reklama
reklama

Rok temu ich dom strawił ogień. Dzięki wsparciu wielu życzliwych osób, udało się go odbudować

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Rok temu, gdy wszyscy przygotowywali wielkanocne śniadanie, rodzina Łysikowskich z Kawcza przeżywała tragedię. Spłonął ich dom oraz wszystko, co się w nim znajdowało. Tegoroczne święta będą jednak dużo lepsze. Zasiądą do stołu w odbudowanym domu.
reklama

W Wielką Niedzielę 2021 roku Donata i Mieczysław Łysikowscy, jak zwykle, zaczęli dzień nie od świętowania, ale od prac w przydomowym gospodarstwie. Pomagał im najmłodszy syn, który wyjątkowo wstał wcześniej. W domu zostało jeszcze dwoje nastoletnich dzieci. 15-letnia Ula pierwsza zauważyła dym i ogień. Wyszła przez okno i pobiegła po rodziców. Gdy dom już płonął, udało się jeszcze wydostać 16-letniego Nikodema - tak jak spał - w samej bieliźnie.

Mąż zdążył tylko wejść do kuchni, by odkręcić kran i zacząć gasić, ale butle z gazem syczały już i było za późno. Gdy tylko wyszedł na zewnątrz, płomienie były już wielkie. To trwało kilka minut. To jest straszna bezradność, widzieć, jak wszystko się pali, a nic nie można zrobić, bo z ogniem nie ma żartów - opowiadała kilka dni później Donata Łysikowska. 

Jak ustalono, powodem pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej. W pierwszej kolejności zapaliła się szafka, w której znajdowały się butle z gazem. Wszystko potoczyło się bardzo szybko, bo ogień przeniósł się na pozostałe pomieszczenia. Do działań ratowniczo-gaśniczych skierowano łącznie 9 zastępów straży, a także patrol policji i pogotowie energetyczne. Jak opisuje rodzina, jeszcze przez wiele godzin w środku pogorzeliska utrzymywała się bardzo wysoka temperatura - ściany były gorące, a z wentylacji wydobywał się gęsty dym.

Pomoc dla rodziny Łysikowskich z Kawcza ruszyła natychmiast

W dniu pożaru na miejscu zjawił się Maciej Dubiel, burmistrz gminy Bojanowo. Zapewnił rodzinie ciepłe, w pełni wyposażone mieszkanie w budynku na bojanowskim stadionie. Ośrodek Pomocy Społecznej w Bojanowie szybko uruchomił specjalne konto, na które można było wpłacać pieniądze na odbudowę domu Łysikowskich. Zresztą, pomoc ruszyła ze wszystkich stron - ze wsi, z gminy i innych miejscowości powiatu. 

Jeszcze pożar nie został ugaszony, a ludzie już przychodzili i pytali, co nam potrzeba - relacjonowała pani Donata dodając, że nic nie udało im się z płonącego domu wynieść.

Wszystko spłonęło - dowody osobiste, dokumenty związane z domem i gospodarstwem, komputery, książki dzieci, czy całe wyposażenie kuchni.

Z całego serca dziękujemy wszystkim, którzy okazali nam jakiekolwiek wsparcie: strażakom, którzy brali udział w akcji gaśniczej, panu burmistrzowi Maciejowi Dubielowi za mieszkanie i uruchomienie niezbędnych procedur - pomimo świąt, mieszkańcom Kawcza, okolic, sołtysowi, stowarzyszeniu KLAR, którzy podarowali nam wszystko, czego potrzebujemy, zanim zdążyliśmy o tym pomyśleć - zaznaczali Łysikowscy. 

Państwo Łysikowscy mogli liczyć na wsparcie rodziny

Najbardziej jednak mogli liczyć na pomoc rodziny. A jest ona spora. Donata i Mieczysław Łysikowscy są rodzicami dziewięciorga dzieci - 5 synów i 4 córek -  z których 6 już założyło własne rodziny. - Mam nie tylko wspaniałe dzieci, ale też niezawodnych zięciów, synowe oraz ich rodziny, które także nas wspierają, nasze rodzeństwo, teściów, przyjaciół - zaznaczała pani Donata. Dodaje, że gdy oni z mężem załatwiali niezbędne formalności, w ciągu kilku godzin zięciowie zamienili zwykłe pomieszczenie gospodarcze w kuchnię - pomalowali ściany, położyli wykładzinę, zawiesili szafki, ustawili sprzęty i zgromadzili pierwsze niezbędne rzeczy, tak by podczas codziennej pracy rodzice mogli się ogrzać i choć wypić coś ciepłego. 

Gospodarstwo ocalało

Mimo tragedii, małżeństwo cieszyło się, że w pożarze nikt nie ucierpiał i ocalało także gospodarstwo rolne, w którym hodują krowy mleczne. Hodowla to podstawa ich dochodu. Musieli jednak od nowa uzyskać wszystkie niezbędne dokumenty, które są potrzebne do prowadzonej przez nich działalności, bo spłonęły. Dom, a raczej jego pozostałości trzeba było jednak zburzyć. Zdecydowano, że musi być zbudowany od nowa. Na ten cel uruchomione zostały dwie zbiórki. Pieniądze można było wpłacać na specjalne konto bojanowskiego OPS-u lub za pośrednictwem portalu zrzutka.pl.

Nigdy nie mieliśmy żadnych luksusów i nadal ich nie oczekujemy. Chcemy jedynie wrócić do siebie - podkreślała rok temu Donata Łysikowska. 

By nie musieć dojeżdżać z Bojanowa do pracy w gospodarstwie, Łysikowscy kupili tzw. domek holenderski, który stanął na ich posesji. To w nim spędzili kolejne miesiące. Wkrótce jednak zniknie, bo po upływie roku dom znów stoi. Wielkanoc 2022 roku rodzina spędzi już u siebie. 

Budowa domu to było duże obciążenie

Nowy dom wygląda niemal tak samo jak stary, ale ma użytkowe piętro i jest o 2 metry szerszy od poprzedniego. Jest też inaczej postawiony, bo jego główne wejście znajduje się teraz od wschodu, a nie od południa. Choć jeszcze wiele zostało do wykończenia, już można w nim mieszkać.

Robiliśmy, co mogliśmy, by budowa postępowała. Mieliśmy środki z dwóch zbiórek, wzięliśmy kredyt, no i mogliśmy liczyć na dużą pomoc rodziny, znajomych, mieszkańców wioski i innych miejscowości w całym powiecie - podkreśla Donata Łysikowska. - To było bardzo duże obciążenie, mnóstwo pracy, ale gdybyśmy zaczęli później, nie udałoby się, bo ceny zaczęły rosnąć w szalonym tempie. 

Rodzina Łysikowskich wreszcie u siebie

Rodzina nie ukrywa, że dzięki zagospodarowaniu poddasza, ma więcej przestrzeni, bo każde z dzieci ma teraz swój pokój. Wcześniej mieli trzy pokoje, kuchnię i łazienkę. Teraz na samym poddaszu udało się utworzyć 4 pokoje, a na dole salon z kuchnią i jeszcze jednym maleńkim pokojem. W nowym domu nie ma żadnych luksusów, ale jest wszystko to, co niezbędne.

- Sporo mebli otrzymaliśmy od ludzi, meble kuchenne również kupiliśmy używane. Podarowano nam też dwa duże stoły i sporo krzeseł, więc - co najważniejsze - rodzina zmieści się na święta - podkreślają. - Gdy wnosiliśmy nasze rzeczy do domu i mogłam układać wszystko w szafkach, to było dla mnie bardzo duże przeżycie. Proszę mi wierzyć, że łzy same leciały mi po twarzy, gdy układałam szklanki i talerze na półkach. Nie mogłam uwierzyć, że już możemy mieszkać u siebie, że naprawdę się udało - opowiada Donata Łysikowska. - Jeszcze dużo jest to zrobienia, ale póki co, powiesiłam szybko firankę w oknie kuchennym, by było ładnie chociaż w miejscu, gdzie w święta spędzimy najwięcej czasu - dodaje.

Przy nowym domu będzie też ogródek

Wykonano już także zadaszenie nad tarasem, który ma w przyszłości powstać za domem. Pani Donata już nie może się doczekać, kiedy na nowo będzie mogła urządzić tam zniszczony akcją gaśniczą ogród kwiatowy i warzywny.

 Za to biorę się już po świętach, bo czas goni. Trzeba wszystko zasiać, by mieć własne warzywa. Zawsze je miałam, a teraz tym bardziej są potrzebne patrząc na ceny w sklepach - stwierdza.

Rodzina z Kawcza wyraża także podziękowania.

Nie jesteśmy w stanie zliczyć osób, które nam pomogły i wymienić ich z imienia i nazwiska. Każdej jednej osobie jesteśmy jednak bardzo wdzięczni za to, że mogliśmy wrócić do domu. Cieszymy się niesamowicie, że mogliśmy wrócić do siebie - podkreślają Łysikowscy.

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama