Michał Łysiak ma 22 lata. Pochodzi z gminy Miejska Górka. Jest osobą niezwykle ambitną. Już ucząc się w gimnazjum wiedział, że chce podążać ścieżką sportową. Choć w szkole nie był prymusem, zmieniło się to, gdy poszedł na studia.
Michał Łysiak. Nauczyciel, sensei, sportowiec, mistrz Polski
Michał Łysiak uczy wychowania fizycznego w klasach 4-8 w Zespole Szkół w Miejskiej Górce. Od 15 lat trenuje jujitsu w miejskogóreckim UKS-ie, a także piłkę nożną w Sparcie. Gdy ma możliwość, czyta, biega, gra też w uczelnianej lidze halowej, a także w Mazowszu Warszawa - klubie dla osób z problemami ze słuchem, w którym występuje w sekcji piłkarskiej i futsalowej.Z Michałem Łysiakiem rozmawialiśmy o jego osiągnięciach, celach, a także radzeniu sobie pomimo ograniczeń związanych z tym, że jest osobą słabosłyszącą. Jak przyznaje, choć ma problemy ze słuchem, realizuje swoje pasje i nie zamierza spoczywać na laurach.
- Patrzę z optymizmem w przyszłość. Nie skupiam się na tym, jakie mam wady, a staram się rozwijać we wszystkich bliskich mi aspektach, przede wszystkim w jujitsu i piłce nożnej. Chcę też zakończyć studia magisterskie i być dobrym nauczycielem - mówi Michał Łysiak.
Z Michałem Łysiakiem rozmawia Dawid Bela
Dawid Bela: Jak to się stało, że rozpocząłeś treningi jujitsu?Michał Łysiak: Kiedy miałem siedem lat, jeszcze przed pójściem do szkoły, tata zabrał mnie na festyn w Miejskiej Górce, podczas którego swój pokaz mieli bracia Ratajscy. Spodobał mi się. Były fikołki, rzuty czy układy akrobatyczne. Przez parę tygodni nic się nie działo w tej kwestii. Gdy poszedłem do szkoły podstawowej, zauważyłem plakat dotyczący treningów w klubie braci Ratajskich. Mówiłem mamie, że to ci od pokazu. Wtedy zaczęła się poważna rozmowa rodziców, by zapisać mnie na treningi. Tak zostało do dziś.
Pod koniec listopada tego roku wywalczyłeś już drugie seniorskie mistrzostwo Polski w Katowicach. Czy wiek w jujitsu sportowym odgrywa znaczenie?
Nie. Duże znaczenie odgrywają umiejętności i ułożona taktyka. W wieku 22 lat wywalczyłem tytuł mistrza Polski - najmłodszego w kategorii. Kilka lat temu Arnold Ratajski startował na Mistrzostwach Europy w wieku 35 lat, gdzie wywalczył brąz, a także srebro na mistrzostwach świata.
Jaki jest Twój dotychczasowy największy sukces, a co było największą sportową porażką?
Można powiedzieć, że mistrzostwa Europy U21 w 2019 roku w Grecji były zarówno sukcesem, jak i porażką. Stoczyłem 5 walk. Trzy z nich wygrałem, a dwie przegrałem. Szczególnie bolesna była walka o brąz. Przegrałem w niej trzy sekundy przed zakończeniem czasu, choć prowadziłem z dużą przewagą. Niestety, zabrakło dobrze dobranej taktyki. Zajęcie piątego miejsca na mistrzostwach Europy, walcząc z przeciwnikami wysokiej rangi, to zarówno sportowy sukces, ale i porażka, bo medal był blisko. Wtedy bardzo wspierała mnie ówczesna dziewczyna, którą serdecznie pozdrawiam. Dzięki niej szybko otrząsnąłem się po porażce w walce o brązowy medal.
Największe osiągnięcie w jujitsu sportowym nadal przed Tobą?
Marzy mi się medal mistrzostw Europy czy świata. Myślę, że jeśli polski związek uzyska właściwy statut i dofinansowanie, będę dążył do tego celu.
By osiągnąć sukces, potrzebna jest ciężka praca?
