem i praca tam też była lżejsza. Można było szybko zarobić. W okolicach Jutrosina wyglądało to zupełnie inaczej. Warunki w gospodarstwach też były inne. Uznałem wtedy, że muszę się przenieść, ale do tego nie doszło – mówi Ryszard Wielgosz. Jak zaznacza, z biegiem czasu wraz z żoną przyzwyczaili się do Jutrosina i mieszkają tu już 45 lat.
Dopiero od dwóch lat jest na emeryturze. Jak sam mówi, pracowałby dłużej, ale miał wypadek i wówczas okazało się, że jest poważnie chory. Teraz więc odpoczywa - głównie czytając książki. Pochłania mnóstwo tomów, z różnych dziedzin. Śmieje się, że ostatnio z nudy przeczytał nawet jakieś „babskie” lektury. - Lubię spokój i lubię czytać. Jakbym mógł jeszcze raz żyć, to chciałbym być popem prawosławnym – mówi ze śmiechem. Dlaczego? - Żona popa jest zawsze bardzo ładna, poza tym taki pop mieszka gdzieś w spokoju, powoli przygotowuje się do homilii i słucha pięknych śpiewów w cerkwi - żartuje jutrosinianin.
Choć przyznaje, że w Jutrosinie też jest cisza i spokój i nie brakuje miejsc na spacery, to gdyby to zależało tylko od niego chętnie przeniósłby się w głąb jakiejś głuszy. - Najlepiej do takiej wsi, gdzie diabeł dobranoc mówi, ale moja żona nigdy by się na to nie zgodziła. Ona jest bardzo rozrywkowa - przyznaje Ryszard Wielgosz. Jak dodaje, poznał ją jeszcze mieszkając w Chodzieży - po prostu wpadła mu w oko. - Jak była młoda, to rzucała się w oczy. Bardzo ładna była - wyjaśnia. Dziś państwo Wielgosz mają dwoje dzieci, dwóch dorosłych wnuków i 4,5-letnią wnuczkę. Ryszard Wielgosz jest z nich bardzo dumny.