Wiosłujemy...
Zdobędziemy...
Do Odry, Odry ...
Na różę wiatrów...
- Nic się nie stało, korzystając ze słońca suszą się. Ale podróż trwa dalej, jedynie kontakt ograniczony - telefony wykąpane - napisali na portalu społecznościowym uspokajając tych, którzy na bieżąco śledzili ich poczynania.
24 razy przenosili canoe
Po przygodach w wodzie i osuszeniu się popłynęli jednak dalej, ale pokonali tylko 23 km... Cała trasa, aż do Jeziorska, była dość wymagająca.
- Początkowe odcinki były trudne, dały nam w kość. Sporo elektrowni wodnych, progów, bystrzy, zastawek. Musieliśmy 24 razy przenosić canoe. W drugi dzień aż 9 razy je nieśliśmy. Wtedy z 8 godzin w trasie, to płynęliśmy zaledwie 4,5 - relacjonuje Artur Eling.
Jak mówi, cały czas trzeba było też uważać, bo pojawiały się powalone drzewa, kłody leżące w poprzek rzeki. I choć jeszcze przed wyprawą dokładnie zapoznali się z przebiegiem rzeki, to okazało się, że przeszkód jest więcej niż myśleli.
To była męcząca, ale satysfakcjonująca wyprawa
Z biegiem czasu było na szczęście już tylko lepiej. Od Jeziorska sytuacja na rzece poprawiła się, a od Konina - jak mówi Artur - Warta była już całkiem ucywilizowana. Przez całą wyprawę spali pod namiotem - tuż przy rzece i gdy była taka możliwość - zwiedzili ciekawe miejsca blisko niej. Choć w dzień słońce mocno przypiekało, to poranki były zimne - jednego dnia na plandece canoe był nawet szron.
Do Kostrzyna nad Odrą dotarli wczoraj (15 czerwca) w pięknej aurze.
- Z wszystkich wypraw ta była najbardziej męcząca, bo długo płynęliśmy w ciągłym napięciu. Mimo to pogoda nam dopisiała, później nadrobiliśmy płynąc 60-70 km dziennie. Planowo dotarliśmy do celu - opowiada Artur Eling.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.