Ania Bartkowiak od ponad 10 lat jest instruktorem tańca. Prowadzi zajęcia „Perfektu” w Miejskiej Górce oraz „Paki” w Pakosławiu.
- Niestety, pandemia od marca pokrzyżowała moje plany zawodowe i znalazłam się w całkiem nowej sytuacji. Stwierdziłam, że nie będę się poddawać i wymyślę taki biznes, który będę mogła prowadzić z domu - wspomina.
Przez pandemię zmieniła plany
Jak postanowiła, tak zrobiła. W maju 2020 roku założyła sklep internetowy z odzieżą damską.
- Dzięki temu znowu miałam pracę nie ruszając się z domu. Wszystko szło dobrze, dopóki jesienią pandemia znowu nie pozamykała wszystkich miejsc publicznych i ludzie przestali wychodzić z domu. W tym momencie ludzie przestali kupować również ubrania. Dlatego widząc spadek sprzedaży stwierdziłam, że muszę znów stworzyć coś, co ludzie będą kupować niezależnie od tego, czy będą wychodzić, czy siedzieć w domu - opowiada Ania Bartkowiak.
Zastanawiając się, czego ludzie używają i kupują mimo pandemii, jednocześnie zamawiając prezent dla swojej siostry - doznała olśnienia. Były to... prezenty. Szukała czegoś, co można podarować na każdą okazję - urodziny, święta czy w formie podziękowania i wpadła na pomysł kubeczków ręcznie malowanych. Tak powstały... „Geszynki” - w śląskiej gwarze prezenty.
"Geszynki" nie tylko pod choinkę
Pomysł na „Geszynki” urodził się w listopadzie.
- Moje profile na Facebooku i Instagramie powstały na początku grudnia razem z pierwszymi zdjęciami kubeczków. Po dwóch tygodniach ruszyła sprzedaż. Pierwsze zamówienia zaczęły wpływać od bliskich osób i znajomych, którzy potrzebowali prezentów na święta, natomiast później zaczęły kupować je obce osoby, które w ogóle mnie nie znały. To zaczęło mnie motywować do dalszej pracy i potwierdziło w tym, że zmierzam w dobrym kierunku - podkreśla Ania Bartkowiak.
Ania Bartkowiak przyznaje, że zarówno internetowy sklep odzieżowy oraz „Geszynki” powstały z jej własnych oszczędności. Nowej firmy nie zakładała, ponieważ jest przedsiębiorcą od... 6 lat. Dotąd zajmowała się głównie prowadzeniem zajęć tanecznych. Jednak nadszedł czas podjęcia decyzji o przebranżowieniu. Jak mówi Ania, zapadła po konsultacji z mężem, który bardzo ją wspiera. Zaryzykowała i - jak pdkreśla - na razie jest zadowolona.
Kubek powstaje w 48 godzin
W „Geszynkach” wszystko zaczyna się od projektu, który rodzi się w głowie autorki. Choć, jak przyznaje, czasami sięga po rady siostry albo taty. Zarys rysunku, który ma powstać na kubku (ceramicznym, specjalnie przeznaczonym do malowania i wypalania) na początku jest tworzony na kartce, aby go można było dobrze rozmieścić, a następnie udoskonalić. Potem przechodzu do etapu rysowania na kubeczku. Używa do tego specjalnych pisaków, ale kiedyś ma zamiar spróbować malować farbami. Po akceptacji grafiki przez klienta, kubek musi odstać 24 godziny. Dopiero po tym czasie zostaje wypalony, aby utrwalił się wcześniej namalowany rysunek. Kubki są wypalane w piekarniku.
- Do każdego kubka dołączam karteczkę, jak dbać o niego, aby na dłużej zachował swoją żywotność. Zalecam ich ręczne mycie oraz wypalanie co jakiś czas w piekarniku w 160 stopniach przez 1 godzinę - mówi Ania Bartkowiak.
Jeśli kubeczek jest z dostępnego w pracowni asortymentu, to na jego przygotowanie wystarczy 48 godzin.
Chętnych nie brakuje
Póki co, jak twierdzi artystka, nie brakuje chętnych na ręcznie malowane kubeczki. Większość z nich jest spersonalizowana - bo to głównie prezenty dla bliskich osób albo kubki do pracy z ulubionym cytatem. Każde zamówienie miejskogóreczanka - jakim mówi - traktuje wyjątkowo.
- Czasami mnie zaskakuje na tyle, że aby je zrealizować potrzebuje dłuższej chwili. Pamiętam zamówienie od dwóch różnych osób. Obydwa kubeczki miały być dla tancerzy pole dance. Jeden kubeczek miał być dla kobiety, natomiast drugi dla mężczyzny. Był to dla mnie, jak dotąd najtrudniejszy kubek do wykonania. Dlatego, że miał przedstawiać daną figurę z tego rodzaju tańca, co było ciężkie do namalowania i chyba najwięcej czasu spędziłam przy wykonaniu tych dwóch zamówień. Mogłoby się wydawać, że kubki są bardzo podobne, ale jednak kobietę i mężczyznę zupełnie inaczej należy przedstawić. Kubki trafiły do adresatów jako prezent na święta i z tego co wiem... bardzo się spodobały - śmieje się Ania Bartkowiak.
Rodzinne przedsięwzięcie?
Miejskogóreczanka zdradza, że bardzo chciałaby rozwinąć swoją rękodzielniczą firmę i poszerzyć asortyment.
Bardzo spodobało mi się robienie szkatułek oraz świeczników z... drewnianych patyczków. Na chwilę obecną niestety nie jestem w stanie ich wprowadzić do „produkcji”, bo... brakuje mi czasu - mówi.
Artystka ma jeszcze jedno marzenie. Chciałaby, żeby jej firma była rodzinnym przedsięwzięciem.
- Mam w planach namówić moją siostrę Karolinę, aby zaczęła ze mną współpracować. Ma duży talent do malowania i myślę, że bez problemu pomogłaby mi z kubeczkami, dzięki czemu mogłabym wprowadzić kolejne propozycje dla moich klientów. Mam cichą nadzieje, że za jakiś czas ją przekonam i stworzymy razem rodzinny biznes - snuje plany Ania Bartkowiak.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.