Sesje rady miejskiej w Bojanowie ostatnio bywają bardzo emocjonujące. Od kilku miesięcy bowiem głos zabierają nie tylko radni, pracownicy urzędu i jednostek organizacyjnych, ale także mieszkańcy - najpierw działający głównie w obronie Szkoły Podstawowej w Gościejewicach (ma zostać zlikwidowana), a obecnie także zwracający uwagę burmistrzowi i radnym na inne sprawy w gminie - inwestycje, czy wydatkowanie pieniędzy z budżetu.
Tak było również podczas marcowej sesji, kiedy już pod koniec obrad odezwała się jedna z mieszkanek. Przewodniczący rady, Jan Moryson odebrał jej jednak głos i zakończył spotkanie.
- Moja wypowiedź była bardzo na temat. (…) Było kulturalnie i nie było powodu do odebrania głosu. Więc nie rozumiem, dlaczego nie mogłam się wypowiedzieć. Nikogo nie obraziłam. Nie krzyczałam - zastanawiała się po sesji bojanowianka.
Mieszkańcy oglądający transmisję sesji w internecie - w wiadomościach do redakcji - nie ukrywali, że taki obrót sprawy był dla nich zaskoczeniem, bo wcześniej tego rodzaju sytuacje nie miały miejsca. Poza tym, na sesji obecna była także Anna Panasewicz - przewodnicząca rady rodziców placówki w Gościejewicach, która z kolei nie zdążyła nic powiedzieć.
W związku z pytaniami i wątpliwościami mieszkańców, poprosiliśmy przewodniczącego bojanowskiej rady miejskiej o wyjaśnienie.
Zapytaliśmy, dlaczego i na jakiej podstawie odebrał głos jednej z mieszkanek gminy, która chciała wypowiedzieć się w punkcie "wolne głosy i wnioski", a także dlaczego do głosu nie dopuszczono drugiej osoby obecnej na sali.
Przewodniczący "może", ale "nie musi". Co mówią przepisy?
W odpowiedzi do redakcji Jan Moryson przyznaje, że zarówno konstytucja, jak i przepisy o samorządzie gminnym, czy o dostępie do informacji publicznej przyznają obywatelom prawo wstępu na komisje oraz sesje rady miejskiej z możliwością rejestracji dźwięku lub obrazu.
- Żaden przepis ustawowy nie stanowi natomiast o prawie obywatela do zabierania głosu na posiedzeniach tych gremiów - zaznacza przewodniczący.
Dodaje, że w statucie gminy Bojanowo (§34 ust. 5) napisano, iż przewodniczący rady może udzielić głosu osobie niebędącej radnym.
- Podkreślam słowo „może”, a nie „musi”. W ogóle polecam wszystkim mieszkańcom zapoznanie się z zapisami całego rozdziału 6 Statutu Gminy, gdyż są tam zawarte regulacje odnośnie przebiegu sesji. Z uregulowań tych wprost wynika, że absolutnie nikt (również radny) nie może zabierać głosu na sesji bez zezwolenia przewodniczącego rady - wyjaśnia Jan Moryson.
Pełni rolę tzw. "policji sesyjnej"
Uzasadnia, że w statucie znajdują się również zapisy o przywoływaniu radnych do porządku, a także odbieraniu głosu przez przewodniczącego.
- Te same zasady obowiązują w tym zakresie osoby spoza rady (gości) biorących udział w sesji. Tyle jeśli chodzi o podstawy prawne mojego działania. Przyznam również, że przed ostatnią sesją miałem okazję do konsultacji z profesorem Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza zajmującym się zawodowo tematyką samorządu terytorialnego. Otóż pan profesor jednoznacznie stwierdził, że przewodniczący rady pełni m.in. rolę tzw. „policji sesyjnej” i do jego wyłącznej kompetencji należy prowadzenie obrad sesji, w tym udzielanie i odbieranie głosu, zarówno radnym jak i osobom spoza rady - przekonuje Jan Moryson.
Mieszkańcy pytają o "cyrk" w gminie?
W piśmie do portalu rawicz24.pl przewodniczący informuje również, że każdego dnia odbywa wiele spotkań z mieszkańcami gminy, którzy od kilku miesięcy pytają, jak długo radni, w tym on, będą pozwalali na robienie „cyrku” z obrad rady miejskiej i jak długo będą pozwalali się obrażać i podważać swoje kompetencje.
- Pytali mnie po prostu jak długo radni będą udawali, że pada, kiedy ktoś na nich pluje. Proszę zauważyć, że przez ostatnie miesiące radni na sesjach i komisjach byli wielokrotnie atakowani, pytano nas m.in. czy nie jest nam wstyd za podejmowane decyzje, zarzucano radnym że są sterowani i manipulowani, podważano ich kompetencje do bycia radnymi w ogóle, aż wreszcie po sesji 24 lutego jedna z radnych została bezpośrednio zaatakowana wulgaryzmem. Część z radnych nawet nie wie, że takie działania i słowa są w ich stronę kierowane ponieważ nie korzystają z mediów społecznościowych. W obecnej radzie zasiadają bardzo doświadczone osoby, zarówno pod względem wieku jak i uprawianych zawodów. Ale przede wszystkim wielu z nich to radni z kilku, a nawet kilkunastoletnim stażem samorządowym. I nagle jakieś osoby bez jakiegokolwiek przygotowania merytorycznego mówią tym radnym wstydźcie się, nie znacie się, nie tak powinna pracować rada, nie tak powinny wyglądać sesje. Chyba komuś tu role się pomieszały, bo póki co to radni mają mandat społeczny do decydowania o sprawach gminy, a nie osoby spoza rady. Ogromna szkoda tylko, że działania podejmowane przez kilku mieszkańców odbywają się pod „przykrywką” obrony szkoły w Gościejewicach, bo w ferworze „ataków” na burmistrza i radę dobro szkoły, a szczególnie dzieci zostało zepchnięte na dalszy plan – dokładnie tę sytuację właśnie obrazują wydarzenia z ostatniej sesji - wyjaśnia Moryson.
"Nie miała nic do powiedzenia"
W obszernej odpowedzi do redakcji przewodniczący przypomina, jak wyglądały sesje rady miejskiej w styczniu, czy lutym tego roku - kilkadziesiąt minut pracy merytorycznej radnych i podejmowania uchwał, a potem kilka godzin „wolnych głosów” z udziałem gości spoza rady.
- Przypominam, że ciągle mówimy o posiedzeniu rady, a tymczasem niektórzy mieszkańcy zaczęli mylić sesje z możliwością dyskusji i wylewania swoich żalów burmistrzowi. W efekcie część radnych opuszczała sesję w trakcie, gdyż nie widziała sensu uczestnictwa w takim „spektaklu”, ponieważ mieszkańcy nie mieli wniosków do rady, ale wyłącznie chcieli podyskutować z burmistrzem. Być może nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, ale burmistrz nie ma nawet obowiązku uczestnictwa w radzie - zaznacza Moryson cytując statut Gminy Bojanowo, w którym napisano, że burmistrz "może" uczestniczyć w sesjach.
Przypomina również, że burmistrz każdego dnia przyjmuje mieszkańców w urzędzie, więc - jego zdaniem - jesli ktoś ma mu coś do powiedzenia, to tam powinien się udać. I dokładnie tak powinno się stać ostatnio.
- Mieszkanka w punkcie „wolne głosy” poprosiła o głos, którego jej udzieliłem. Ale pani ta nie miała nic do powiedzenia radnym, tylko zaczęła już tradycyjnie swoje wywody w kierunku burmistrza przypominając Jego wpisy facebookowe sprzed lat. Ponieważ nie miało to nic wspólnego z odbywaną sesją kilkukrotnie zwróciłem jej uwagę. Powiedziałem również, że jeżeli ma jakąś sprawę do burmistrza to może złożyć odpowiednie pismo w sekretariacie. Ponieważ ani nie reagowała na moje słowa, a radni nie mieli już żadnych głosów zakończyłem sesję - opisuje swoją wersję wydarzeń Jan Moryson.
Przewodniczący przywołuje także uchwałę o likwidacji oddziału przedszkolnego w Gościejewicach, którą radni podjęli chwilę wcześniej, czyli decyzję, która jest nierozerwalnie związana ze szkołą w Gościejewicach.
- Pani, której odebrałem głos - to przypominam, że należy do grona osób mieniących się „obrońcami” szkoły w Gościejewicach. Kilka minut przed zabraniem przez nią głosu rada podjęła uchwałę o likwidacji oddziału przedszkolnego w Gościejewicach, czyli decyzję, która jest nierozerwalnie związana ze szkołą w Gościejewicach. Miała zatem ta pani idealną okazję wyrazić swoje zdanie w tej sprawie i byłby to głos merytoryczny, odnoszący się do działań, które przed chwilą podjęła rada i z pewnością (jeżeli robiłaby to w sposób kulturalny) nikt nie odebrałby jej głosu. Tymczasem pani wolała poświęcić swój czas i energię na „wypominki” burmistrzowi, co bardzo jaskrawie pokazuje jakie intencje mają tzw. „obrońcy” szkoły i że w ich działaniach szkoła dawno już zeszła na dalszy plan.- uzasadnia swoje postępowanie Jan Moryson.
Wskazuje również na to, że ta sama osoba - w jego opinii - relacjonuje w mediach społecznościowych przebieg sesji "w sposób wyjątkowo nierzetelny".
- Zarzuca nam słowa, których nigdy na sali sesyjnej nie padły – notabene w tej sprawie został już przez burmistrza złożony pozew do sądu, gdyż pani nie wyraziła chęci przeproszenia za swoje kłamliwe stwierdzenia - kwituje.
Przeprasza za niedopatrzenie
Jan Moryson przyznaje, że w ferworze zdarzeń nie zauważył, iż jest na sali jeszcze przewodnicząca Rady Rodziców SP w Gościejewicach, która również chciała zabrać głos.
- Mogę z tego miejsca za to moje niedopatrzenie przeprosić, ale jednocześnie pragnę podkreślić, że bezpośrednio po sesji razem z kilkoma radnymi oraz panem burmistrzem odbyliśmy kilkudziesięciominutową rozmowę z panią przewodniczącą i mam nieodparte wrażenie, że była ona nieporównywalnie bardziej merytoryczna, niż gdyby miała się odbyć przed obiektywami kamer - zaznacza.
Przewodniczący zgadza się, że możliwość zabierania głosu przez mieszkańców podczas posiedzeń komisji czy sesji to bardzo dobra praktyka, wykształcona przez lata funkcjonowania samorządu, ale zastrzega jednocześnie, że będzie dbał, o to, aby ta możliwość nie była przez nikogo nadużywana.