reklama
reklama

Zofia Wyrwa ze Śląskowa mówiła: Mam 100 lat i dobrą pracę

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: archiwum

Zofia Wyrwa ze Śląskowa mówiła: Mam 100 lat i dobrą pracę - Zdjęcie główne

Zofia Wyrwa | foto archiwum

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Odeszli Pochodząca ze Śląskowa Zofia Wyrwa odeszła miesiąc temu. Miała 100 lat. - Odeszła osoba, która bardzo kochałam i, z którą się wychowywałam. Bardzo nam jej będzie brakować - mówi wnuczka Paulina.
reklama

15 kwietnia ubiegłego roku Zofia Wyrwa obchodziła 100. urodziny. Mimo ograniczeń z powodu koronawirusa, w tym dniu telefon w jej domu nie cichł - dzwoniły dzieci, wnuki i prawnuki, przyjaciele i znajomi. Jednak największą niespodziankę sprawił jej prawnuczek Bartek, który w tym dniu postanowił... przyjść na świat. Dzień później na świat przyszły... bliźnięta: Natan i Nikodem. Pani Zofia doczekała się 7 dzieci, 34 wnuków i całe grono prawnucząt i praprawnucząt.

Była super babcią z otwartym do wszystkich sercem i każdemu życzę takiej wspaniałej babci. Jeszcze w niedzielę była w doskonałym humorze u najstarszej wnuczki Małgorzaty na obiedzie. Nic nie zapowiadało, że to jest jej ostatnie spotkanie z rodziną. Zapowiadała wtedy, że chciałaby z wszystkimi spędzić sylwestra i... Pan Bóg jej wysłuchał. W sylwestra byliśmy wszyscy przy niej, żeby ją pożegnać na cmentarzu - wspomina wnuczka Paulina.

Wojenna młodość

Zofia Wyrwa pochodziła z dawnego województwa małopolskiego. Jej rodzinna miejscowość leżała 40 km od ówczesnej granicy z Rumunią i 21 - z Węgrami. Jej ojciec był legionistą i w 1914 roku walczył u boku Józefa Piłsudskiego. Po ukończeniu 17 lat rozpoczęła naukę w zawodzie pielęgniarki.  

Od momentu wkroczenia Niemców do Polski, krótko pracowała w szpitalu, gdzie była świadkiem tragicznych wydarzeń - na jej oczach rozstrzelano lekarkę. Kilka tygodni później Niemcy wywieźli całą rodzinę pani Zofii do łagru w Krakowie. Tam jednak długo nie pozostali, bo skierowano ich do pracy w niemieckim gospodarstwie. 

Pod koniec wojny Zofia Wyrwa wraz z rodziną została przewieziona do Bojanowa, do tamtejszego obozu.

Pamiętam, że transport liczył 67 wagonów. W Bojanowie spaliśmy na trzypiętrowych, zawszonych łóżkach. To był koniec kwietnia, a w maju Niemcy wyprowadzili się z Bojanowa i odzyskaliśmy wolność. Wtedy osiedlono nas w Śląskowie - trzy rodziny z tego krakowskiego. Chciałam wrócić do pracy w szpitalu, a ojciec na poczcie, ale nie udało się i wiele lat prowadziliśmy gospodarstwo rolne - opowiadała na łamach „Życia”. 

Dwukrotna mężatka

W Śląskowie poznała swojego męża Edmunda - wówczas po raz drugi stanęła na ślubnym kobiercu.

Pierwszy raz wyszłam za mąż jeszcze w moich rodzinnych stronach - wspominała Zofia Wyrwa. - Mąż pracował na kolei. Kiedyś zabrało go gestapo oskarżając nas o współpracę z partyzantką. Podobny los spotkał kilka innych kobiet z mojej wioski. Nasi mężowie najpierw przebywali w Stanisławowie, gdzie przekazywaliśmy im paczki. Ale pewnego dnia torowy przyniósł nam zmiętą karteczkę znalezioną przy szynach, którą ktoś wyrzucił z pociągu. Poinformowano nas w ten sposób, że przenoszą ich na Majdanek. Jakiś czas później dostałam dokument, że mąż zmarł w obozie na tyfus - koperta była duża, żółta z czarnym paskiem. Napisali numer grobu i, że szczątki zostały spalone.

Z drugim mężem przeżyli wspólnie prawie 60 lat. Prowadzili gospodarstwo rolne w Śląskowie, które przejął syn, a teraz wnuk. 

Zawsze z pasją opowiadała o swoim życiu - zarówno o młodości i ciężkiej pracy, jak i o swoich dzieciach, wnukach i prawnukach -  podkreśla Bożena Maćkowiak, sołtys Śląskowa.

Dobra i tolerancyjna

Zofia Wyrwa była znaną w okolicy osobą - kilkadziesiąt lat szefowała KGW w Śląskowie, była radną gminną i zasiadała w radzie banku. Wiele w życiu przeszła, ale zawsze była uśmiechnięta, energiczna, życzliwa. Jak sama mówiła, przez całe życie starała się być dobra i tolerancyjna dla wszystkich. 

Zawsze nam mówiła, że sprawia jej ogromną radość bycie z nami i, że po tylu latach cały czas jest przez nas doceniana. Przychodząc na nasze spotkania zawsze była przygotowana - każda członkini była przez nią obdarowana czymś słodkim. I nigdy szybko nas nie opuszczała - bawiła się razem z nami przez kilka godzin. Wspominając „naszą babcię Zosię” - bo tak kazała do siebie mówić, przychodzą mi do głowy same dobre. Będzie nam bardzo jej brakować - jej opowieści, humoru i serca, jakie miała dla wszystkich - wspomina Joanna Tomczak, przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich w Śląskowie.

Odeszła 28 grudnia.

Przed 100. urodzinami pani Zofii, pojechaliśmy do niej z kamerą. Przypominamy ten materiał: 

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama