Jak podawały chwilę po zdarzeniu leszczyńskie media - siła uderzenia była tak duża, że dzieci wypadły z fotelików i zostały ciężko ranne.
W najgorszym stanie był kilkunastomiesięczny chłopiec. Jego reanimacja trwała ponad godzinę. Niestety, mimo wysiłku ratowników, zmarł. Pisaliśmy o tym TUTAJ.
Jechał z zakazem
Po zdarzeniu policjanci z Leszna zatrzymali i zakuli w kajdanki kierowcę volkswagena. 33-latek nie miał prawa jazdy. Miał sądowy zakaz prowadzenia pojazdów. Nie powinien w ogóle wsiadać za kierownicę. Została pobrana mu krew do badań na zawartość alkoholu i narkotyków. Dwójka starszych dzieci, w ciężkim stanie, trafiła do szpitala. Matka dzieci także jest ranna.
Jak poinformował dziś rzecznik prasowy Komendanta Wojewódzkiego Policji w Poznaniu mł. insp. Andrzej Borowiak, testery wstępnie wykryły, że 33-latek zażył wcześniej marihuanę i amfetaminę.
Nasze testery wstępnie wykryły, że sprawca wczorajszego wypadku spod Leszna zażył wcześniej marihuanę i amfetaminę. Z prokuratorami przygotowujemy się do przesłuchania 33-latka. Poszkodowana matka i dwójka dzieci są w szpitalu. Najmłodsze, roczne zginęło wczoraj na miejscu. pic.twitter.com/l0F05fzgrc
— Andrzej Borowiak (@BorowiakPolicja) March 20, 2021
Reakcja strażaka ochotnika
Dzień po tragedii okazało się, że pierwszej pomocy udzielał mieszkaniec Ponieca, jednocześnie strażak ochotnik z miejscowej jednostki OSP.
Zatrzymałem się, zabrałem apteczkę, gaśnicę, podręczny sprzęt, pobiegłem ratować poszkodowanych. Mnóstwo krwi, złamań, ludzkiego, w tym dziecięcego, cierpienia - relacjonuje Krzysztof w rozmowie z portalem gostynska.pl
Po wstępnym rozpoznaniu sytuacji udzielił pomocy małemu dziecku, które najbardziej jej potrzebowało. Klęczał nad umierającym 11-miesięcznym chłopcem.
Nie myślałem o niczym innym, jak o ratowaniu jego życia. No, może o jednym... dlaczego inni tylko stoją i się gapią? Dlaczego auta przejeżdżają obok i nie zatrzymują się, by pomóc? - mówi.
Dziś strażak ochotnik dziękuje tym, którzy jednak zdecydowali się zareagować.
Jednego najmniejszego życia nie udało się uratować, ale może właśnie dzięki wam pozostali żyją, mimo licznych obrażeń. Szczególnie zapamiętałem 14-latka, który wyróżnił się z tłumu, podszedł sam i zapytał czy może pomóc. Mimo mrozu oddał swoją kurtkę, by przykryć wyziębione poszkodowane dziecko. Chłopie wielkie dzięki! - mówi mieszkaniec Ponieca.
Więcej na portalu gostynska.pl
Czytaj także: Rawiczanie przepili blisko 60 mln zł