Najważniejsze pytanie - zostaje Pan na stanowisku trenera w Bojanowie?
Pracuję cały czas w Bojanowie, nigdzie nie odchodzę. Nie ma konfliktów w klubie, dobrze się układa współpraca z zarządem i prezesem Wiesławem Ceglarkiem.
Na koniec rundy jesiennej zajęliście dopiero przedostatnie miejsce. Jest Pan mocno rozczarowany tym faktem?
Nie, nie jestem rozczarowany. Zespół przejąłem przed samą rundą jesienną. Drużyna nie mogła się zebrać na sparingi, zbyt mała ilość zawodników trenowała w okresie przygotowawczym. Zgrywanie, dopasowywanie formacji nastąpiło dopiero w trakcie rozgrywek, a nie jest to zbyt komfortowa sytuacja. Dużym problemem klubu jest odpowiedzialność niektórych zawodników, a właściwie jej brak. Jako trener, muszę zimą dotrzeć do każdego zawodnika, aby wiele przyzwyczajeń zmienić, gdyż wiosną musi nastąpić postęp. Wiedziałem, że zespół nie jest odpowiednio przygotowany do rozgrywek, gdyż z wieloma graczami widziałem się dopiero na meczach, bez żadnych treningów. Na wiosnę będę stawiał na zawodników, którzy pracują na treningach. Trener nie jest cudotwórcą, bez zaangażowania i treningu nie ma dobrego futbolu.
Pełny wywiad w aktualnym wydaniu "ŻR".