Rok temu powiedziała pani „Nie zdawałam sobie sprawy, że mogę wygrać”. Wszystko było wtedy świeże, nowe. Jak się pani czuje dzisiaj, po roku urzędowania?
To był ogrom pracy, ale również ogrom satysfakcji. Niestety, pojawiły się też zaskakujące dla mnie przeszkody natury administracyjnej. Choć nie mamy na nie realnego wpływu, znacząco wydłużają one procesy, które chcielibyśmy sprawnie realizować. Mimo że mam jasno określoną wizję tego, co chciałabym osiągnąć, często nie mogę jej zrealizować w zakładanym tempie właśnie z powodu tych ograniczeń.
Wiem, że mieszkańcy oczekują szybkich działań i natychmiastowych efektów – i to jest całkowicie zrozumiałe. Jednak funkcjonowanie samorządu to nie to samo, co prowadzenie gospodarstwa domowego, gdzie dziś podejmujemy decyzję, a jutro ją realizujemy. W administracji publicznej procesy są bardziej złożone i wymagają czasu.
Nauczyła się już pani tej roli? Udaje się ją pogodzić z życiem prywatnym? Było to zupełnie nowe wyzwanie dla całej rodziny.
Tak, chociaż wymaga to od mojej rodziny ogromnego zaufania, pomocy i wsparcia. Jestem im za to bardzo wdzięczna, bo wymaga to również dużej wyrozumiałości z ich strony.
Jestem mamą prawie dorosłego syna oraz córki, która opuściła już dom rodzinny i prowadzi własne życie. Ale jestem też mamą pięciolatka. Starsze dzieci rozumieją, jak wymagająca jest moja rola. Dla najmłodszego jest to trudniejsze – często mnie nie ma, a on bardzo to odczuwa. Staram się zabierać go na różne wydarzenia gminne, ale nie zawsze dobrze się czuje w sytuacjach, w których jestem nie tylko mamą, ale też osobą publiczną. On po prostu woli spokojną zabawę – i ja to w pełni szanuję.
Cieszę się, że są wokół mnie osoby, które w takich chwilach zajmują mu czas i towarzyszą nam z boku. To dla mnie bardzo ważne, bo mimo wszystkiego, co się dzieje, chcę, żeby miał normalne, szczęśliwe dzieciństwo.
Pierwsza decyzja, jaką trzeba było podjąć po objęciu urzędu, dotyczyła likwidacji szkoły w Gościejewicach. Była to kwestia kontrowersyjna, głośna, budząca dużo emocji- głównie negatywnych, ale chyba skończyła się lepiej niż wszyscy zakładali.
Rzeczywiście, była to trudna decyzja - zarówno dla mnie, dla radnych, jak i dla wielu osób, których bezpośrednio dotknęła. Mimo to nie dotarły do mnie żadne negatywne opinie. Najważniejsze było dla nas dobro dzieci, a one bardzo szybko się zaaklimatyzowały w nowych miejscach, z czego się ogromnie cieszę.
To była decyzja kontrowersyjna, zwłaszcza na początku kadencji, ale - moim zdaniem - konieczna do podjęcia w jedną czy drugą stronę. W podobnej sytuacji znajduje się dziś coraz więcej samorządów, nie tylko Bojanowo.
Zamknięcie szkoły wywołało pytania dotyczące budynku po niej. Są wobec niego plany?
Mamy pewien pomysł na to, co się może z nim wydarzyć. Są to jednak bardzo wczesne rozmowy. Mogę jednak zapewnić, że budynek pozostanie własnością gminy. Póki co, dbamy, by nie niszczał - jest monitorowany i ogrzewany.
Jest pani w stanie podać trzy najważniejsze osiągnięcia z minionego roku, które udało się pani zrealizować, a które wpłynęły na jakość życia mieszkańców? Jedną z nich była z pewnością kwestia ciągłych awarii wody, bo pierwsze pani decyzje dotyczyły właśnie modernizacji ujęcia w Zaborowicach.
