reklama
reklama

To była zima! Rawiczanie wspominają siarczyste mrozy i metrowe zaspy

Opublikowano:
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Przełom lat 1978 i 1979. Prawie wiosenna aura w okolicy Świąt Bożego Narodzenia nie zwiastowała „Armagedonu”, który miał nadejść pod koniec roku. W noc sylwestrową Polskę zaatakowała... zima stulecia. - Ulice i chodniki były całkowicie zasypane. Autobusy nie mogły wyjechać z Rawicza, a te które wyjechały - nie mogły wrócić do bazy. Do pracy wyruszyło kilkanaście pługów. Wszystko było skute lodem, bo temperatura spadała nawet do - 30 stopni - wspomina pan Jacek.
reklama

Tego, co wydarzyło się w  nocy z  29 na 30 grudnia nikt się nie spodziewał. Nagłe ochłodzenie spowodowało, że padający deszcz zamienił się w  intensywne śnieżyce. Towarzyszył temu silny wiatr. Na drogach zaczęły tworzyć się zaspy. Rekordową grubość pokrywy śnieżnej odnotowano kilka tygodni później w  Suwałkach - 84 centymetry.

Zima stulecia. Tak obchodzono Nowy Rok 1979

Cały kraj był już sparaliżowany przez zaspy i  siarczysty mróz.

- Odnotowałem w  swoim kalendarzu, że 1 stycznia 1979 roku było ponad -21 stopni, potem było już powyżej -20, ale 25 stycznia temperatura spadła już do -30 - wspomina Józef Czarski z  Dubina.

Wskutek zakłóceń w  transporcie, zaczęło brakować surowców energetycznych. Przez zamarznięte zwrotnice kolejowe i  popękane od mrozu szyny, transporty węgla do elektrociepłowni utknęły. Do odśnieżania torów i  dróg skierowano wojsko z  ciężkim sprzętem. W  większości miast komunikacja miejska nie funkcjonowała lub działała w  bardzo ograniczonym zakresie. Do wiosek nie dojeżdżały autobusy. - Przez wiele dni także jazda samochodem była istną... szkołą przetrwania. Na odcinku Rawicz - Pakosław - Jutrosin potworzyły się długie i  głębokie zaspy - wspomina pan Jan z  Rawicza, który w  tamtym okresie pracował jako kierowca w  mleczarni.

Sylwestrowy atak zimy 

Wielu mieszkańców ziemi rawickiej dobrze pamięta noc sylwestrową 1978 roku.

- Byliśmy z  żoną na zabawie w  Rawiczu i  nie mogliśmy po niej wrócić do domu - wspomina pan Kazimierz z  Pakosławia. - Żaden taksówkarz nie chciał nas zawieźć do domu. Ostatecznie udało nam się szczęśliwe dostać do Pakosławia ze znajomym.

Pan Jerzy dodaje, że nawet z  zatankowaniem auta były problemy, bo nieliczne wówczas stacje benzynowe nie działały, ze względu na przerwy w  dostawie prądu.

- Więc nawet jak tata chciał nas odwieźć samochodem do Wrocławia, to bał się, że nie da rady wrocić, bo zabraknie mu paliwa - opowiada rawiczanin.

Podobnie jak w  całym kraju wiele miejscowości w  kilka godzin zostało odciętych od świata. - Jak w  Nowy Rok wyszliśmy przed dom to wokół siebie było widać jedną wielką białą poduchę, gdzieniegdzie wystawały tylko czubki drzew. Nawet domów sąsiadów za bardzo nie było widać - wspomina Jacek z  Pakosławia.

Tragicznie na kolei

Sytuacja na kolei wyglądała dramatycznie. Nie dość, że awarie powodowały opóźnienia w  dostawach węgla z  kopalń do elektrowni, to pociągi - nie tylko towarowe - utykały z  zaspach. - Pamiętam, że opóźnienia w  rozkładzie jazdy sięgały nawet kilkunastu godzin! Z  powodu zamarzniętych zwrotnic i  popękanych szyn, kolej nie dowoziła większości dostaw węgla, a  jeśli już jakiś transport dotarł na miejsce, to był problem z  jego rozładunkiem. Zasypany śniegiem i  zamarznięty opał trzeba był kuć kilofami, żeby dało się go rozładować. Najstarsi kolejarze nie pamiętali takiej zimy - wspomina pani Wioleta, od wielu lat pracująca na kolei.

Jak podają kroniki z  tamtych czasów, podczas zimy stulecia 1978/1979 odwołano ponad 800 połączeń kolejowych. Swoją 14-godzinną podróż z  Poznania do Jutrosina wspomina pan Grzegorz:

- Na Sylwestra pojechałem do rodziny. Rano w  Nowy Rok okazało się, że po mieście nie kursują tramwaje i  autobusy. Kiedy dostałem się na dworzec kolejowy dowiedziałem się, że - póki co - nie jeżdżą też pociągi. I  tak zacząłem krążyć od dworca kolejowego do autobusowego i  z  powrotem. Na 23.00 musiałem być w  Jutrosinie, gdzie zaczynałem nocną zmianę. W  końcu udało się! O  17.00 podjechał pociąg do Katowic - opóźniony o  3 godziny. Tak dotarłem do Rawicza. Stamtąd po 22.00 miałem Kobylinkę, która pojechałem od razu do Jutrosina - opowiada jutrosinianin, który swoją podróż zaczął... o  godz. 9.00.

Dramat na drogach

Ówczesne śnieżyce były tak intensywne, że państwowe służby nie radziły sobie odśnieżaniem choćby najważniejszych tras.

- Cały sprzęt chodził non stop. Ludzie pracowali po kilkanaście godzin. Przyjeżdżali na bazę tylko na tankowanie i  ciepły posiłek, po czym jechali dalej. Rowy były tak zasypane śniegiem, że nie było widać, gdzie jest pobocze i  rów – wspomina pan Grzegorz, który pracował w  ówczesnym rejonie dróg w  Rawiczu.

- Pamiętam zdarzenie, jak w  okolicy Ostój do rowu wpadła piaskarka. Najpierw musieliśmy z  niej wyładować łopatami piasek, a  potem wyciągało ją 5 traktorów ze Szkaradowa. Tym sposobem nockę spędziliśmy w  Spółdzielni Kółek Rolniczych w  Szkaradowie, bo o  powrocie do domu w  takich warunkach nie było mowy.

Drogowców wspomagało nie tylko wojsko z  ciężkim sprzętem i  załogi z  zakładów pracy, ale również uczniowie, studenci i  zwykli mieszkańcy.

- Mieszkałem wtedy we Wrocławiu i  jak tylko rzucili hasło, to z  kolegami poszliśmy odgarniać ulice. Ludzie musieli sami złapać za szufle, bo inaczej po prostu nie dałoby się żyć - dopowiada pan Michał z  gminy Jutrosin.  

Przedłużone ferie

Z  sytuacji wówczas zadowoleni byli jedynie najmłodsi mieszkańcy, zwłaszcza uczniowie.

- Zakłócenia w  komunikacji kolejowej i  drogowej spowodowały podjęcie przez chyba ówczesnego ministra oświaty i  wychowania decyzji o  wstrzymaniu powrotu młodzieży do szkół. Pamiętam, że tata pożyczył bryczkę, żeby zawieźć mnie i  kuzynkę z  Poznania na dworzec do Miejskiej Górki na Kobylinkę - wspomina Maria ze Szkaradowa.

Miała jechać na zajęcia do technikum rolniczego w  Bojanowie, a  jej kuzynka miała wrócić do Poznania.

- Już w  Miejskiej Górce okazało się, że nie ma na stacji prądu. Wszędzie było pełno ludzi i  straszny ziąb. W  końcu udało nam się dojechać pociągiem do Rawicza. Tam przez megafon usłyszeliśmy, że ferie zostały przedłużone. Kuzynka mimo wszystko postanowiła wrócić do Poznania, a  ja udałam się w  drogę powrotną do domu. Na szczęście spotkałam znajomego, który zgodził się mnie podwieźć - dodaje.

Zajęcia szkolne zostały zawieszone do 16 stycznia.

- Jednak dla dzieci cały czas prowadziliśmy zajęcia świetlicowe. Program 1 i  2 Telewizji Polskiej nadawał tylko przez 5 godzin - od 17.00 do 22.00 i  nie można było korzystać ze szkolnego telewizora w  świetlicy. Dlatego najczęściej dzieci korzystały z  saneczkowania - wspomina Józef Czarski z  Dubina, ówczesny dyrektor szkoły podstawowej.

17 stycznia wznowiono zajęcia szkolne.

Ten tekst pochodzi ze świątecznego wydania "Życia Rawicza" - nr 51 z 2020 roku. 

 

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama