reklama

Jakub Nelle o pracy w pogotowiu: "Czuję się trochę jak żołnierz na wojnie"

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Jakub Nelle

Jakub Nelle o pracy w pogotowiu: "Czuję się trochę jak żołnierz na wojnie" - Zdjęcie główne

foto Jakub Nelle

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościMuszą znać się po trosze na każdej dziedzinie medycyny - od neurologii i kardiologii po pediatrię i geriatrię. Jednego dnia odbierają poród, prowadzą reanimację nastolatka po wypadku albo trzydziestolatka po przedawkowaniu narkotyków, by następnego negocjować z niedoszłym samobójcą albo agresywnym meliniarzem. O blaskach i cieniach pracy w karetce pogotowia opowiada Jakub Nelle - ratownik medyczny z 13-letnim doświadczeniem.
reklama

Od kilkunastu lat niemal codziennie styka się pan ze… śmiercią. Można się z nią oswoić?

Nie oswoiłem się ze śmiercią i prawdopodobnie nigdy do takiej sytuacji nie dojdzie. Ratownik, który mówi: „ja już wszystko wiem, widziałem, nic mnie nie rusza, jestem odporny na każdy widok”, uważam, że kłamie i oszukuje sam siebie. Ratownik, który nie ma uczuć, czy dystansuje się do pacjenta - działa w pewnym sensie bezuczuciowo jest zagrożeniem dla samego pacjenta. Oczywiście podchodzę do zawodu profesjonalnie, a w trakcie działania nie mam czasu na przejmowanie się drastycznymi widokami, które mnie otaczają.

Na refleksję przychodzi czas później.

Dokładnie. Na interwencji nie możemy dać po sobie poznać, że jesteśmy zdenerwowani. Pacjent musi nam ufać. Jesteśmy dla ludzi ostatnim ratunkiem, a reanimując, często mamy na plecach wzrok płaczącej rodziny. Stres wraca jednak po pracy, a każdy ma swoje, lepsze lub gorsze, sposoby na odreagowanie. To wszystko siedzi w nas i nawet jak ktoś mówi, że go nie rusza, to tak faktycznie - rusza, tylko on nie zdaje sobie z tego sprawy. Przecież nie można przejść obojętnie po widoku dziecka umierającego na rękach matki. Jeśli ratownik wraca do bazy i docierają do niego bodźce ze zdarzenia, analizuje, co tam się działo, to jest to dobre.

reklama

W tym zawodzie nie ma monotonii czy dwóch identycznych wyjazdów.

Każdy przypadek jest inny. Dlatego też ratownik musi się znać na każdej profesji z zakresu medycyny - czy to będzie położnictwo, kardiologia, neurologia, geriatria czy chirurgia. Ale mówię tu o sytuacjach nagłych, zagrażających często życiu. Od leczenia, zwłaszcza długotrwałego są lekarze. My musimy szybko działać i podejmować decyzje.   

Czy po pracy możecie liczyć na pomoc psychologiczną?

Niestety nie. Ustawowo takiego wsparcia nie mamy, chyba że pracodawca nam to gwarantuje - jak to jest w moim przypadku. Uważam jednak, że ratownik medyczny, podobnie jak żołnierz po misji wojennej czy strażak albo policjant, a ostatnio również dyspozytorzy medyczni, powinien zostać objęty regularną opieką psychologiczną. Jesteśmy zawodem istotnym dla bezpieczeństwa naszego kraju, a trochę się o tym zapomina. Wyobraźcie sobie sytuację, że umiera reanimowane przez was dziecko. W dodatku jesteście w pokoju tego szkraba, patrzą na was jego rodzice, wokół widzicie zdjęcia rodzinne, maskotki. Nie da się tego nie odczuć psychicznie. Tak samo, jak nie da się zapomnieć widoku dekapitacji, czyli uciętej głowy. A my po prostu zbieramy nasz sprzęt i... jedziemy dalej... na kolejny wyjazd, na przykład do roszczeniowego pacjenta, gdzie musimy robić dobrą minę do złej gry.

reklama

Wchodzimy w miejsca, do których normalny człowiek by nie tylko nie wszedł, ale nawet stamtąd uciekł.

Które z traumatycznych zdarzeń zapamiętuje się najbardziej?

Jest ich wiele, ale w pamięci najbardziej zostają te z udziałem dzieci i to nie ważne, czy to jest wypadek, czy reanimacja malucha albo nastolatka. To rozgrywający się na oczach bliskich dramat, którego niestety my jesteśmy częścią. Czasami są to widoki, których przeciętny Kowalski nie zobaczy przez całe życie. My to widzimy czasem po kilka razy w ciągu 12-godzinnego dyżuru. Nigdy nie wiemy, co nas czeka. Ale to może właśnie przyciąga młodych ludzi do tej pracy - że nie wiadomo, co się wydarzy za chwilę i, że wszystkiemu towarzyszy non stop adrenalina.

reklama

Zdarza się, że jedziecie udzielać pomocy, ale na miejscu okazuje się, że sami jej potrzebujecie.