Tak, sytuacja została ustabilizowana, a inwestycja jest w trakcie realizacji. Planujemy uruchomić jeszcze jedną studnię, by takie problemy nie miały już miejsca. Jak już mówiłam to trwa przez kwestie administracyjne, ale jesteśmy na bardzo dobrej drodze. Poza Zaborowicami staramy się także zabezpieczyć w wodę i kanalizację inne części gminy. Jest to kwestia bardzo oczekiwana przez tych, którzy stawiają nowe domy, a dostęp do mediów to powinien być standard. W związku z tym, że w ostatnim czasie udało nam się przetargi przeprowadzić niższymi kosztami, możemy wykonać więcej inwestycji w tym zakresie.
Jeśli chodzi o trzy najważniejsze zadania - każdy mieszkaniec miałby zapewne własną listę priorytetów. Dla mnie osobiście ogromnym powodem do satysfakcji jest to, że w Bojanowie będzie stacjonować karetka pogotowia. To rozwiązanie znacząco wpłynie na jakość życia mieszkańców i ich poczucie bezpieczeństwa - nie tylko w naszej gminie, ale także w okolicznych miejscowościach.
Dlaczego to tak ważne? Bo choć możemy mieć w życiu wiele rzeczy, to bezpieczeństwo i zdrowie zawsze będą najważniejsze.
Drugim ważnym elementem jest nowy wóz strażacki - to kolejny krok w stronę zwiększenia bezpieczeństwa mieszkańców.
Są też tematy, które od wielu lat czekają na swój finał, czyli budowa nowego boiska piłkarskiego, remont stadionu, czy organizacja strefy przemysłowej i przyciągnięcie nowych inwestorów.
Mam ogromną nadzieję, że zrealizujemy te zadania szybciej niż później. Jesteśmy w trakcie opracowywania dokumentacji projektowej na boisko. Zmieniliśmy troszeczkę koncepcję, by móc skorzystać nie z jednego, a z kilku różnych źródeł finansowania tej inwestycji. Będziemy próbowali pozyskać środki na odwodnienie terenu, budowę zbiornika retencji wody, a także budyku. Złożymy wnioski do stosownych źródeł. Myślę, że wszyscy mamy świadomość tego, że niestety wszystkie programy, które teraz się pojawiają, często dotyczą inwestycji, które są w trakcie realizacji, a te nie są ruszone. Oczywiście otrzymujemy dofinansowania z różnych źródeł, ale są to troszeczkę mniejsze kwoty. Natomiast każda złotówka jest ważna, wykorzystujemy wszelkie możliwości, żeby rozwijać naszą gminę. Staramy się robić coś w każdej miejscowości, żeby wszyscy mieszkańcy byli zadowoleni. Sołtysi z nami się komunikują, radni też przedstawiają to, co jest najbardziej priorytetowe na ich terenach. Minął już rok i tak naprawdę dopiero rok. To jest bardzo mało na realizację wielu zadań. Jesteśmy w trakcie przygotowywania wielu innych dokumentacji, których efekty będą widoczne za parę lat. Tak to niestety wygląda.
Wracając do boiska piłkarskiego. Lokalizacja pozostaje ta sama?
Tak i chcielibyśmy zrobić wszystko, żeby nie wyprowadzać Ruchu Bojanowo z miasta, żeby piłkarze nie musieli trenować w innym miejscu. Nasi mieszkańcy bardzo mocno żyją meczami, trybuny są zawsze wypełnione.
Nowe boisko ciągnie za sobą kolejną kwestię, czyli modernizację stadionu - także oczekiwaną od lat przez sporą grupę bojanowian.
Jestem tego świadoma, ale nie chcemy robić nic tymczasowo. Koszty samego uzupełnienia bieżni to ponad 150 tys. zł, a to zabieg na chwilę. Też jesteśmy w trakcie przygotowywania dokumentacji projektowej i okaże się, jakie będzie najkorzystniejsze rozwiązanie, które da efekt długofalowy. Generalnie stadion ma ogromny potencjał. Będzie na jego terenie budowana nowa siłownia, później przyjdzie też kolej na remont budynku głównego, ale wszystko po kolei.
Co w takim razie ze strefą inwestycyjną?
Generalnie strefa inwestycyjna, która została przez poprzednika zaplanowana w miejscu wszystkim dobrze znanym, ma jeden niebywały minus, taki, że nie ma drogi dojazdowej, będącej własnością samorządu. Droga jest własnością PKP. Oczywiście podjęliśmy już rozmowy, mamy wstępną zgodę na jej przejęcie i w kolejnym etapie chcemy ją zmodernizować. W związku z tym, nie wyobrażam sobie by dzisiaj jakakolwiek firma była mocno zainteresowana terenem, do którego nie ma dojazdu, choć zainteresowanie obszarem się pojawia. Było kilka rozmów - na razie bardzo niezobowiązujących. Wszyscy mamy świadomość - najpierw droga, a później operat szacunkowy, dokumentacja i dopiero ewentualna sprzedaż terenu.
Gmina chce przejąć drogę od kolei, ale nieruchomościami zabudowanymi nie jest zainteresowana?
Obecnie skupiamy się wyłącznie na kwestii drogi. Ewentualne przejęcie budynków jest przedmiotem wstępnych rozważań.
Czy po objęciu przez panią władzy, były konieczne jakieś zmiany organizacyjne w urzędzie miejskim?
Pewne zmiany rzeczywiście nastąpiły, ale nie były to zmiany drastyczne. Wynikały raczej z naturalnych sytuacji życiowych, a nie z podejścia: „nowa władza, nowe porządki”. To nie w moim stylu.
Myślę, że przez te ostatnie 12 miesięcy wszyscy uczyliśmy się siebie nawzajem, stopniowo się dopasowując. Nie oczekiwałam, że przyjdę do urzędu i z dnia na dzień wszyscy zaczną pracować dokładnie według mojej wizji - bo to tak nie działa.
Moim celem było stworzenie urzędu otwartego dla mieszkańców. Wydaje mi się, że częściowo udało nam się to osiągnąć. Bardzo zależało mi także na budowaniu wzajemnego zaufania w zespole. Bo prawda jest taka, że burmistrz nie zajmuje się wszystkim - to pracownicy realizują większość zadań i to im trzeba ufać.
Udało nam się wspólnie dopracować wiele istotnych kwestii. To był długi i intensywny rok - nie tylko dla mnie, ale przede wszystkim dla pracowników, na których spoczywa ciężar pracy merytorycznej. Darzę ich ogromnym szacunkiem i myślę, że udało nam się zbudować dobrą, opartą na zaufaniu współpracę.
Mówi pani, że urząd jest otwarty dla mieszkańców. Faktycznie przychodzą?
Mieszkańcy przychodzą, bo jeśli akurat nie mam żadnego spotkania, drzwi mojego biura są zawsze otwarte. Zawsze, gdy tylko mam czas, przyjmuję ich, rozmawiam i wsłuchuję się w to, co mają do powiedzenia. Oczywiście nie każdemu mogę od razu pomóc i nie każdy problem da się rozwiązać od ręki – ale zawsze się staram. I jestem przekonana, że nikt nie powinien czuć się pozostawiony bez uwagi czy wsparcia z naszej strony.
Początkowo pani oraz wiceburmistrz Katarzyna Sadowska miały taki zwyczaj, że wszędzie pojawiały się w komplecie.
Tak, na początku było to świadome działanie - chciałyśmy najpierw poznać lokalne zwyczaje, ludzi i dać mieszkańcom szansę, by również mogli nas poznać. Teraz nadszedł moment, w którym możemy się uzupełniać i dzielić obowiązkami. Każda z nas ma swoje zadania, które realizuje.
Wydaje mi się, że jako burmistrz i zastępczyni dobrze się dopasowałyśmy. Mam nadzieję, że mieszkańcy nie mają już powodów, by postrzegać nas jako niedostępne, choć takie głosy rzeczywiście pojawiały się na początku. Jesteśmy otwarte, gotowe do rozmowy - można przyjść do nas z każdą sprawą.
Mój brak wcześniejszego doświadczenia w samorządzie doskonale uzupełnia pani Kasia. Jest osobą z wieloletnim stażem w administracji publicznej, częściowo wywodzącą się z obszaru zarządzania kryzysowego. To dla mnie ogromne wsparcie - zarówno merytoryczne, jak i organizacyjne.
Wydaje się, że pani także dość szybko zaaklimatyzowała się w gronie lokalnych samorządowców?
Jestem osobą otwartą i komunikatywną. Zawsze mogę liczyć na wsparcie zarówno pana starosty, burmistrzów i wójta - regularnie się spotykamy. Wydaje mi się, że nasze relacje są prawidłowe i bardzo pozytywne - bardzo chciałabym, aby tak pozostało.
Jak się układa współpraca z radą? Nie da się ukryć, że większość osób w jej składzie to kandydaci z listy pani konkurenta na stanowisko burmistrza, a on sam - Marcin Triebs - jest przewodniczącym rady.
Wydaje mi się, że przez ten rok już się poznaliśmy. Większość radnych to osoby, które - tak jak ja - wcześniej nie miały doświadczenia w samorządzie. Myślę, że idziemy w jednym kierunku, a głosowania pokazują, że umiemy ze sobą współpracować. Bojanowo faktycznie jest małe i nie powinno tutaj być czegoś takiego jak opozycja, bo to niczemu nie służy. Każdy z nas deklarował, że chce dobra i rozwoju gminy. Nasze programy były bardzo zbliżone, niewiele się różnią.
Cieszę się, że radni sygnalizują, co się dzieje w gminie i co trzeba zrobić, choć nie zawsze wszystko da się załatwić od ręki. Cały czas zresztą powtarzam i się z tym utożsamiam, że tylko dialog i współpraca pomiędzy nami pozwoli nam wspólnie otworzyć naprawdę wiele drzwi, które wydawałoby się, że nie są do otwarcia. Liczę więc na współpracę z wszystkimi radnymi, z przewodniczącym także i na to, że będziemy szanować się nawzajem, chociaż co do szacunku akurat nie mam żadnych wątpliwości.
Realizuje pani budżet skonstruowany przez poprzednie władze - więc trudno mówić o nowych inwestycjach. Ale pojawiają się jeszcze pogłoski, że planowane jest połączenie Zakładu Usług Komunalnych i Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w jedną jednostkę, a z kolei wyodrębnienie z GCKSTiR pewnej części?
Taki pomysł rzeczywiście się pojawił, jednak na ten moment skupiamy się przede wszystkim na zmodernizowaniu budynku ZGKiM. Nie wyobrażam sobie, żeby te dwie jednostki miały zostać połączone, a jednocześnie funkcjonować w oddzielnych lokalizacjach - dlatego zaczynamy właśnie od budynku.
Jeśli chodzi o GCKSTiR, planujemy, aby jeden z pracowników urzędu przejął część zadań z zakresu sportu z centrum kultury, co pozwoli odciążyć jego zespół.
Jakie są najważniejsze plany na najbliższy czas?
Dni Bojanowa w tym roku mają zupełnie nową formułę. Nie korzystamy z zewnętrznej firmy obsługującej całość wydarzenia - organizujemy je własnymi siłami. Chcemy pokazać się całej gminie i gościom, pochwalić tym, co mamy lokalnie najlepszego do zaoferowania.
W tym roku stawiamy na sporty ekstremalne i piłkę nożną, ale w przyszłości planujemy także prezentację innych klubów i stowarzyszeń - mamy się czym chwalić.
Czekamy również na rozstrzygnięcia w sprawie dofinansowania termomodernizacji budynków szkolnych - obecnie jesteśmy na liście rezerwowej. Podobnie wygląda sytuacja z termomodernizacją budynku urzędu.
Trwa też opracowywanie dokumentacji projektowej dotyczącej budowy sali wiejskiej w Pakówce. Z kolei w sprawie budowy garażu dla nowego wozu strażackiego oczekujemy na decyzję pani konserwator. Mam nadzieję, że wkrótce uzyskamy pozwolenie - środki na ten cel są już zabezpieczone w budżecie.
W czym jest problem?
Jak wiadomo potrzebny jest garaż dla nowego wozu, który otrzymaliśmy pod koniec minionego roku. Planowaliśmy budynek z płaskim dachem, ale konserwator upiera się, by dach był spadzisty, a budynek z cegły, co znacznie zwiększa koszty. Negocjujemy. Liczę, że dojedziemy do porozumienia. Budynek ma być przede wszystkim funkcjonalny i dostosowany do możliwości finansowych samorządu.
Cieszymy się też bardzo, że udało nam się znaleźć pieniądze na dodatkowe auto, które tym razem trafi do Sowin. Udało nam się wykonać budżet z nadwyżką w związku z tym, możemy sobie pozwolić na taki wydatek.