Ciężka praca jest potrzebna we wszystkim: w nauce, sporcie czy pracy. Miałem bardzo dużo treningów indywidualnych z Arnoldem Ratajskim. Miałem taki okres, że chciałem wyjść z kolegami, a tu jednak na przeszkodzie stanął trening. Teraz, z perspektywy czasu, to wszystko doceniam. Moja mama zawsze mówi „ciężka praca popłaca” i widzę, że tak rzeczywiście jest. W szkole - gimnazjum czy liceum - wyniki w nauce miałem słabe, ale na studiach się przyłożyłem. Dało to efekty, licencjat już za mną, studia magisterskie w toku, a i w sporcie osiągam sukcesy.
Miałeś czas buntu?
Tak. Nie uwierzę, że ktoś - kto jest obecnie sportowcem - tego nie miał. To bardzo łatwo zauważyć. Widzisz, że kilka osób ma potencjał, a po pewnym czasie rezygnują, bo skupiają się na innych kwestiach niż treningi. Miałem też chwile zwątpienia. Były nerwy, czasem płacz. Na szczęście, moi rodzice potrafili do mnie podejść psychologicznie, zachęcali mnie, by skupić się na sporcie. Motywowali też bracia Ratajscy.
Choć masz 22 lata, zostałeś już także trenerem. Dlaczego?
Mam czarny pas. Trenuję od 15 lat. Od września tego roku jestem też sensei’em (nauczycielem - przyp. red.) w klubie. Chcę „z kamieni wydobywać diamenty”. Jujitsu jest bardzo uniwersalną dyscypliną i przez lata sporo się już nauczyłem od swoich sensei’ów, z treningów, z książek, czy z zajęć na studiach. Dzieci przyciąga się do tej dyscypliny przez zabawę, ale także dorośli mogą się jej nauczyć.
Za moimi podopiecznymi pierwsze mistrzostwa Polski w jujitsu sportowym. Wywalczyli pięć krążków, moje złoto było szóste. Cieszę się nie tylko z ich medali, ale przede wszystkim z tego, czy zawodnicy wykorzystywali to, czego uczyli się na treningu. U zawodników, którzy wystartowali w mistrzostwach w Katowicach, minimum jeden element, którego od nich oczekiwałem, zawsze był. To mnie zadowoliło. Dało chęć do dalszego działania. Wiem też, że samemu do sukcesu się nie dojdzie. Muszą być momenty wzlotów i upadków. Bez bólu w sporcie niczego wielkiego się nie osiągnie.
W jakim miejscu byłbyś teraz, gdyby nie bracia Ratajscy, prowadzący UKS Jujitsu i Judo Miejska Górka?
Myślałem o tym, gdzie bym był, gdyby nie oni. Pewnie byłbym „zwyczajnym człowiekiem”, bez wielkich ambicji, na pewno nie dałbym rady w nauce czy sporcie. Skończyłoby się na „zwykłym” życiu. Cieszę się, że jest inaczej. Pozostaje mi tylko braciom Ratajskim podziękować.
Trenujesz nie tylko jujitsu. Grasz też w Sparcie Miejska Górka.
Teraz gram na środku obrony, a we wcześniejszych latach - jako skrzydłowy, napastnik, a także przez pewien czas jako bramkarz. Wróciłem do Sparty po półrocznym wypożyczeniu z IV-ligowego GKS-u Mirków. Dziękuję zarządowi, trenerom i chłopakom z tego dolnośląskiego klubu. Dali mi tam szansę. Myślę, że nie wypadłem źle, a dużo się nauczyłem. Teraz łatwiej mi grać na obronie. Nie ukrywam, że dzięki tej ostatniej rundzie w Sparcie, dostałem kilka ofert z V ligi. Rozmawiałem już z trenerem i kolegami ze Sparty. Czy będzie zmiana barw - w tej chwili nie wiem. Spodziewam się, że na poziom ekstraklasowy, pierwszo- czy drugoligowy nie wejdę, ale moim celem jest zagrać jak najwyżej i jak najlepiej.
Jesteś także reprezentantem klubu Mazowsze Warszawa. W jakich okolicznościach nawiązałeś współpracę z tym klubem?
Na portalu społecznościowym znalazłem informację o piłce nożnej dla osób niesłyszących, grających na orlikach. Napisałem komentarz. Zapytałem, kto może grać w takim zespole. Okazało się, że kwalifikowałbym się do drużyny. Jest mało osób słabosłyszących, grających w piłkę. Po pewnym czasie Mazowsze Warszawa odezwało się do mnie. Spróbowałem swoich sił w tej drużynie. Wywalczyliśmy dwukrotnie trzecie miejsce, najpierw w piłce nożnej jedenastoosobowej we Wrocławiu, a później - w jej halowej odmianie.
Na imprezie we Wrocławiu był trener kadry. Podszedł do mnie i taty. Pogratulował i przyznał, że zostałem wytypowany do pierwszej piątki turnieju. Twierdził, że widzi we mnie potencjał, że nadawałbym się na zawodnika do kadry słabosłyszących. Za rok mają się odbyć mistrzostwa świata słabosłyszących. Trener mówił, że jeśli coś mi nie przeszkodzi, widzi mnie w kadrze. Impreza ma się odbyć w Malezji.
Jesteś jedyny w rodzinie, który uprawia sport?
Gdy byłem dzieckiem, byłem jedyny. Z czasem mama zaczęła biegać. Początki były trudne. Gdy przeszła na biegi górskie, zaczęła odnosić sukcesy w swojej kategorii wiekowej. Wzajemnie się obecnie napędzamy. Dzięki niej też zacząłem biegać na 5 i 10 km oraz w biegach survivalowych. Mam także brata. On jednak ćwiczy rekreacyjnie.
Miałeś także sprecyzowane plany na swoje życie zawodowe.
Wielu nadal w szkole średniej nie wie, co chce robić w życiu. Ja chciałem koniecznie związać się ze sportem i takie studia podjąć. W klasie maturalnej byłem już pewny, że chcę być nauczycielem wychowania fizycznego. Wtedy wielu nauczycieli zaczęło mi pomagać. Ze względu na osiągnięcia sportowe, widzieli we mnie potencjał. Maturę zdałem. Bardzo dziękuję za to paniom: Izabeli Mikołajczak i Lilianie Taciak, uczących odpowiednio języka polskiego i matematyki.
Studia licencjackie ukończyłem na AWF-ie Wrocław. Historia potoczyła się ciekawie. W trakcie uroczystej gali zostałem wybrany najpopularniejszym sportowcem uczelni roku 2020. Kilkanaście lat temu - także na AWF-ie - do tego tytułu nominowany był mój sensei - Kornel Ratajski. Mam nadzieję, że na udział w takiej gali kolejnego przedstawiciela miejskogóreckiego UKS-u, nie będzie trzeba czekać kolejnych kilkunastu lat.
Obecnie uczysz wychowania fizycznego w Zespole Szkół w Miejskiej Górce.
Przed przyjściem do szkoły miałem już w niej praktyki, więc nauczyciele wf-u mnie znali. Łatwiej było mi „wejść” w środowisko. Trafiłem z zawodem.
Jak współpracuje ci się z uczniami? W związku z tym, że nosisz aparat słuchowy, nie natrafiasz na kłopotliwe sytuacje?
Złapałem bardzo dobre relacje z uczniami. Mam nadzieję, że i oni pozytywnie mnie odbierają. A co do aparatu słuchowego, mam umiarkowany stopień niepełnosprawności. Wielu w to nie dowierza.
Są osoby, które - mając ten sam stopień niepełnosprawności - mają problemy z mówieniem. Na szczęście, moi rodzice wysłali mnie do logopedy, gdy byłem małym dzieckiem. Tam też była walka - jak teraz na macie. Moją nauczycielką była wówczas Ania Kołodziej. Cieszę się, że i w tej walce odniosłem zwycięstwo. Sporo też zawdzięczam Ewie Latusek, z którą rozmowy nauczyły mnie, m.in. logicznego myślenia. Późno wykryto u mnie, że mam słaby słuch - dopiero w wieku 3 lat. Wtedy jeszcze nie sprawdzano słuchu noworodkom, tak jak się to robi obecnie. Dziękuję rodzicom, że zareagowali, że mogę mówić, że pomagają do dziś, a to pomaga w odnoszeniu sukcesów.
A jak się komunikujecie w klubie Mazowsza?
Staram się poznać język migowy. Dzięki niemu w lepszym stopniu mógłbym komunikować się z zawodnikami z Mazowsza, którzy nie mówią. Znajomość tego języka przydałaby się też w życiu codziennym. Zdaję sobie sprawę, że lepszego słuchu już mieć nie będę, a na starość - będzie pewnie nawet gorzej.
Michał Łysiak (z lewej), obok - Igor Skrzypczak. Fot. D. Bela