Dokładnie. Regularnie jeździmy na „meliny”, gdzie jest naprawdę strasznie. Kiedy ktoś siedzi i przez kilka dni pije lub bierze narkotyki, to czasami nie wie czy ma do czynienia z pogotowiem ratunkowym, czy może z wrogiem, którego musi szybko zneutralizować. Tym samym stajemy się dla niego „celem”. Trzeba pamiętać, że my tam jedziemy sami - bez asysty policji, a często nawet nie mamy możliwości jej wezwania. Wtedy zostaje nam ucieczka, albo bronienie się tym, co znajdziemy pod ręką. W dzisiejszych czasach ratownik medyczny to osoba, która toczy batalię o ludzkie życie, ale często też walczymy, żeby nikt nam nie zrobił krzywdy. Czasy się zmieniają, ludzie się zmieniają i dostęp do wszelkiego rodzaju substancji i broni też jest łatwiejszy.  Nigdy nie wiemy, w jakie wchodzimy środowisko. Nie wiemy, czy klękając i udzielając komuś pomocy, ktoś inny nie wbije nam noża kuchennego w plecy. Dlatego decydując się na zostanie ratownikiem, musimy liczyć się z takim niebezpieczeństwem.   

I trzeba mieć oczy dookoła głowy.

Tak. Tylko pracując w 2-osobowych zespołach, tych oczu za dużo nie ma.

Jakie macie sposoby na okiełznanie agresywnych pacjentów?

Staramy się zawsze pacjentowi pomóc - czy to jest osoba z zaburzeniami psychicznymi, czy też po użyciu środków odurzających, czy alkoholu. Staramy się do pacjenta podejść psychologicznie, tłumaczyć, a nawet dostosować do sytuacji. Dostosowujemy wariant do pacjenta - jeśli on preferuje rozmowę w tonie agresywnym, to my tak też do niego mówimy. Każde inne zachowanie, które budzi jego niepokój może być odebrane jako atak na niego. Czasami nie mamy innego wyjścia i dzwonimy po policję. Dla dobra wszystkich. Zdarza się, że z przymusem musimy takiego pacjenta zabrać do szpitala. Ale to już jest ostateczność - ja w ciągu 13 lat pracy może miałem dwa takie przypadki. Druga sprawa, to zdarzenia, które są efektem skutków ubocznych zażycia różnych środków, np. narkotyków. Są przypadki, gdy ktoś pod ich wpływem sam robi sobie krzywdę. W karierze mojej lub moich znajomych zdarzały się sytuację, gdy ktoś amputował sobie rękę lub zaczął się ciąć „na żywca”, bo wydawało mu się, że ma w środku obce ciało. (...)

Nie każdy chyba nadaje się do takiej pracy.

Nie mogą to być osoby z przypadku. Tak naprawdę, to system ich samodzielnie eliminuje. Nie każdy nadaje się do pracy w ciągłym stresie. Wykonujemy szybko tyle czynności, że nie ma miejsca na zastanawianie się.

Dzisiejsze wyposażenie to nie tylko nosze i torba ratownika.

Tak naprawdę to szpital na kółkach. Mamy w karetce specjalistyczną aparaturę i leki z każdej dziedziny medycyny ratunkowej, gdzie występuje stan zagrożenia życia - od zestawów porodowych po reanimacyjne, oparzeniowe. (…) Mamy nawet kaski, gdybyśmy musieli wchodzić do jakiś gruzowisk.

Bywacie w miejscach, w których was być nie powinno?

Zdarza się, że zespół ratownictwa medycznego wzywa się pod wpływem nerwów, nawet oszukując dyspozytora medycznego. I kiedy dojeżdżamy na miejsce okazuje się, że stajemy się częścią rodzinnego konfliktu, w którym mąż lub żona chcą byśmy stali się rozjemcami. Jesteśmy w miejscu, w którym nas nie powinno być. Są to śmieszne sytuacje, ale musimy sobie zdawać sprawę, że w tym momencie może nas faktycznie ktoś potrzebować, ktoś kogo życie wisi na włosku.

Nadal jesteście wzywani do… wypisania recepty?

Tak. Najczęściej robią to starsze osoby, które nie znają systemu ratownictwa medycznego i jak on w tej chwili funkcjonuje. W ostatnich latach zmiany te zachodziły u nas olbrzymie, a niestety nie szło to w parze z jakąkolwiek kampanią informacyjną. I niestety nasze społeczeństwo, a zwłaszcza osoby starsze nie są poinformowane, jak to wszystko działa w tej chwili - choćby to, że nie wypisuje się u nas już recept, nie wydaje się skierowań czy zwolnień lekarskich, ani też nie wypisuje się aktów zgonu. My już nie jesteśmy od czynności administracyjnych, tylko ratunkowych.

