reklama

Bojanowo. Były ambasador zdradza plany wobec pałacu w Golinie Wielkiej

Opublikowano:
Autor:

Bojanowo. Były ambasador zdradza plany wobec pałacu w Golinie Wielkiej - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
93
zdjęć

reklama
Udostępnij na:
Facebook
WiadomościPałac w Golinie Wielkiej wybudowała rodzina Rohrów. Przez dziesięciolecia znajdował się jednak w innych rękach. W ostatnim czasie dosłownie znikał w gąszczu okalających go zdziczałych drzew i krzewów. Od kilku tygodni ma nowego właściciela. Jest nim Marek Rohr-Garztecki. Jakie ma plany wobec rodzinnego majątku?
reklama

Rodzina niemieckich Żydów na stałe zapisała na się kartach historii gminy Bojanowo. Jej siedzibą była właśnie Golina Wielka, gdzie Rohrowie mieszkali od 1861 roku.  Pierwszy właściciel majątku, Abraham Rohr wraz z żoną Henriettą mieli dwóch synów, Moritza i Isidora, którzy wspierali finansowo wiele żydowskich instytucji w okolicy.

Pałac, mieszczący się w parku po lewej stronie drogi, tuż przy wjeździe do miejscowości od strony Rawicza, powstał w 1888 roku właśnie z inicjatywy Isidora Rohra. Rezydencję rozbudował jego syn Wilhelm Rohr, który do głównego korpusu kazał dobudować tak zwany dom gościnny, połączony z budynkiem głównym parterowym łącznikiem. Starsza część pałacu jest wysoko podpiwniczona, dwukondygnacyjna. W fasadzie zwraca uwagę jednokondygnacyjny portyk filarowo-kolumnowy, w drugiej kondygnacji przechodzący w reprezentacyjny balkon. We wnętrzach mieściła się sala balowa, jadalnia, gabinety. Otoczenie pałacu stanowił rozległy, zadbany park ze stawem i kortem tenisowym.

reklama

 

Zostali Polakami

Rodzina Rohrów spolonizowała się i w okresie międzywojennym przyjęła polskie obywatelstwo. Przypałacowy folwark funkcjonował znakomicie, działała gorzelnia i wytwórnia płatków ziemniaczanych, które Rohr eksportował do Szwajcarii. Majątek w 1926 roku liczył 1.188 hektarów i miał gorzelnię.

Druga wojna światowa zakończyła dobrą passę rodziny. W listopadzie 1939 roku aresztowano Willego Rohra i osadzono w więzieniu w Rawiczu. Został zwolniony, ale przed tym musiał zrzec się majątku. Wraz z rodziną wyjechał do Warszawy, gdzie ukrywał się pod przybranym nazwiskiem. Zginął podczas masowych egzekucji w czasie powstania warszawskiego.

reklama

Jego córka, Ilsa na rok przed wojną przyjęła chrzest i poślubiła niemieckiego katolika - Hardiego Versena. Ten jednak podczas wojny rozwiódł się „z niewygodną pochodzeniem żoną” i wyjechał z Wielkopolski. Ilsę w 1943 roku oskarżono o „rassenschande” (zhańbienie rasy) i skazano na śmierć przez powieszenie.  Z rodziny Willego Rohra wojnę przeżyła jego żona Herta, oraz dwójka  dzieci: Hans i Urszula, którzy już w latach 30. przeszli na katolicyzm. Hans po wojnie wyjechał do Szwecji, córka Urszula pozostała w Polsce.

 

Szkoła w pałacowych wnętrzach

Przez jakiś czas w pałacu Rohrów znajdowała się filia Zespołu Szkół Rolniczych (dziś Zespół Szkół Przyrodniczo-Technicznych) w Bojanowie. Od 1951 roku w salach pałacowych uczyli się dorośli. 1 stycznia 1999 roku nieruchomość stała się własnością Skarbu Państwa. Od tego momentu do 31 grudnia 2005 roku była w trwałym zarządzie samorządu powiatowego, który wykorzystywał ją nadal na działalność szkoły rolniczej, tym samym ponosił koszty jej utrzymania.

reklama

We wrześniu 2007 roku starosta rawicki zwrócił się do wojewody z zapytaniem, czy w odniesieniu do tej nieruchomości prowadzone jest postępowanie administracyjne o jej zwrot. Ten poinformował, że faktycznie, potomek właścicieli majątku - Marek Rohr-Garztecki (jedyny syn Urszuli) złożył wniosek o ustalenie, czy nieruchomość pałacowo-parkowa, słusznie została przejęta na rzecz Skarbu Państwa.

 

Decyzja po 10 latach

Postępowanie w tej sprawie trwało... ponad 10 lat. Wymagało ustalenia, czy nieruchomość mogła zostać upaństwowiona na podstawie dekretu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z 6 września 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej. Postępowanie prowadził Wojewoda Wielkopolski, Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa oraz Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Ostatecznie - pod koniec września 2019 roku - Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wydał wyrok, utrzymując w mocy decyzję wojewody, orzekającą, że nieruchomość nie podlegała przejęciu na podstawie dekretu. W efekcie, pałac powinien zostać zwrócony prawowitym spadkobiercom. To oznaczało, że pałac wróci do potomków prawowitych właścicieli - czyli właśnie Marka Rohra - Garzteckiego, od lat mieszkającego zagranicą.

Formalności związane z przekazaniem pałacu spadkobiercom utrudniła także pandemia. Ostatecznie zakończyły się dopiero kilka tygodni temu, kiedy sfinalizowano wszelkie zmiany w księgach wieczystych.

 

Powrót w rodzinne strony

Dziś pałac od strony drogi zasłaniają drzewa, a i wewnętrzny dziedziniec zniknął pod plątaniną krzewów i chwastów. Wejście na teren obiektu zazwyczaj jest niemożliwe (choć zdarzyły się przypadki wtargnięcia tzw. dzikich lokatorów, którzy w zaciszu zabytkowej budowli spożywali wysokoprocentowe trunki i zostawili ślady swojej bytności), ale w ostatnich dniach można było zauważyć na uchylonej bramie zupełnie nową kłódkę. W pałacu pojawił się bowiem jego prawowity właściciel Marek Rohr-Garztecki, wnuk Wilhelma Rohra.

Choć już kilka lat temu nawiązaliśmy z byłym dyplomatą kontakt korespondencyjny, to pierwszy raz spotkaliśmy się osobiście i tym samym pierwszy raz od kilkunastu lat stanęliśmy na pałacowym dziedzińcu i mogliśmy z bliska obejrzeć, jak obecnie wygląda budynek, zarówno na zewnątrz, jak i w środku.

 

Właściciel pałacu w Golinie Wielkiej to postać nietuzinkowa

Nie da się ukryć, że choć lata świetności pałacu dawno minęły, to dalej ma swój urok - wyłaniając się zza kolorowych liści pozostałych jeszcze na drzewach. I wcale nie przeszkadza to, że aby dostać się do jedynego czynnego wejścia, trzeba poruszać się ledwo widoczną ścieżką wydeptaną w półmetrowych pokrzywach, chwastach i dziko rosnących jeżynach. W środku, w części, która pierwotnie była domem gościnnym, a potem przez lata zamieszkiwała go jeszcze jedna z miejscowych rodzin, spotykamy się Markiem Rohrem-Garzteckim, który bez wątpienia jest osobą nietuzinkową. Sam jego życiorys nadaje się na ciekawą książkę. W internetowych źródłach jest opisywany jako polski dyplomata, wykładowca, publicysta, działacz kulturalny i polityk. Obecnie mieszka w Warszawie, ale ostatnie lata spędził za granicą. W latach 2010–2015 piastował stanowisko ambasadora RP w Angoli, od 2017 do 2022 był stałym przedstawicielem RP w strukturach Organizacji Narodów Zjednoczonych, przez pewien okres jednocześnie pełnił funkcję zastępcy kierownika Ambasady RP w Nairobi. O jego karierze można by długo opowiadać.

 

Zawsze się interesowali rodzinnym majątkiem

Dziś 78-letni Marek Rohr-Garztecki nie pracuje już zawodowo, więc ma więcej czasu na plany wobec rodowej siedziby i przede wszystkim mógł osobiście ocenić stan jej zachowania. Odebrał ze starostwa worek pełen różnych kluczy i mimo przejmującego chłodu w nieogrzewanym od lat pałacu, dokładnie sprawdził każdy zakamarek. Zdradził też, że choć rodzina Rohrów od wojny nie wróciła na ziemię rawicką, to majątkiem interesowała się cały czas, od lat 50.

- Moja matka po wojnie nie przyjechała tu nigdy, natomiast ja zawsze wiedziałem, że taka Golina istnieje i nawet kiedyś z ciekawości tu dotarłem. To była chyba połowa lat 60. Z dziewczyną podróżowaliśmy autostopem i tak wybierałem trasę, żeby tu przyjechać i zobaczyć pałac – zdradza.

Jak mówi, nocował wówczas u pewnych mieszkańców Goliny na tzw. sianie i dopiero rano się przyznał, że jest wnukiem Wilhelma Rohra.

- „Jak pan mógł mi tego nie powiedzieć, to ja bym pana w najlepszej izbie przenocowała”- tak mi powiedziała gospodyni, a matka mnie później strasznie objechała, że nie powinienem się tak zachowywać – wspomina.

- Żona Hansa, czyli moja ciocia była właśnie spiritus movens tego, żeby próbować odzyskać Golinę, bo pochodziła gdzieś z tych okolic. Wujek Hans tu bywał, miał kontakt z miejscowymi. Kiedyś podczas jednej z wizyt ktoś mu zwrócił srebrną zastawę, będącą niegdyś na wyposażeniu pałacu. Ja również spotkałem się tutaj tylko z najlepszymi słowami na temat rodziny i ogromną życzliwością– podkreśla Marek Rohr, który pełnoprawnym właścicielem pałacu i parku stał się kilka tygodni temu.

- Cała procedura - sprawa sądowa, potem różne odwołania - trwała bardzo długo, dlatego, że trudne było ustalanie takich rzeczy, jak np. kolejność imion mojej matki w dokumentach, bo moja matka była tutaj znana jako Urszula, ale w czasie wojny w Warszawie, była w konspiracji i miała pseudonim Ewa i tak widniała w niektórych dokumentach. Dwa lata zajęło sądowi w Rawiczu, żeby to wreszcie jakoś wszystko przyjąć – opowiada.

 

Plany wobec zespołu pałacowo-parkowego są ambitne

Zespół pałacowo-parkowy wrócił więc do rodziny. Jakie są wobec niego plany?

- Moi rodzice, dziadkowie i pradziadkowie, byli filantropami, sfinansowali m.in. przytułki dla osób starszych, byli też mecenasami sztuki. W pałacu znajdowały się pewne zbiory zabytkowe, nie mówiąc o wspaniałej bibliotece, ale też ciekawe meble. Wiem, gdzie jest część z nich i już czynię starania o ich zwrot – przyznaje Marek Rohr-Garztecki.

Jak zaznacza, gdy uda się wyremontować obiekt, to może choć w części zostanie zapełniony oryginalnymi przedmiotami. Podkreśla, że to nie jest jednak najistotniejsze.

- Moja matka, już po wojnie, zgromadziła ogromny zbiór rysunków, drzeworytów, miedziorytów, po prostu dzieł sztuki współczesnej. Gdy zmarła, zbiory - zgodnie z jej decyzją - trafiły do Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Tam jednak znajdują się w skrzyniach, ale już mam zapewnienie dyrektora, że docelowo będą mogły być wypożyczone do Goliny. Jest też bardzo ciekawy pamiętnik mojej matki, którego część ostatnio opublikował kwartalnik Karta, a który zostanie w całości wydany jako książka  – mówi Marek Rohr-Garztecki, który chce także nawiązać do tradycji miejsca, do którego zawsze przyjeżdżali artyści.

Jedna z sal ma być przeznaczona na zbiory bojanowianina mieszkającego w Katowicach, Witolda Mikołajczyka. To pasjonat, interesujący się głównie filatelistyką, wielokrotnie nagradzany za swoje publikacje. Panowie szybko nawiązali kontakt i jak to się mówi „nadają na tych samych falach”.

Wszystko zapowiada się świetnie, ale teraz najważniejsze. Skąd były dyplomata weźmie na to wszystko pieniądze? Nie ukrywa, że wykonywane w ostatnich latach zawody i różne znajomości dały mu odpowiednią wiedzę na temat tego, gdzie może się o nie starać. Zamierza więc sięgnąć po granty, zarówno od władz województwa, jak i ministerstwa. Co ważne, pałac nie jest w najgorszym stanie, mury są zdrowe.

Marek Rohr-Garztecki podczas swojej wizyty zadbał o odpowiednie zabezpieczenie nieruchomości, ustalił ze stolarzem i blacharzem wykonanie najpilniejszych robót, uruchomił procedurę przywrócenia mediów, zlecił oczyszczenie parku.

- Nie słyszałem nigdy o muzeum, które zarabia na siebie, więc muszę jeszcze popracować nad częścią komercyjną przedsięwzięcia – też związaną z nauką lub sztuką – dopowiada.

 

Powrót do przeszłości. Czy się uda?

Marek Rohr-Garztecki nie tylko opowiedział o swoich planach, ale także oprowadził nas po obiekcie. Była to więc niepowtarzalna okazja, by zwiedzić pałac od piwnic po strych – od części pałacowej po gościnną. Po pierwotnych lokatorach, czyli Rohrach, ostały się tylko ogromne kryształowe lustra w holu. Sporo jest jeszcze śladów edukacyjnej funkcji budynku – tabliczki z nazwami klas, ślady po tablicach, góra starych materacy w części, gdzie był internat. Choć ściany w większości pokryte są łuszczącą się, olejną farbą, a podłogi to pękające linoleum, to faktycznie stan budynku nie jest zły i bez wątpienia ma niepowtarzalny klimat. Na pewno będziemy przyglądać się temu, jak odzyskuje dawny blask.

 

reklama
WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama