Nie miał pan wcześniej związku z branżą mleczarską. Czym się pan zajmował?
Od 1997 roku prowadziłem własną działalność. Na początku to były sklepy z telefonami komórkowymi nieistniejącej już sieci Era, salony telefonów komórkowych. Później zająłem się finansowaniem firm, czyli współpracą z Europejskim Funduszem Leasingowym. Od 2000 roku prowadziłem ich oddział we Wrocławiu - przez lat 17. Później - już jako wolny strzelec - dalej zajmowałem się finansowaniem firm, ale już współpracując z wieloma podmiotami, których jestem pełnomocnikiem. Dodatkowo parę lat temu pomogłem znajomemu wydobyć firmę z dużych tarapatów, nieruchomość została uratowana z licytacji, a firma została wyprowadzona na prostą.
Jak pan więc trafił do OSM Rawicz?
To rada nadzorcza mnie znalazła. Jeśli chodzi o finanse firmy - znam cyfry, jeśli chodzi o wyciąganie spółki z tarapatów - mam sukcesy na koncie, a rada nadzorcza doszła do wniosku, że zmiana jest potrzebna. Uznali, że nie jest potrzebny kolejny człowiek, który zna zakład od środka, wie jak odbywa się produkcja, bo jeżeli po raz kolejny prezesem zostałby ktoś z zakładu, to nic by się nie zmieniło. Uświadomili sobie, że im bardziej zewnętrzny człowiek, tym lepiej. Ja jestem tak totalnie oderwany od tego rynku i geograficznie od Rawicza, że w zasadzie ludzi, których znam poznałem dopiero tutaj. Nie ma więc ewentualności jakichś wpływów, czy interesików.
Dlaczego zdecydował się pan przyjąć tę propozycję?
Sam fakt, że spółdzielnia ma 130-letnią historię robi wrażenie i na mnie też zrobiło. Dlatego stwierdziłem, że warto w to wejść i postarać się uratować zakład. Wcale nie muszę mieć związku z branżą mleczarską by to zrobić, bo najlepsi fachowcy od mleka „siedzą” w radzie nadzorczej. To są spółdzielcy, rolnicy, którzy produkują mleko. Najlepsi fachowcy od produkcji są, z kolei, na hali produkcyjnej. Ja mam być fachowcem od zarządzania. Na tym się znam. Jak mnie wybrali 30 marca, to kolejnego dnia - pierwszego mojej pracy - zdążyłem obdzwonić miejscowy urząd miejski, dom kultury, by pojawić się chwilę później na Rawickim Jarmarku Wielkanocnym. Taki miałem plan. Ta firma to jest 130-lat historii miasta, a produkty idealne na Wielkanoc, więc nie mogło nas tam zabraknąć. No i ludzie muszą wiedzieć, że ta firma istnieje. To z kolei spowodowało szereg dalszych wydarzeń. Na jarmarku spotkaliśmy się z panem wiceburmistrzem. Umówiliśmy się na wizytę, ja byłem u niego, a on przyjechał później do nas. Obejrzał zakład i dał nam zaproszenie na Rawicki Festiwal Sportu, gdzie też było nas widać. Stwierdził, że jemu jako przedstawicielowi miasta także zależy, żeby ta firma działała, żeby pokazywała się. Pomogło nam to w tym żebyśmy się wypromowali i pokazali, że istniejemy i nie gasimy świata, bo i takie plotki co jakiś czas się podobno pojawiały i pojawiają.
Słyszałem też pogłoski, że przyszedł nowy prezes i likwiduje zakład, bo nie ma pieniędzy. To oczywiście nie jest prawda.
(...) Z drugiej strony czuję tak dużo życzliwości ze strony otoczenia w stosunku do zakładu i sympatii do produktów i do znaku firmowego, że pozwalam sobie nie przejmować się takimi komentarzami. Nie wchodzę z nikim w polemikę, bo nie warto. Nie mam też zamiaru nikomu racji w internecie udowadniać, ale chcę pokazać to, co się faktycznie dzieje. A dzieje się to, że zakład produkuje i zwiększa sprzedaż. Idziemy w dobrym kierunku.
W jakiej więc kondycji obecnie jest spółdzielnia?
Ujmę to bardzo enigmatycznie. Niedawna kondycja OSM uzasadniała zmianę zarządu. I nie ukrywajmy to jest dopiero trzeci miesiąc mojej działalności. Mimo to w wynikach finansowych widać zmianę. Powtórzę - idziemy w dobrym kierunku.
Pokazałem się szybko na zewnątrz, ale nie po to żeby mnie ludzie poznali, tylko żeby ludzie widzieli, że zakład cały czas istnieje, nabiera dynamiki w działaniu. Pracownicy natomiast sami zobaczą, czy produkcja rośnie, i powoli jest lepiej, czy to jest zamiatanie problemów pod dywan. Przy okazji ostatniego wydarzenia, czyli pożaru w naszej rozdzielni prądu, przekonałem się, że załodze na pewno na firmie zależy. Jak usłyszeli co się dzieje, to się sami zjawili. Oznacza to, że wierzą w to iż OSM jest do uratowania, ma szansę na rozwój i chcą być tego częścią.
To nie jest może najszczęśliwszy sposób na sprawdzenie pracowników, ale taka sytuacja się nam wydarzyła. To dodatkowy kłopot, bo chociażby negocjacje z ubezpieczycielem, żeby pokrył straty w takim zakresie w jakim byśmy tego oczekiwali, nie będą łatwe. Ale poradzimy sobie i z tymi problemami.
Generalnie produkcja już się zwiększa i pozyskujemy nowych klientów. To się dzieje powoli, ale ja najpierw musiałem poznać zakład od środka, zobaczyć w jaki sposób wszystko jest liczone - chociażby sposób ustalania cen warunków handlowych. Nie mogę przecież zacząć sprzedawać, jeżeli nie mam przeświadczenia, że sprzedając po tej cenie rzeczywiście robię zysk, a nie przynoszę straty. To musiało zająć trochę czasu, to nie jest mała firma. Jest dość sporo dokumentów do przebrnięcia, cała analiza finansowa, ale będzie nas widać coraz bardziej. Takim pierwszym widocznym efektem naszego działania, jest np. to że Kaufland nas zaprosił do Ostrowa Wielkopolskiego na wydarzenie „Polska od kuchni”.
(…) Wiem, że generalnie rolnicy i nasi producenci mają problem z tym, że cena na rynku spada, bo rynek jest dramatycznie trudny w tym roku, ale mimo wszystko oni także uważają, że trzeba dać mi szansę. Tak też się umówiliśmy, że muszą dać mi co najmniej trzy miesiące na to, bym zlikwidował te problemy, które im od razu wskazałem jako te, które są newralgiczne do tego, by zakład mógł dalej funkcjonować.
Jakie to były problemy?
Powstrzymam się od ujawniania tajemnic firmy i nie będę wdawał się w szczegóły. Najważniejsze jest to, że wskazałem prawidłowo i wywiązałem się z tego, co im powiedziałem, że największe niebezpieczeństwa muszą zostać zneutralizowane. Tak się stało. Zakład idzie do przodu.
OSM nie ma kłopotów z dostawcami mleka? W ostatnich latach liczba gospodarstw w powiecie zmalała?
Sytuacja na pewno nie jest łatwa. Po pierwsze rolnicy są podkupywani przez inne, większe mleczarnie, które mogą sobie pozwolić na to, żeby płacić więcej. Rynek już to pokazuje, że w tym roku będzie bardzo duża liczba upadłości, konsolidacji i przejęć (...).
Uważam, że siłą naszej mleczarni jest po pierwsze – tradycja, po drugie - dobry wyrób, a po trzecie - nasz „flagowy okręt” - krówka śmietankowa. Jako producent tradycyjny, nie stosujący żadnych dodatków konserwujących, znajdziemy sobie niszę na rynku. Nadal będziemy produkować tak jak do tej pory – zdrowo i możliwie naturalnie. Są przecież konsumenci, którzy szukają produktu małoprzetworzonego, dobrej jakości.
Faktem jest jednak, że problemem rynku jest brak sukcesorów w rolnictwie, bo młodzi ludzie uciekają do miast, nie chcą przejmować gospodarstw. My też jesteśmy w takiej sytuacji. Młodych rolników jest znacznie mniej. Musimy się mierzyć z tym problemem, wspomagać tych, którzy chcą produkować mleko, żeby mogli rozwinąć swój biznes na tyle, byśmy my mogli się na nich oprzeć. Możemy chociażby połączyć tych, którzy chcą rezygnować z tymi, którzy się rozwijają, żeby ewentualnie zrobić transfer technologii, zwierząt i wiedzy. Zależy nam na tym, żeby młodych rolników było jak najwięcej. Jeżeli ludzie będą widzieć, że mleczarnia oprócz produkowania produktów z mleka pomaga im poprzez patronat nad dofinansowaniami – a taką możliwość mamy – to mam nadzieję, że z nami zostaną. To rolnikom proponuję: jeśli chcą skorzystać z jakiegoś dofinansowania, my pomożemy w merytorycznym przygotowaniu dokumentów, po prostu jako grupa zakupowa będziemy występować w różnych akcjach.
Obecnie jednak rolników nam nie brakuje. Kiedy rzeczywiście rozwiniemy produkcję na tyle, że to się zmieni, to będziemy szukać nowych dostawców chcących współpracować albo mleczarni, które mają nadmiar mleka.
W planie jest zwiększenie liczby dotychczasowych produktów, czy będziecie chcieli poszerzać asortyment?
Na początek zostajemy przy tradycyjnym potencjale, który mamy. Jest znany nie tylko w powiecie, ale w innych miejscach, ale nie jest łatwo go znaleźć. Postaramy się to zmienić. Wiemy, że są oczekiwania co do sklepu firmowego, ale najpierw trzeba osiągnąć określony pułap produkcji i bezpieczeństwa finansowego, żeby inwestować w takie rzeczy. Na pewno to rozważymy.
Nie zamykamy się tylko na rynek sklepów, ale wchodzimy też w branżę hotelarską, gastronomiczną i restauracyjną, gdzie jakość produktu na duże znaczenie. Tam, gdzie jedynym wyznacznikiem jest cena - to nie jest nasz klient.
OSM będzie więcej pokazywać się w mieście, a czy zaistnieje też w internecie?
Powoli i za to się zabieramy. Na początek za media społecznościowe. Póki co, cały czas wdrażam się w dokumenty firmy, ale na pewno i w tej przestrzeni się znajdziemy. Kanałów sprzedaży jest dużo, nie wykorzystujemy nawet kilkudziesięciu procent możliwości. Trzeba zbudować najpierw to, co się ma, żeby mieć dobry fundament. Każde otwarcie kolejnego kanału sprzedaży to jest inwestycja, a żeby pozwolić sobie na inwestycje trzeba mieć stabilizację. Nasi udziałowcy borykają się z tym samym co my, czyli spadającymi cenami produktów mlecznych i mleka, więc oni też nie mają sakiewki głębokiej nie wiadomo jak. Kredyty z kolei kosztują. Wszystko trzeba dynamicznie, ale na spokojnie i z rozsądkiem i z planem robić.
Wyznaczono jakiś konkretny cel, do którego obecnie OSM dąży?
Cel jest bardzo konkretny. Nie ma czasu na to, żeby sobie układać cel długofalowy, czyli dajmy na to uzyskanie rentowności w ciągu najbliższych dwóch lat. Tutaj dynamika zmiany jest taka, to co było faktem w ostatnich latach, czyli strata - w tym roku ma się zakończyć wynikiem finansowym dodatnim. Tą tendencję zmiany widać już po dwóch miesiącach. W wynikach produkcyjnych za maj widzimy, że zbliża nas do zera zamiast straty. W momencie kiedy to przełamiemy i na wyniku produkcyjnym zacznie być dochód będziemy, starali się dalej, żeby na wyniku całej firmy na koniec roku ten dochód także pokazać.
Wszedłem z zadaniem, żeby tą firmę postawić na nogi, wyciągnąć na możliwie najwyższy poziom produkcji i i rentowności. Rolnikom, którzy postanowili mi zaufać też powiedziałem, że to jak długo ja będę w OSM, to jest kwestia tylko jednej rzeczy. Będę tak długo, jak długo komunikując się z nimi szczerze i przedstawiając realnie to, co się dzieje na zakładzie, czego przez lata nie doświadczyli, jak długo będą uważali, że robię dobrą robotę.
(…) Myślę, że na najbliższym walnym zgromadzeniu, jak przedstawię wynik z dwóch miesięcy będą mogli ze spokojem powiedzieć, że dobrze zrobili.
Produkty OSM pan chociaż znał zanim rozpoczął pracę?
Oczywiście, że tak. Poza tym, zanim odbyła się rada nadzorcza z paroma jej członkami widziałem się kilkukrotnie. I de facto to ja im naświetliłem sytuację w firmie oglądając dokumenty finansowe, które są dostępne w internecie. Nie mieli o tym pojęcia, więc przyszedłem tutaj przygotowany zarówno co do tego, żeby się dobrze zaprezentować i co do tego, co będziemy dalej robić. (…) Nie może być tak, żeby hasło Rawicz kojarzyło się tylko z jednym miejscem, macie lepsze rzeczy do pokazania, a znak firmowy OSM jest o wiele fajniejszy do wypromowania. Zależy nam, by spółdzielnia była rozpoznawalna, dobrze kojarzona i żeby produkt był łatwy do znalezienia na półce.
Dlatego zapraszam wszystkich przedsiębiorców, którzy handlują tzw. spożywką lub tych, którzy produkują wyroby cukiernicze oparte na naszych produktach do współpracy. Tu się wiele pozmieniało. Wiele opowieści słyszałem od naszych hurtowników i od naszych odbiorców, co do tego jak do tej pory funkcjonował szeroko pojęty handel. Obecnie hurtownicy są zdziwieni, że ja osobiście chcę z nimi rozmawiać, ale dla mnie to jest istotne, bo nabywam wiedzę, której nie mam. Oni mówią czego potrzebują, żebyśmy ożywili handel. Komunikacja i stała współpraca jest bardzo ważna.
(…) Jeśli dojdzie kiedyś to tego, że branża gastronomiczna będzie wymagać od nas towaru taniego i zgodzą się na to żeby był w nim tłuszcz roślinny, to proszę bardzo, ja mogę postawić drugą, odrębną linię produkcyjną, ale tylko wtedy, gdy będzie się to kalkulować. Natomiast dla nas klientem docelowym dla naszego produktu bazowego jest świadomy konsument, który chce naturalnego, porządnego produktu.
„Producentów mleka mam takich, że mógłbym się latami od nich uczyć i tak wszystkiego nie pojmę. Na produkcji mógłbym latami siedzieć,a i tak nie będę miał tej wiedzy, którą mają pracownicy. Moja wiedza jest potrzebna, by właśnie jednej i drugiej stronie zapewnić to, że mają i będą mieć pracę, że będzie ona dobrze płatna i rozwojowa”.