Na budynku dworca PKP w Rawiczu odsłonięto tablicę upamiętniającą Polaków wysiedlonych z Kresów Wschodnich

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Na budynku rawickiego dworca kolejowego odsłonięto tablicę upamiętniającą Polaków wysiedlonych po 1945 roku z Kresów Wschodnich. Inicjatorem akcji jest Antoni Kośmider, a tablicę zaprojektował jego wnuk - plastyk Dawid Dłubała.

„Pamięci wysiedlonych z kresów wschodnich Rzeczypospolitej, dla których po roku 1945 rawicki dworzec był kolejnym etapem pełnej trudów podróży na nowe miejsce osiedlenia. Mieszkańcy Rawicza” - taki tekst zamieszczono na tablicy odsłoniętej dziś, 25 marca, na budynku dworca PKP w Rawiczu. Tablica ma wymiary 100 cm x 70 cm.

O upamiętnienie osób wysiedlonych z Kresów wnioskował Antoni Kośmider 

Antoni Kośmider wniosek o jej umieszczenie na ścianie dworca złożył w 2016 roku - w Urzędzie Miejskim Gminy Rawicz. Inicjatywa została poparta przez środowisko Prawa i Sprawiedliwości oraz koło Przyjaciół Radia Maryja. Wśród nich byli posłowie Jan Dziedziczak, Jan Mosiński oraz ówczesny senator (obecnie także poseł) Piotr Kaleta. Włączyli się również lokalni działacze, a całą akcję koordynował burmistrz Grzegorz Kubik.

Repatrianci jechali w nieznane, potracili wszystko, co mieli. Podróż trwała tygodniami w nieludzkich warunkach, nie wiedzieli, co ich czeka. Obecna sytuacja, związana z wojną na Ukrainie, przypomina czasy II wojny światowej - powiedział podczas uroczystości odsłonięcia tablicy Jan Dziedziczak. - Znów Polska jest w niebezpieczeństwie, musimy ciągle o tym pamiętać. Pozwolę sobie na wątek osobisty - mówił. - Moja rodzina została wysiedlona z Wileńszczyzny i Białorusi, trafiła do Góry, a po dwóch latach go Głogowa. Z opowiadań wiem, jak ciężkie to były doświadczenia - dodał.

Antoni Kośmider: Zawsze bliski był mi los repatriantów 

Wychowałem się w rodzinie katolickiej i patriotycznej, zawsze bliski był mi los repatriantów. Tym bardziej, że rodzina mojej teściowej była wywieziona na Sybir, potem zamieszkała w Rawiczu. Starania o zamieszczenie tej tablicy trwały sześć lat - podkreślił Antoni Kośmider.

Wspomnieniami z tamtych lat podzieliła się również Jadwiga Niemczynowska, która - jako 4-letnie dziecko - przeżyła gehennę przesiedlania. Jej rodzina trafiła do Bojanowa. Sama niewiele pamięta, ale dużo usłyszała od matki.

Krótką modlitwę za repatriantów i w intencji zakończenia wojny w Ukrainie odmówił ks. kanonik Wojciech Prostak, proboszcz parafii pw. Chrystusa Króla i Zwiastowania N.M.P. Towarzyszył mu proboszcz kościoła pw. Andrzeja Boboli - ks. Edmund Magdziarz.

Odsłonięcia tablicy dokonali poseł Jan Dziedziczak, burmistrz Grzegorz Kubik, Antoni Kośmider oraz Jadwiga Niemczynowska.

Końcowym akcentem uroczystości była prelekcja Kacpra Awzana z Oddziałowego Biura Upamiętnienia Walk i Męczeństwa Instytutu Pamięci Narodowej w Poznaniu. Naświetlił sytuację panującą w tamtych czasach oraz rolę Rawicza, jako punktu etapowego przesiedleń.

Gehenna przesiedlonych 

Zmiana granic państw po zakończeniu II wojny światowej była powodem migracji ludności na niespotykaną skalę. Uciekinierzy, przesiedleńcy oraz repatrianci przemierzali Europę w poszukiwaniu nowych miejsc do zamieszkania. Problem ten szczególnie był widoczny na ziemiach polskich. Jednym z punktów etapowych był rawicki dworzec.

Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego podpisał 27 lipca 1947 roku układ z ZSRR o nowej granicy, a niedługo potem parafowano porozumienia z poszczególnymi republikami radzieckimi w sprawie wymiany ludności. Dotyczyło to głównie Kresów, a odpowiedzialnym organem do tego przedsięwzięcia uczyniono głównego pełnomocnika PKWN do Spraw Ewakuacji. Funkcję tę pełnił Władysław Wolski. Podlegał mu Państwowy Urząd Repatriacyjny utworzony 7 października 1944 roku, a zniesiony 22 marca 1951 roku. Pod koniec sierpnia 1945 roku posiadał 359 punktów etapowych, o pojemności około 140 tysięcy osób. Możliwość ewakuacji dotyczyła tylko Polaków i Żydów, mających 17 września 1939 roku obywatelstwo polskie.

Podróż odbywała się w warunkach urągających wszelkim normom humanitarnym. Do przewozu ludzi wykorzystywano wagony towarowe, często odkryte, a i tych brakowało. Transporty zatrzymywały się po drodze na długi czas, nawet w szczerym polu. Zdarzały się przypadki śmierci ludzi. Repatrianci byli okradani przez żołnierzy, urzędników, kolejarzy oraz zwykłych bandytów. Miejsca, do których docelowo ich kierowano, były często splądrowane, zdewastowane i opuszczone.

Ponad 800 repatriantów zamieszkało na ziemi rawickiej

Jednym z punktów, do których trafiali, był Rawicz. Średnio dziennie przechodziło przez niego 700 - 800 osób. Tutaj repatrianci mieli czekać na następny pociąg, a zdarzało się, że postój trwał kilka dni. Początkowo Powiatowy Urząd Repatriacyjny znajdował się w „czerwonych koszarach”, a po zajęciu ich przez Armię Czerwoną (marzec 1946 roku), przeniesiono go do tzw. „Koszar Lundby” (dokładnie nie wiadomo, skąd ta nazwa) przy ul. Hallera (obecnie zabudowania Zespołu Szkół Zawodowych).

Większość repatriantów, którzy zatrzymywali się na postój w Rawiczu, pochodziła z Wołynia i okolic Kołomyi, kierowali się na tzw. „ziemie odzyskane”. Ze sprawozdań wynika, że 294 rodziny (825 osób) zdecydowały się pozostać na ziemi rawickiej i otrzymały poniemieckie gospodarstwa.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE