- Bezdomni sami nie zapukają do drzwi, gdzie chcieliby spędzić Wigilię - ich trzeba po prostu zauważyć. Nie należy szukać pierwszej gwiazdki na niebie, tylko osoby potrzebującej i samotnej. Skoro zauważymy spacerującego samotnika, to znaczy, że nie ma, gdzie się podziać - uważa Stenia* z Rawicza, której rodzina zasiada do wigilijnej kolacji z osobami bezdomnymi.
Puste nakrycie, które stawiane jest na niemal wszystkich wigilijnych stołach to wymowny symbol. Jednym przypomina bliskich, którzy nie mogą zasiąść przy stole, a u innym wyraża gotowość życzliwego przyjęcia niespodziewanego gościa czy „strudzonego wędrowca”. Jednak, czy w rzeczywistości jesteśmy gotowi na przyjęcie obcej osoby w wigilijny wieczór?
- Dla mnie i mojej rodziny to normalne, że do kolacji zasiada z nami osoba bezdomna - uważa Stenia* z Rawicza.
- Pomaganie miałam wpojone od dziecka. Mama co roku brała na święta dzieci z Domu Dziecka ze Wschowy. To było miłe spędzić czas z kimś innym, poznać jego potrzeby. Jednocześnie doceniałam to, co sama miałam, że miałam rodziców na wyciągnięcie ręki, że ta gumowa czy plastikowa lalka to super sprawa, że mam własne łóżko, swój pokój i biurko.
*imię bohaterki materiału zmieniono na jej życzenie
Jak to się stało, że do domu Steni trafili bezdomni? Jak wygląda wigilia w jej domu? Co bezdomni znajdują pod choinką? Czytaj w Życiu Rawicza.