Mówiliśmy o traumatycznych zdarzeniach, ale przecież są i takie zakończone happy endem, jak choćby narodziny małej mieszkanki Jutrosina w karetce.

Emilka przyszła na świat w dość nietypowych warunkach. Urodziła się w karetce - w drodze z Jutrosina do Rawicza. Poród odebrali ratownicy. Nikt nie spodziewał się, że wszystko potoczy się tak szybko. Tym bardziej, że był to dopiero 32. tydzień ciąży. Poród jest fizjologią, ale poród wcześniaka już do nich nie należy. Tu jednak ratownicy medyczni: Piotr Wexej i Robert Staniewski stanęli na wysokości zadania. W ekspresowym tempie karetkę zamienili na salę porodową. To kolejny przykład, gdzie doskonale sprawdził się obecny system powiadamiania zespołów ratownictwa medycznego. Gdyby karetka do pacjentki jechała z Rawicza czas ten znacznie by się wydłużył, a tym samym prawdopodobnie poród odbyłby się w domu.

Czasami wasza praca bardziej przypomina surwiwal…

Albo działania na poligonie - skaczemy przez skarpy, brniemy w błocie, czołgamy się pod płotem. Bywa, że na miejsce nie dojedziemy karetką i trzeba pewien odcinek przejść pieszo. Sam już potrafiłem przejść 3 km z całym sprzętem ważącym ponad 100 kg, a w drodze powrotnej na desce transportowaliśmy pacjenta ważącego drugie tyle. Takie sytuacje zdarzają się najczęściej w lesie, gdzie dochodzi do urazów kończyn.

Jak ratownictwo zmieniło się w czasach covida?

Mamy znacznie więcej pracy. Przybyło nam wyjazdów, doszła nam nowa jednostka chorobowa, ale też w czasach, kiedy jest utrudniony dostęp do podstawowej opieki medycznej występuje zaostrzenie wielu innych chorób. To powoduje, że jest o wiele więcej interwencji, ale też ich zróżnicowanie jest ogromne. Tu problematyczny staje się fakt, że po wyjeździe do pacjenta covidowego, dla bezpieczeństwa naszego i innych pacjentów nasza karetka musi być dokładnie zdezynfekowana. Ta trwa do 2 godzin i tego nie da się „przeskoczyć”. Oczywiście takie dezynfekcje prowadzone są też po innych wyjazdach, np. do wypadków. Zdarza się, że wnętrze karetki jest pełne krwi i błota, a musimy pamiętać, że za chwile możemy jechać po rodzącą kobietę i wtedy musimy jej i dziecku zapewnić sterylne warunki. (...)

W dzisiejszych czasach ratownik medyczny to osoba, która toczy batalię o ludzkie życie, ale często też walczymy, żeby nikt nam nie zrobił krzywdy.

Jak rodzina zareagowała na fakt, że pana praca od marca stała się jeszcze bardziej niebezpieczna.

Są świadomi, jakie ryzyko niesie mój zawód. Choroby zakaźne istniały od zawsze i od zawsze braliśmy pod uwagę fakt, że możemy się czymś zarazić. Od momentu pojawienia się koronawirusa na bieżąco informowałem żonę i moją najbliższą rodzinę, jak wygląda u mnie sytuacja. Wiedzieli, że mam dostępne wszystkie możliwe środki, by dobrze się zabezpieczyć przed tym wirusem. Dużo rozmawialiśmy z żoną, czy mam wracać po dyżurze do domu, czy lepiej, żebym się odizolował. Ostatecznie doszliśmy do wniosku, że jeśli się odpowiednio zabezpieczam, to nie możemy dać się zwariować. Mamy małe dzieci, ale nawet one mogą przynieść wirusa z przedszkola, albo żona z pracy. Możemy go przynieść też ze sklepu. To taka jednostka chorobowa, że nawet nie wiadomo kiedy i od kogo możemy się zakazić. Żyjemy normalnie, ale w zabezpieczeniu, jak to ustawowo nam określono. Zawodowo, to czuję się w tej sytuacji trochę, jak żołnierz na wojnie.

Dlaczego został pan ratownikiem medycznym?

Anatomią człowieka zainteresowałem się już w szkole średniej. Interesowało mnie, co trzeba zrobić, by szwankujący organizm znów zaczął działać, dlaczego po wypadku drogowym tak ważne są te czynności, a nie inne. Nie pasjonowałem się pracą strażaka, policjanta, czy nauczyciela. Zamiast fascynować się strażackimi wozami, oczy świeciły mi się na widok karetki lub śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Dlatego też swoje hobby postanowiłem przekuć w zawód i po zdaniu matury kontynuowałem naukę na kierunku ratownictwo medyczne w studium policealnym, a następnie na uczelni wyższej. Obroniłem dyplom ratownika medycznego, zdałem państwowy egzamin i rozpocząłem pracę w zawodzie.


 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama